Sejmowa komisja hazardowa przesłuchała Sławomira Łopalewskiego,
Piotra Goska i Grzegorza Sołtysińskiego. Gosek i Sołtysiński są
członkami zarządu Totalizatora Sportowego. Sławomir Łopalewski był w
zarządzie tej spółki w latach 2006 - 2008.
O wezwanie wszystkich trzech świadków wnioskował wiceszef komisji
hazardowej z lewicy - Bartosz Arłukowicz.
Piotr Gosek powiedział przed komisją, że nie znał żadnych
polityków, a o stanowisko, które uważał za ambitne wyzwanie, ubiegał się
w konkursie. Na pytanie dlaczego został odwołany odpowiedział: "Nie
wiem, widocznie minister Leszkiewicz uznał, że jestem bezwartościowy".
Potem dodał, że jeden z dyrektorów z Ministerstwa Skarbu powiedział mu,
że to "jakaś sprawa polityczna". Sam świadek uważa, że w zawodzie
menedżera z takimi sytuacjami należy się liczyć bo ocena dokonań zależy
od tego kto ocenia.
Piotr Gosek zeznał, że znał umowę między Totalizatorem a firmą
G-Tech. W opinii świadka, wtedy kiedy umowa była podpisywana, czyli w
2001 roku "pewnie była korzystna" natomiast w momencie kiedy on się z
nią zapoznał - wiele rzeczy mu się nie podobało. "Diagnozowałem je jako
zagrożenie dla prowadzenia biznesu" - mówił Gosek.
"Wideoloterią nie musiał zająć się G-Tech"
Komisja hazardowa przesłuchała dzisiaj także byłego członka zarządu
Totalizatora Sławomira Łopalewskiego. Od czerwca 2006 roku do lutego
2008 roku odpowiadał on w Spółce za sprzedaż.
Świadek powiedział, że dzięki podjętym przez niego działaniom zysk
netto spółki wzrósł o 40 procent a sprzedaż o blisko 50 procent.
Sławomir Łopalewski przyznał, że w związku z tym odwołanie z zarządu, do
którego doszło po zmianie rządu było dla niego zaskoczeniem. Świadek
dostał nawet nagrodę za 2007 rok.
Sławomir Łopalewski zeznał, że nie wie, kto napisał projekt ustawy
hazardowej z 2006 roku, który dzięki zmianom opodatkowania umożliwiał
uruchomienie wideoloterii. W opinii świadka, wcale nie było przesądzone,
że obsługą wideoloterii zajmowałby się G-Tech, ponieważ wybór firmy
musiałby zostać rozstrzygnięty w przetargu.
Sołtysiński: chodziło o wyrównanie podatków
Komisja przesłuchał również obecnego członka zarządu Totalizatora
Sportowego Grzegorza Sołtysińskiego. Zeznał on, że w lutym 2007 r. w
spółce powstał wewnętrzny zespół, który przygotowywał propozycje zmian
do ustawy hazardowej.
Sołtysiński poinformował, że na stanowisko członka zarządu TS
został nominowany - w wyniku wcześniejszego konkursu - 2 grudnia 2006 r.
Jak zaznaczył, w tym okresie trwały już intensywne prace nad projektem
nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych w ramach
międzyresortowego zespołu ówczesnej minister finansów Zyty Gilowskiej.
Zaznaczył, że o pracach tego zespołu był informowany od początku 2007
r., ale nie uczestniczył w jego posiedzeniach.
Dodał, że w lutym 2007 r. w Totalizatorze powstał wewnętrzny
zespół, nadzorowany przez zarząd, który "intensywnie pracował nad tymi
sprawami"; zespołem tym kierował Grzegorz Maj. "Jako członek zarządu
brałem udział w powołaniu tego zespołu i potem nadzorowałem - tak jak
każdy inny członek zarządu - jego prace" - powiedział.
Sołtysiński zeznał, że najważniejszym celem, jaki postawił przed
tym zespołem, było wyrównanie obciążeń podatkowych na rynku hazardu
między branżą prywatną a Totalizatorem Sportowym. "To był główny cel" -
zaznaczył Sołtysiński. "Następny cel to było niedopuszczenie do tego,
żeby TS został odcięty od technologii, czyli: internet, SMS, nowoczesne
gry" - zeznał.
