Przed komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową stawił się szef PiS, były premier Jarosław Kaczyński.
Przywódca największej partii opozycyjnej
zrezygnował z prawa do swobodnej wypowiedzi.
Posłowie
pytają byłego premiera między innymi o jego udział w pracach nad ustawą
o grach losowych. Szef PiS zapewnił, że nigdy nie miał do czynienia z
naciskiem lobbystów w tej sprawie. Podkreślił jednak, że lobbing może
być zarówno legalny jak i patologiczny, kiedy to politycy są od
lobbystów uzależnieni.
"Z
tego rodzaju patologiczną sytuacją mieliśmy do czynienia w aferze,
która jest przedmiotem prac komisji, w aferze hazardowej rządu Donalda
Tuska" - podkreślił prezes PiS.
Prezes PiS przedstawił
hipotetyczną sytuację, w której ABW wykrywa zabójców gen. Papały i
jednocześnie szef Agencji zostaje zwolniony. Zaznaczył, że wówczas
powstaje domysł, że ci, którzy decydują o zwolnieniu szefa ABW, mają
jakieś interesy, aby "kryć sprawę".
"Można mówić o aferze Donalda Tuska"
"Tego
rodzaju zjawisko wystąpiło w tym wypadku (tzw. afery hazardowej),
dlatego można mówić nie tylko o aferze tych panów, których nagrywano,
ale także o aferze Donalda Tuska" - podkreślił.
Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego po wykryciu afery hazardowej nie było odpowiedniej reakcji ze strony rządu.
Według
prezesa PiS wiele działań, które były podejmowane po wykryciu tzw.
afery hazardowej, weryfikuje tezę, że "mamy do czynienia z czymś bardzo
poważnym, co sięga najwyższego szczebla władzy".
Jarosław
Kaczyński ocenił, że prace nad ustawą hazardową wyglądały zupełnie
inaczej za rządów PiS i obecnie. Podkreślił, że w czasie, gdy był
premierem, kontaktował się ze spółką skarbu państwa, a w tzw. aferze
hazardowej "chodzi o zabiegi podmiotów prywatnych".
Rząd chciał nadrobić opóźnienia
Jarosław
Kaczyński wyjaśnił, że pomysł napisania nowej ustawy hazardowej w
czasach rządów PiS związany był z potrzebą zapewnienia środków na
budowę obiektów sportowych. Były premier podkreślił, że kwestia hazardu
była wtórna wobec sprawy zdobycia środków na sport. Polska miała bowiem
ubiegać się w przyszłości o organizację olimpiady. Dodał, że jego rząd
chciał nadrobić wieloletnie opóźnienia w tej dziedzinie.
Były
premier przyznał, że w pracach nad ustawą hazardową brali udział
specjaliści z Totalizatora Sportowego. Podkreślił jednak, że ich udział
ograniczał się do doradzania.
Prezes
PiS mówił, że w pracach nad ustawą hazardową w jego rządzie postępowano
zgodnie z procedurami, a Centralne Biuro Antykorupcyjne nie wykryło
żadnych nieprawidłowości.
Były premier poinformował, że
zaniepokoił się dopiero wtedy kiedy projekt ustawy o hazardzie -
napisany w Totalizatorze - trafił do wicepremiera Gosiewskiego poprzez
klub parlamentarny.
Były
szef rządu powiedział, że we wrześniu 2006 roku rozmawiał z ówczesnym
szefem Biura Mariuszem Kamińskim, który zapewnił go, że CBA nie
doszukało się ani złamania prawa karnego, ani naruszenia norm moralnych.
Jarosław
Kaczyński dodał, że prześledził również drogę, jaką przeszła ustawa w
partii i klubie PiS. Najpierw wiceminister finansów Marian Banaś uznał,
że ustawa powinna być realizowana drogą klubową i przekazał ją
Krzysztofowi Jurgielowi, wiceszefowi klubu PiS do spraw legislacyjnych.
