Senator Krzysztof Piesiewicz powiedział, że stara się
uporządkować swoje życie, po zamieszaniu jakie wywołała sprawa - jak
sam twierdzi - szantażu, którego padł ofiarą.
"Nazwijmy to kryminalny incydent dokonany przez złych ludzi, bardzo pazernych, z ogromnym tupetem" - mówił.
"Czy ja mogę sobie coś zarzucić? Tak. Naiwność, lekkomyślność" - powiedział Piesiewicz w niedzielę w telewizji Religia.tv.
"Ale
ja się kontaktuję z tak ogromną ilością ludzi - znaczy kontaktowałem
się, bo teraz jestem kompletnie wyizolowany. Staram się dojść do
siebie, poukładać klocki porozwalane. Muszę to zrobić z bardzo wielu
powodów, bo to nie tylko jest moje życie, ale życie mojego otoczenia,
najbliższych. I ja to zrobię" - mówił senator.
Nigdy nikogo nie skrzywdziłem
"Muszę
mieć siłę, tym bardziej, że uważam, że pewnych rzeczy nie musi się
robić. Musi się mieć w sobie tylko jedno - trzeba być. Wiem jedno, że
nigdy nie wyrządziłem nikomu żadnej krzywdy. Zawsze wszystko co robiłem
było intuicyjne, instynktowne, zostawałem naprawdę adwokatem, żeby być
adwokatem, żeby bronić albo pomagać" - zaznaczył.
Piesiewicz
podkreślił, że będzie się starał, "żeby to traumatyczne doświadczenie,
to rozwalenie", z którego stara się wyjść, dało mu "możliwości
funkcjonowania jeszcze silniej". "Żeby wyciągać z tego wnioski, żeby
wyciągać z tego doświadczenia również treści, żeby znaleźć sens i żeby
szukać odpowiedzi na to co się stało w sobie, a nie w innych" - mówił.
Dopytywany,
czy sam nie sprowokował tego "kryminalnego incydentu", odparł: "nie,
przecież nie można dokonywać prowokacji przeciwko sobie". "To była
sytuacja taka, że ja spotkałem tę osobę dwa razy, a potem było wszystko
przygotowywane, bardzo precyzyjne, przez cztery tygodnie" -
relacjonował.
Senator stwierdził, że oczekuje od opinii
publicznej "spokojnego spojrzenia" na jego osobę. "Wybaczenia
lekkomyślności przy tym incydencie i dostrzeżenia, że różne sytuacje,
które spotykały mnie w życiu i cała moja działalność, to nie było
łapczywe walczenie ani o profity, ani o sukces" - wyliczał.
Piesiewicz
pytany o swoje plany, powiedział, że czeka spokojnie na to, żeby "opadł
kurz medialnego ukłucia". "Jest pytanie: kim ja już nie chcę być. Ale
na to jeszcze nie potrafię odpowiedzieć" - mówił.
Senat nie chce uchylić immunitetu
Senat
nie zgodził się w środę na uchylenie immunitetu Piesiewiczowi.
Prokuratura, która o to wnioskowała, zamierzała mu zarzucić popełnienie
przestępstw opisanych w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii:
posiadania kokainy i nakłaniania innych osób do jej zażycia.
Członkowie
senackiej komisji regulaminowej, która wcześniej negatywnie
zaopiniowała wniosek śledczych, argumentowali, że jest on
"przedwczesny" i w tej chwili nie ma podstaw do uchylenia Piesiewiczowi
immunitetu.
Wniosek prokuratury o wyrażenie zgody na
pociągnięcie do odpowiedzialności karnej senatora to pokłosie innego
postępowania, które - jak podał w grudniu "Wprost" - prokuratura
wszczęła po doniesieniu samego Piesiewicza. Senator twierdził, że padł
ofiarą grupy szantażystów. 18 listopada na zlecenie śledczych doszło do
zatrzymania osób wskazanych przez parlamentarzystę. Jak nieoficjalnie
dowiedział się "Wprost", zatrzymani oskarżyli Piesiewicza o posiadanie
kokainy.
Piesiewicz powiedział wówczas "Wprost", że sam
poprosił o uchylenie immunitetu i wyraził zgodę na pociągnięcie go do
odpowiedzialności karnej. "Złożyłem pismo do marszałka Senatu. Zostałem
pomówiony i chcę złożyć w tej sprawie wyjaśnienia w prokuraturze. Na
temat samego śledztwa nie mogę się wypowiadać. Mogę tylko powiedzieć,
że pomówienia są jego niewielkim fragmentem" - mówił tygodnikowi
senator PO.
Z kolei "Rzeczpospolita" podała, że w połowie
października do redakcji "Rz" zgłosiła się kobieta, która twierdziła,
że "ma nagrania kompromitujące jednego z wpływowych senatorów
Platformy". "Super Express" zamieścił na swojej stronie internetowej
film, który ma być dowodem, że Piesiewicz zażywał narkotyki. "SE"
napisał, że jedno z nagrań senator obejrzał w towarzystwie dziennikarza
"SE"; Piesiewicz zaprzeczył jednak, że zażywał narkotyki. "To nie była
kokaina, ale sproszkowane lekarstwa" - mówił "SE".
W
konsekwencji wniosku prokuratorskiego senator Piesiewicz sam zrzekł się
immunitetu, jednak senacka komisja regulaminowa zwróciła się do niego o
wyjaśnienia, a potem także o uściślenie swojego oświadczenia.
Piesiewicz wysłał list z wyjaśnieniami swojej decyzji, lecz samego
oświadczenia nie uzupełnił. Szef komisji Zbigniew Szaleniec (PO)
powiedział PAP, że z poufnego listu Piesiewicza do członków komisji
wynikało, że Piesiewicz po przeanalizowaniu stanu prawnego postanowił
wycofać swoją zgodę i pozostawić decyzję w tej sprawie Senatowi.
PAP