T.love

T.Love - 40 lat
Powrót

Gwiazdy bez grosza przy duszy

Ostatnia aktualizacja: 20.04.2022 03:00
Setki koncertów, radiowe przeboje, nieźle sprzedające się płyty – to wszystko na nic! W późnych latach 80. większy dochód niż muzykowanie przynosiło szmuglowanie magnetowidów za wschodnią granicę. O ile – jak w przypadku Muńka – nie skończyło się spektakularną klapą i potężnym długiem…
Finansowa sytuacja muzyków T.Love pod koniec lat 80. nie była kolorowa...
Finansowa sytuacja muzyków T.Love pod koniec lat 80. nie była kolorowa...Foto: PAP / Ireneusz Radkiewicz

"My marzyciele", "Garaż '86", "To wychowanie", "IV Liceum", "Autobusy i tramwaje" – wszystkie te utwory, pochodzące z drugiej połowy lat 80., śmiało można nazwać przebojami. Zespół T.Love Alternative, po wyjściu z alternatywnej niszy, słusznie został przemianowany na T.Love. Po wydaniu własnym sumptem półamatorskich kaset "Nasz Bubelon" i "Chamy idą" grupa doczekała się oficjalnej płyty koncertowej "Miejscowi – Live", a niedługo później weszła do studia, by zarejestrować materiał na album "Wychowanie".

Nagrane w profesjonalnym studiu S4 przy ul. Woronicza dźwięki były dość dalekie od tego, co wymarzyli sobie muzycy T.Love. – Ta płyta ma się nijak do tego, jak ten zespół wtedy grał – narzekał po latach saksofonista Tom Pierzchalski. Zawiniła przede wszystkim produkcja albumu, która pozbawiła grupę znanego z koncertów rockowego pazura. Najgorsze jednak było to, że członkowie zespołu wciąż nie byli w stanie utrzymać się z grania, co zmuszało ich do podejmowania desperackich decyzji.

Frajerzy z zapasem magnetowidów

Pewnego razu T.Love, wraz z grupą Daab, został zaproszony na koncerty do bratniego Związku Radzieckiego. Muzycy obu kapel zwietrzyli w tym szansę na dodatkowy dochód, wynikający ze sprzedaży na tamtejszym czarnym rynku magnetowidów zakupionych za dolary w polskim Peweksie. Sprzęt nie był tani, więc aby wejść w jego posiadanie, Muniek zadłużył się u rodziny i znajomych na astronomiczną wówczas kwotę 400 dolarów, która jednak miała zwrócić się z nawiązką po wykonaniu całej operacji.

Plan wziął w łeb już przy przekraczaniu granicy, kiedy duża liczba magnetowidów wzbudziła podejrzenia u radzieckiego celnika. Muzycy zarzekali się, że są im one potrzebne do zrobienia spektakularnego show podczas koncertów, co nie przekonało funkcjonariusza, który wręczył im wypisany ręcznie dokument mający potwierdzić, że sprzęt zostanie przywieziony z powrotem do Polski. Przestraszeni artyści nie odważyli się sprzedać magnetowidów za wschodnią granicą i grzecznie wrócili z nimi po koncertach, co wywołało zdumienie kolejnego radzieckiego celnika, który nie mógł uwierzyć własnym oczom. Gdy pokazano mu notatkę sporządzoną kilka dni wcześniej przez jego kolegę, powiedział: "Ale frajerzy jesteście, tu nie ma żadnej pieczątki, ten papier jest nieważny!" – tak przynajmniej wspominał tamto wydarzenie basista Jacek "Koniu" Śliwczyński.

Finansowe tarapaty, w jakie popadł po tej przygodzie lider T.Love, nałożyły się na coraz większe niesnaski wewnątrz grupy. W tej sytuacji z końcem czerwca 1989 roku Muniek postanowił rozwiązać zespół i kilka tygodni później udał się za chlebem do Londynu. Tam dopadła go emigracyjna nostalgia, która zaowocowała napisaniem piosenki "Warszawa", mającej otworzyć zupełnie nowy rozdział w historii T.Love.

powrót