Ten przekazał ją Przemysławowi Gosiewskiemu, a ten z kolei zwrócił ją
wiceministrowi Banasiowi. Sprawa została zamknięta po tym, jak
negatywną opinię wydał Stanisław Kluza najpierw wiceminister, a potem
minister finansów w rządzie PiS.
Pytany o to, kto był
inicjatorem sprowadzenia wideoloterii na polski rynek Jarosław
Kaczyński powiedział, że stosowne zapisy były już w ustawie z 2003
roku, czyli z czasów rządów SLD. Odnosząc się do działania swojego
rządu mówił, że odwołano się do przepisów o wideoloteriach, by wzmocnić
pozycję Totalizatora Sportowego. Przyznał, że słaba pozycja tej spółki
była zdaniem jego partii niedobra dla kraju. Dodał, że PiS chciał
monopolu, gdyż Totalizator jest spółką misyjną, która z hazardu i gier
losowych finansuje sport, ale przepisy unijne na to nie pozwalały.
Spór w sprawie budowy NCS
Szef
PiS tłumaczył, że w trakcie prac nad możliwościami zdobycia środków na
sport istniał spór między stanowiskiem postulującym finansowanie tych
celów z budżetu zasilonego zyskami z hazardu lub pośrednio - z
Totalizatora.
Na jego decyzję o wyborze pierwszego
rozwiązania wpłynęły argumenty minister finansów dotyczące konsolidacji
finansów publicznych. Zyta Gilowska podkreślała, że rozwiązanie
spowoduje decentralizację tych finansów. Do tego dochodziły
zastrzeżenia Ministerstwa Sportu, obawy o przejrzystość działania
spółki, która zostałaby powołana przez Totalizator Sportowy.
Tłumacząc
swoje poparcie dla Totalizatora Sportowego, były premier przypomniał,
że ta firma to nie tylko spółka należąca do skarbu państwa. Dodatkowo
jest zobowiązana do działalności misyjnej - finansowania sportu.
Jarosław Kaczyński przyznał, że w świetle tych faktów był
zainteresowany, by to Totalizator miał jak największy udział w runku
hazardowym, a co za tym idzie - większe zyski. Przypomniał, że w
czasach jego rządów rozpoczęto między innymi program budowy boisk,
obecnie realizowany w ramach programu Orlik.
Były premier
podkreślił, że Totalizator tracił pozycję na rynku, a jednym z pomysłów
jej wzmocnienia były wideoloterie - uderzające w prywatnych konkurentów.
Prezes
PiS zeznał, że gdy był premierem, zmienił zdanie ws. budowy NCS przez
Totalizator Sportowy pod wpływem argumentacji ówczesnej minister
finansów Zyty Gilowskiej. Jak mówił, stało się to w lecie 2007 r.
Były
premier zaznaczył, że w sprawie budowy Narodowego Centrum Sportu był w
jego rządzie spór. Tłumaczył, że pierwsze stanowisko zakładało
finansowanie NCS z budżetu, który miał mieć dodatkowe zyski z hazardu;
a według stanowiska drugiego budowę obiektów sportowych miał finansować
Totalizator Sportowy z dodatkowych zysków.
Szef PiS
podkreślił, że Ministerstwo Finansów opowiadało się za rozwiązaniem
przewidującym finansowanie obiektów sportowych z budżetu, a
Ministerstwo Skarbu Państwa przychylało się do koncepcji, w której
finansowanie miało być z Totalizatora.
Były premier mówił, że
w dyskusji na ten temat był początkowo po stronie tych, którzy uważali,
że należy to zrobić przez TS, jednak później zmienił zdanie. Wyjaśniał,
że stało się to głównie pod wpływem argumentacji przedstawionej mu
przez Gilowską.
