Za odwołaniem Niesiołowskiego głosowało w środę siedmioro posłów, przeciw było 14, jeden wstrzymał się od głosu. Głosowanie poprzedziła burzliwa dyskusja.
Uzasadniając złożony w środę wniosek o odwołanie przewodniczącego komisji, poseł Mariusz Kamiński (PiS) powiedział, że zachowanie Niesiołowskiego w stosunku do Stankiewicz nigdy nie powinno mieć miejsca.
"Pomiędzy politykami dochodziło i będzie dochodzić do ostrych scysji, do ostrych słów. To jest w demokracji normalne. Ale nigdy nie zdarzyło się, żeby parlamentarzysta, przewodniczący komisji obrony narodowej używał wobec dziennikarki tak ostrych słów - padły słowa +won stąd+ - żeby chwytał za kamerę, żeby w oczach opinii publicznej w ten sposób atakował przedstawiciela polskich mediów" - podkreślił.
Dodał, że incydent ze Stankiewicz nie był jedynym nagannym zachowaniem Niesiołowskiego. "Tylko w tej kadencji Sejmu wpłynęło dziewięć wniosków do komisji etyki o ukaranie posła Stefana Niesiołowskiego za jego wypowiedzi. W poprzedniej kadencji było to 13 wniosków" - wyliczał.
Będący świadkiem zdarzenia z udziałem Niesiołowskiego i Stankiewicz Paweł Suski (PO) ocenił, że wniosek PiS ma charakter polityczny. "Uzasadnienie wniosku, oparte o to zdarzenie, nie polega na prawdzie, ponieważ to dziennikarka w natarczywy sposób usiłowała wymusić udostępnienie wizerunku czy też uzyskanie wywiadu od przewodniczącego Niesiołowskiego. Wielokrotnie przewodniczący uprzedzał i prosił o to, aby nie był filmowany i o to, aby dziennikarka odstąpiła, uzasadniając to również swoim wzburzeniem" - powiedział.
Odnosząc się do zarzutów PiS, Niesiołowski powiedział, że "fakty były takie", że był "molestowany, nękany i atakowany" przez Stankiewicz. Ją samą określił mianem "agitatorki".
Podkreślił, że nie dotknął Stankiewicz, a jedyną "niewłaściwością" z jego strony było użycie słów "won stąd". "Za to słowo, jeżeli panią to dotknęło, bardzo panią przepraszam. To słowo nie powinno paść" - zwrócił się do obecnej na posiedzeniu komisji Stankiewicz.
Z kolei Stankiewicz powiedziała, że Niesiołowski kłamie. Zaznaczyła, że to on ją zaatakował i uporczywie ją obrażał.
Zapowiedziała, że przeciwko Niesiołowskiemu skieruje sprawę do sądu. "To będzie najprawdopodobniej sprawa i cywilna i karna" - powiedziała.
Niesiołowski powiedział, że chętnie spotka się ze Stankiewicz w sądzie. "Liczę na to, że pani Stankiewicz - pobita przeze mnie i atakowana - zgłosi do sądu o pobicie i udowodni, że ją pobiłem. Tak więc z najwyższą radością z panią Stankiewicz spotkam się w sądzie i będę bronił się przed zarzutem pobicia" - dodał.
O możliwości popełnienia przestępstwa przez Niesiołowskiego w poniedziałek zawiadomiło prokuraturę PiS. Według tej partii poseł PO dopuścił się groźby karalnej - zniszczenia mienia - kamery; naruszył nietykalność cielesną dziennikarki, a także uniemożliwiał jej wykonywanie czynności zawodowych.
Do zdarzenia doszło 11 maja podczas prowadzonej przez związkowców blokady Sejmu Dokumentalistka Ewa Stankiewicz (autorka m.in. filmu "Solidarni 2010") filmowała posła PO, mimo że mówił, by tego nie robiła. "Won stąd" - rzucił Niesiołowski do Stankiewicz i odepchnął kamerę.