Dziennikarz "Pulsu Biznesu" Dawid Tokarz ocenił przed hazardową
komisją śledczą, że nie ma wątpliwości, iż w Ministerstwie Finansów była
chęć rezygnacji z zapisów wprowadzających dopłaty do gier - po piśmie w
tej sprawie od Mirosława Drzewieckiego. Tokarz zarzucił przed komisją
kłamstwo Przemysławowi Gosiewskiemu. Według niego polityk PiS wiedział,
że Grzegorz Maj pracował w Totalizatorze Sportowym.
Tokarz został wezwany przed komisję, bo w wielu artykułach poruszał
tematykę prac nad zmianami w ustawie hazardowej; pisał również o rynku
automatów o niskich wygranych i Totalizatorze Sportowym. Był autorem
tekstu z 7 lipca 2009 roku pt. "Nie będzie zrzutki na Euro", który
informował o rezygnacji z wprowadzenia dopłat do gier hazardowych.
Artykuł był pokłosiem pisma ówczesnego ministra sportu Mirosława
Drzewieckiego z 30 czerwca 2009 roku do Ministerstwa Finansów, w którym
resort sportu wycofywał się z poparcia dla dopłat. W tekście rzecznik
szefa Służby Celnej i wiceministra finansów Jacka Kapicy Witold Lisicki
mówi: "Akceptujemy wniosek ministra sportu i stosowną zmianę
wprowadzimy". Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał w styczniu przed
komisją, że to właśnie pismo Drzewieckiego z 30 czerwca 2009 roku oraz
wypowiedź Lisickiego sprawiły, iż zdecydował się zawiadomić premiera
Donalda Tuska o tzw. aferze hazardowej.
Tokarz podkreślił, że wypowiedź Lisickiego traktował jako oficjalne
stanowisko resortu finansów w sprawie dopłat. Dziennikarz przedstawił
śledczym e-mail od Lisickiego, w którym rzecznik Kapicy napisał: "(...)
skoro minister sportu i turystyki jako dysponent Funduszu Rozwoju
Kultury Fizycznej po ponad roku pismem z 30 czerwca wycofał się z tej
propozycji dopłat to MF to akceptuje i stosowna zmiana zostanie
wprowadzona do projektu ustawy".
Dziennikarz zaznaczył, że po ukazaniu się artykułu w "PB" z
wypowiedzią Lisickiego nie było żadnej sugestii o sprostowanie zawartych
w nim informacji.
"Nie mam wątpliwości, że w MF była chęć rezygnacji z tych dopłat" -
zeznał Tokarz. Przyznał, że nie konsultował informacji w tej sprawie w
Ministerstwie Sportu, bo - jak zaznaczył - wbrew temu, co mówił śledczym
Drzewiecki, jego pismo z 30 czerwca w sprawie rezygnacji z dopłat było
"oczywiste i jasne".
Drzewiecki chodziło o zmianę uzasadnienia
Drzewiecki wyjaśniał przed komisją, że treść pisma z 30 czerwca
2009 r. była wynikiem nieporozumienia pomiędzy urzędnikami Ministerstwa
Sportu oraz "zwykłego ludzkiego błędu". Podkreślił, że jego intencją nie
było wykreślenie z projektu zapisu dotyczącego dopłat, a jedynie
zwrócenie uwagi, że w związku z rezygnacją z realizacji II etapu budowy
NCS - na co miały iść środki z dopłat - konieczna jest zmiana
uzasadnienia dla rozszerzenia katalogu gier objętych dopłatami.
Lisicki: to nie było oficjalne stanowisko resortu
Lisicki zeznał przed komisją, że jego wypowiedź na temat zmiany
dotyczącej dopłat w projekcie ustawy hazardowej nie była oficjalnym
stanowiskiem resortu finansów, ale też nikt z przełożonych nie chciał
jej sprostowania.
Dziennikarz mówił też, że na 99 proc. jest pewny, iż kwota, która
miałby wpłynąć do budżetu z tytułu wprowadzania dopłat do gier, to
prawie 500 mln zł rocznie (taką sumę podawało w swoich materiałach
również CBA). Oświadczył, że suma taka znajdowała się albo w
uzasadnieniu do projektu nowelizacji ustawy hazardowej, albo w jakimś
innym oficjalnym dokumencie resortu finansów.