Jak poinformował, propozycje wewnętrznego zespołu TS były
przekazywane do Ministerstwa Finansów, a Maj uczestniczył także w
pracach międzyresortowego zespołu, który opracowywał projekt zmian w
ustawie hazardowej. W zespole wewnętrznym byli ekonomiści, prawnicy,
specjaliści od gier i oni ustali jak powinien brzmieć taki zapis i ta
propozycja szła do Ministerstwa Finansów - powiedział.
Zmiany ws. wideoloterii
Sołtysiński był pytany czy wie, kto był autorem projektu zmian w
ustawie hazardowej, który latem 2006 roku trafił do rządu. Wiceminister
finansów w rządzie PiS Marian Banaś zeznał przed komisją śledczą, że
projekt ten otrzymał na przełomie czerwca i lipca 2006 r. od
przedstawiciela Totalizatora. Następnie projekt ten trafił do ówczesnego
szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysława Gosiewskiego.
Gosiewski sporządził później notatkę, z której wynikało, że Banaś chce
zgłoszenia tego projektu jako propozycji klubu PiS, bo departament
zajmujący się grami losowymi w Ministerstwie Finansów jest - jak to
określono - "uwikłany".
Projekt zakładał m.in. obniżenie opodatkowania wideoloterii.
Monopol na ich prowadzenie miał Totalizator, jednak duże obciążenie
podatkowe (45 proc.) sprawiło, że gra ta nigdy nie została uruchomiona. Z
zeznań Gosiewskiego i minister finansów w rządzie PiS Zyty Gilowskiej
wynika, że rząd ostatecznie nie pracował nad tym projektem (pracował nad
własnym projektem w ramach zespołu międzyresortowego).
Sołtysiński zeznał, że o istnieniu takiego projektu dowiedział się z
doniesień medialnych już po wybuchu tzw. afery hazardowej. "Słyszałem o
tym, ale jako o fakcie medialnym, natomiast ja się z tym po prostu
nigdy nie spotkałem, z żadnym takim dokumentem, który byłby
zatytułowany, że to jest ustawa napisana przez TS" - zeznał. Jak mówił,
członkowie zarządu nie dyskutowali na temat tych doniesień, "bo nie było
powodu, żeby na ten temat rozmawiać".
Wideoloterie „konkurencją dla
automatów”
Jednocześnie ocenił, że uruchomienie przez TS wideoloterii
doprowadziłoby do wyrównania warunków działania na rynku hazardu firm
prywatnych i Totalizatora. Jak zaznaczył, wideoloterie byłyby bowiem
konkurencją dla automatów o niskich wygranych.
Przedstawił wyliczenia, według których przy założeniu, że obrót
jednego punktu wideoloterii osiagnął by 10 tys. zł, to w ciągu pięciu
lat łączny obrót wyniósłby około 10 mld zł, czyli - tłumaczył - około 2
mld w skali jednego roku. Jak mówił, według różnych wariantów inwestycja
w wideoloterie powinna zwrócić się TS w ciągu albo około pięciu albo
siedmiu lat.
Powiedział też, że w okresie 2006/2007, kiedy rozpoczynał pracę w
Totalizatorze, pozycja tej spółki na rynku gier słabła. Jak
poinformował, by temu przeciwdziałać zarząd TS rozważał wprowadzenie
nowych gier w segmencie tzw. nowego rynku: wideoloterii, gier
interaktywnych oraz gier internetowych.
Jak wyjaśniał, rynek hazardu dzieli się na kilka segmentów.
"Pierwszy segment to są gry liczbowe i loterie, drugi to kasyna i salony
gier, a trzeci segment tzw. nowy rynek - wideoloterie i gry na
automatach o niskich wygranych". Przypomniał, że został on otwarty
poprzez nowelizację ustawy hazardowej z 2003 r.
Sołtysiński zeznał też, że nie zna biznesmena z branży hazardowej
Ryszarda Sobiesiaka, ani jego córki, która w 2009 roku starała się o
stanowisko członka zarządu Totalizatora.
ag, PAP, Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)