Błysk w oczach i poszukiwanie nowych lądów Ostatnia aktualizacja: 20.04.2022 10:00 Zamiast odcinania kuponów i odgrzewania kotletów powiew świeżości i nowa porcja przebojów – taki sposób na świętowanie 40-lecia T.Love wymyślił lider zespołu. Aby osiągnąć zamierzony cel, skrzyknął ponownie muzyków, wraz z którymi odnosił sukcesy na początku lat 90. T.Love AD 2022 z nadzieją patrzy w przyszłośćFoto: mat. promocyjne / Jacek Poremba – Nie jestem jakiś megasentymentalny, ale czterdziestka to jest już dużo i mówię, że może spróbujemy to uczcić. Ale nie tak, jak wszystkie zespoły, które po prostu jadą w trasę i grają same hity, tylko jeżeli coś robić, to trzeba wydać nowy album i pokazać, jak obecnie zespół się prezentuje – tak swój przepis na udane świętowanie okrągłego jubileuszu opisał Muniek na antenie Polskiego Radia. Przekładając to na praktyczne działania, wokalista – niczym trener piłkarskiej reprezentacji – osobiście udał się z wizytą do każdego z muzyków, których zapragnął mieć w składzie reaktywowanego po kilku latach zespołu. – U wszystkich widziałem błysk w oczach – zapewniał selekcjoner Staszczyk. Stara gwardia, nowe brzmienia W nowej ekipie znalazło się miejsce dla gitarzystów Jana Benedeka i Jacka Perkowskiego, basisty Pawła Nazimka i perkusisty Sidneya Polaka. Wierni fani mogą przeżyć déjà vu, bowiem dokładnie ten sam skład nagrał bestsellerową płytę "King". Czy "Hau! Hau!" powtórzy jej sukces? Jeśli tak, to nie dzięki prostemu skopiowaniu stylu, który sprawdził się 30 lat wcześniej. Na nowym albumie nie ma już gitarowych riffów w stylu The Rolling Stones, z których kiedyś słynął Benedek. Jest za to więcej nowoczesnej elektroniki i tanecznych rytmów, lubianych przez stacje radiowe. Dodatkowy powiew świeżości zapewnia Kasia Sienkiewicz, urodzona rok po wydaniu "Kinga" wokalistka grupy Kwiat Jabłoni, śpiewająca gościnnie w piosence "Pochodnia". Po 40 latach funkcjonowania okręt z napisem "T.Love" na burcie złapał więc ponownie wiatr w żagle i, mimo licznych perturbacji, wciąż płynie do przodu pod dowództwem tego samego rockandrollowego chuligana rodem z Częstochowy, który z upływem czasu nabrał filozoficznego dystansu do życia. – Cieszę się, że żyjemy jako zespół i że nagraliśmy moim zdaniem bardzo fajny album. Jest w tym jakaś świeżość, a trudno być świeżym zespołem po 40 latach grania – wyznaje, nie bez racji, Muniek Staszczyk.