Puls Biznesu krytykował dopłaty
Tokarz podkreślił, że jego gazeta "Puls Biznesu" uważała, że
dopłaty są złym rozwiązaniem. Przyznał, że od kiedy pojawiły się one w
polskim prawie (dotyczyły gier organizowanych przez Totalizator
Sportowy, projekt zmian w ustawie hazardowej zakładał rozszerzenie
katalogu gier objętych dopłatami np. o automaty o niskich wygranych)
dały dużo pieniędzy na inwestycje sportowe i kulturę, ale - zaznaczył -
otwarte jest pytanie, ile byłoby tych pieniędzy, gdyby nie było dopłat, a
w zamian był wyższy podatek od gier.
Tłumaczył, że w przypadku Totalizatora Sportowego to rozwiązanie
powoduje, że kwota pobierana jako dopłata "nie uczestniczy w grze",
przez co gra jest mniej atrakcyjna (są mniejsze kumulacje, gra mniej
ludzi). Ocenił, że gdyby TS płacił większy podatek od gier, mógłby
odprowadzać więcej do budżetu niż robi to dziś.
Zaznaczył, że gdyby z kolei wprowadzono dopłaty do gier na
automatach o niskich wygranych, urządzenia musiałby być
przeprogramowywane. Zaznaczył, że na takiej operacji sporo zarobiłaby
firma dostarczająca na polski rynek te automaty - Novomatic.
Gosiewski wiedział, że Maj pracował w TS?
Tokarz mówił też o pracach nad zmianami w ustawie hazardowej za
czasów rządów PiS. Dziennikarz zarzucił kłamstwo wiceszefowi tego
ugrupowania Przemysławowi Gosiewskiemu. Podkreślił, że polityk zeznał na
posiedzeniu komisji, że dowiedział się o pracy swojego dawnego
współpracownika Grzegorza Maja w Totalizatorze Sportowym na spotkaniu z
nim 18 kwietnia 2007 r.
Tymczasem - mówił Tokarz - Gosiewski powiedział w rozmowie z nim,
która miała miejsce wcześniej, że dowiedział się o rezygnacji Maja z
pracy w TS przypadkowo, czyli - zdaniem dziennikarza - wiedział, że tam
pracuje. "Moim zdaniem pan premier Gosiewski albo skłamał przed komisją,
albo skłamał wobec mnie rozmawiając ze mną telefonicznie" - podkreślił
dziennikarz.
„Przekaźnik wpływu”
Tokarz relacjonował, że z kilku źródeł docierały do niego wówczas
informacje, że Gosiewski miał wpływ na projekt zmian w ustawie
hazardowej. Jak mówił, docierały do niego sygnały, że ten wpływ był
ponadstandardowy, a "przekaźnikiem tego wpływu" miał być właśnie
Grzegorz Maj. Zaznaczył, że było to dla niego na tyle interesujące, że
uznał, iż trzeba o tym napisać.
Dziennikarz mówił, że głównym zadaniem Grzegorza Maja, jako
pracownika TS, było przeforsowanie zmian prawnych korzystnych dla
Totalizatora, czyli głównie zmniejszenie podatku od wideoloterii.
Zaznaczył, że koncepcja wprowadzenia tej gry była "konikiem" Jacka
Kalidy, który został prezesem Totalizatora Sportowego po dojściu do
władzy PiS. Zaznaczył jednocześnie, że plan taki był niemożliwy do
zrealizowania przy ówczesnym poziomie opodatkowania tej gry.
Gosiewski odparł, że dowiedział się o pracy Maja w Totalizatorze po
tym, jak ten już z niej zrezygnował. "To są wydarzenia sprzed trzech
lat. Proszę mi wierzyć, mam doskonałą pamięć, ale takich szczegółów nie
pamiętam. Według mnie pan Maj powiedział mi o tej sprawie (pracy w TS)
wtedy, kiedy się spotkał ze mną" - oświadczył Gosiewski.
ag, PAP