To nie tak, że po zawieszeniu działalności Abby słuch o jej członkach zaginął, a oni sami odwrócili się plecami do fanów i całej branży muzycznej. Björn i Benny pozostali w owocnej artystycznej komitywie, ich byłe żony też nie zamierzały rezygnować z muzycznej kariery. Już w 1982 roku Frida, z producencką pomocą Phila Collinsa, nagrała bestsellerowy album "Something's Going On". Rok później ukazał się ciepło przyjęty longplay Agnethy "Wrap Your Arms Around Me". Wyglądało na to, że czteroosobowy organizm Abby podzielił się na kilka niezależnych od siebie bytów, które będą dostarczać uciechy fanom przez wiele kolejnych lat.
Muzyczne ścieżki obu pań okazały się jednak coraz węższe i bardziej kręte, by w końcu wyprowadzić je na obrzeża show-biznesu. Być może miały na to wpływ perturbacje w życiu osobistym artystek, a może ich niezaprzeczalne talenty wokalne stopniowo usychały odcięte od kompozytorskiego paliwa Björna i Benny'ego – w każdym razie w nowym stuleciu Frida nie wydała już ani jednej płyty długogrającej, a dwa albumy Agnethy, choć nie były komercyjną porażką, nie wywołały trzęsienia ziemi na muzycznej scenie.
Czas na nową podróż
Ono nadeszło dopiero niedawno i to bez ostrzeżeń ze strony sejsmologów prognozujących gwałtowne zjawiska w muzycznym biznesie. We wrześniu 2021 roku w mediach ukazał się komunikat o tym, że nagrana cichaczem, pierwsza od 40 lat płyta Abby jest już niemal gotowa do wydania. Dowodem były dwa opublikowane tego samego dnia nowe utwory o znamiennych tytułach: "I Still Have Faith in You" i "Don't Shut Me Down", które można przetłumaczyć jako "Ciągle w was wierzymy" i "Nie uciszajcie mnie".
O zespole znów zrobiło się więc głośno, tym bardziej że wieściom o albumie "Voyage" towarzyszyła zapowiedź serii koncertów. Fanom, podekscytowanym perspektywą ponownego zobaczenia na jednej scenie Agnethy, Fridy, Björna i Benny'ego, radość mącił nieco fakt, że nie mieli to być członkowie Abby z krwi i kości, lecz ich awatary, przygotowane z wielką starannością przez fachowców ze studia Industrial Light & Magic. Sami muzycy brali aktywny udział w ich tworzeniu, tańcząc i śpiewając przez kilka tygodni w specjalnych kombinezonach wyposażonych w dziesiątki czujników rejestrujących każdy ruch.
Muzyczny wehikuł czasu
Tak unowocześniona Abba zawojuje chyba serca publiczności, o czym świadczą pierwsze recenzje londyńskich koncertów. "Efekt jest zadziwiająco realistyczny. Trzeba to zobaczyć na własne oczy, by w to uwierzyć" – zachwycał się dziennikarz BBC. W wybudowanej specjalnie do tego celu Abba Arenie zaplanowano łącznie 196 występów. Potem zapewne cała machina ruszy w świat, by zaprezentować show również w innych wielkich miastach.
Zastąpienie członków Abby ich wirtualnymi odpowiednikami może się okazać biznesowym strzałem w dziesiątkę. Awatary nie męczą się, nie starzeją, nie mają gwiazdorskich kaprysów (zresztą muzycy zespołu też ich raczej nie miewali), a na dodatek można je "zatrudnić" w wielu lokalizacjach naraz. Show "Voyage" pokazuje członków grupy takimi, jakimi byli pod koniec lat 70., a więc u szczytu popularności. Być może zapewni im też sceniczną nieśmiertelność w czasach, gdy wszyscy oni będą już spoczywać w grobowcach z epitafium takim jak tytuł jednego z nagranych przez nich nieśmiertelnych przebojów: "Thank You for the Music" – "Dziękujemy za muzykę".