Relacjonował,
że minister finansów przekonała go, że z punktu widzenia konsolidacji
finansów publicznych, którą realizował jego rząd, lepiej byłoby, żeby
finanse nie były rozproszone, a tak działoby się, gdyby inwestorem NCS
był Totalizator. Jarosław Kaczyński zaznaczył, że zdał ponadto sobie
sprawę, że TS musiałby w tym celu powołać spółkę-córkę, której rząd nie
mógłby kontrolować. Do tego - opowiadał - dochodziła ewolucja
stanowiska Ministerstwa Sportu, które zaczęło się obawiać, że poniesie
straty związane z takim rozwiązaniem.
"Kiedy to wszystko
sobie w pewnym momencie podsumowałem, to doszedłem do wniosku, że
trzeba jednak się przychylić do tego, co proponuje pani premier
(Gilowska)" - mówił szef PiS.
Jak dodał w tej sprawie
znaczenie miało też stanowisko nowej minister sportu Elżbiety Jakubiak.
"Doszło do zmiany stanowiska i w związku z tym ta budowa przez
Totalizator została zaniechana, wydano odpowiednie decyzje. To było,
ile sobie dobrze przypominam, gdzieś w lecie 2007 r." - mówił były
premier.
Jarosław Kaczyński przyznał, że na ustawie zyskaliby
przede wszystkim Totalizator Sportowy oraz skarb państwa. Były premier
zaznaczył, że nie miał świadomości o umowach Totalizatora z
podwykonawcami, między innymi z firmą G-Tech, która zyskałaby również
na wprowadzonych zmianach. Jarosław Kaczyński zeznał, że o umowie
dowiedział się dopiero, gdy afera hazardowa rządu Donalda Tuska wyszła
jaw.
"Nie znam nikogo z CBA"
Jarosław
Kaczyński zaprzeczył, by utrzymywał kontakty pozasłużbowe z wysokimi
funkcjonariuszami CBA. Były premier zapewnił, że ani Mariusz Kamiński,
ani wysocy funkcjonariusze CBA nie odwiedzali siedziby partii w czasie,
gdy trwały działania służby w sprawie afery hazardowej.
O
spotkania z pracownikami CBA pytał poseł Jarosław Urbaniak.
Interesowało go, czy szef PiS-u spotykał się z funkcjonariuszami CBA w
ostatnim okresie. Jarosław Kaczyński zapewnił, że nie zna osobiście
nikogo z wysokich funkcjonariuszy CBA, poza Mariuszem Kamińskim.
Zapewnił, że Kamiński od czasu, gdy stanął na czele CBA, nie gościł w
siedzibie PiS-u na ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie.
Poseł
Urbaniak zakończył serię pytań do byłego premiera zapowiedzią złożenia
wniosku o przekazanie komisji audytu z kontroli wewnętrznej w CBA.
Poseł oczekuje przede wszystkim informacji z rejestru GPS samochodów
służbowych CBA.
"Czy gra pan w golfa?"
Podczas
obrad komisji doszło na chwilę do rozluźnienia, kiedy wicemarszałek
Franciszek Stefaniuk pytał świadka o sport. Zaznaczył, że nie będzie
pytał o przejęcie władzy, ale zażartował, że nie może się tak szybko
przestawić po dociekaniach posła PO, że "aż mu się ciśnie na usta"
pytanie, czy Jarosław Kaczyński grał w golfa.
Wywołało to
śmiech na sali. "Z przykrością muszę powiedzieć, że nie. Bardzo bym
chciał umieć grać w golfa i mieć takie możliwości. Ale nie mam, nie
umiem i to jest chyba stan stały" - odparł były premier. "I ja też nie,
no widzi pan jaka to niesprawiedliwość" - dodał Stefaniuk w atmosferze
narastającego rozbawienia.
Przywoływany
do porządku przez szefa komisji Mirosława Sekułę (PO), Stefaniuk
odparł, że "pozwala sobie na to rozluźnienie, bo jak inni grają w
golfa, to wcale nie jest to śmieszne".
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)