Dziś na jawnym posiedzeniu Komisja Śledcza badająca okoliczności śmierci Krzysztofa Olewnika przesłucha Waldemara Orzechowskiego, byłego policjanta, byłego szefa agencji Huzar, która ochraniała wszystkie obiekty Włodzimierza Olewnika, ojca porwanego.
Orzechowski był przez Komisję wzywany kilkakrotnie. Za każdym razem przysyłał zwolnienie lekarskie.
Jest jednym z ostatnich, jak nie ostatnim świadkiem, którego komisja przesłucha na swym jawnym posiedzeniu. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.
Waldemar Orzechowski brał udział w imprezie w domu Krzysztofa Olewnika w przedzień jego porwania 21 października 2001 r.
Jak zeznał przed komisją 30.VI.2009r. inny uczestnik tej imprezy – Wojciech Kęsicki, Orzechowski był jedyną osobą, która nie wzięła tego dnia do ust alkoholu. Miał też przynajmniej jeden raz wyjść z przyjęcia i później na nie wrócić. Był też jedną z ostatnich osób, która opuściła przyjęcie.
Wojciech Kęsicki zeznał również, że Włodzimierz Olewnik chciał zostać u syna. Orzechowski miał się temu sprzeciwić i „ dość kategorycznie przeciwko temu zaprotestował”.
Nieco inaczej całą sytuację opisuje Włodzimierz Olewnik. Jego zdaniem Wojciech Kęsicki jedynie udawał pijanego a Waldemar Orzechowski był tylko jedną z osób namawiających go do powrotu do domu.
4.IX.2009 roku Włodzimierz Olewnik tak mówił przed Komisją Śledczą:
„Po odjeździe( Krzysztof Olewnik rozwoził swoim samochodem pozostałych gości – przp. red.)zostało nas czterech: Wojciech Kęsicki, Waldemar Orzechowski,Dariusz Keller i ja. I ja wydałem polecenia, mówię: Darku, weź przeleć się, czy pozamykane
są wszędzie drzwi, i będziemy jechać. Keller powiedział, że wszystko jest zamknięte,
bo spojrzał, mówi: to jest wszystko zamknięte. Pogasiliśmy światła. Ja zamknąłem
dom na klucz i powiedziałem do Waldemara Orzechowskiego, który jechał samochodem
i był samochodem, gdzie bardzo wtedy udawał pijanego, udawał pijanego Wojciech Kęsicki.
Na tylne, wszedł na tylne siedzenie i ja powiedziałem te słowa: słuchajcie, wy
jedźcie sobie, ja zostanę tutaj. Oni do tego mówili: Nie, szef nie może zostać, musimy...
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
To Orzechowski mówił do pana, że nie może pan zostać?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Orzechowski, zarówno Keller, jak i Kęsicki: Nie, musimy tutaj odwieźć do domu szefa,
nie tego. Ja mówię: jedźcie sobie, ja zostanę, ja sobie pójdę, ja mam tylko 400 m.
I ja chciałem sobie dosłownie przebiec to. No, ale żeby już dać spokój takim wciąganiu
i tym gadkom, mówię: dobra, to już jadę. Zamknąłem bramę ręcznie. Oni zatrzymali się
przed... za bramą i wsiadłem, i mnie odwieźli.Moje – ja już może tu wybiegnę, nie wiem, czy takie będzie pytanie – było zdziwienie, właściwie ja nawet tego nie skojarzyłem, kiedy w pierwszym czy w drugim telefonie Krzysiu mówi w ten sposób: Tato, miałeś zostać, a jakbyś został, to byś tutaj leżał tak jak ja czy był, a ja bym musiał zbierać pieniądze. Coś w tym rodzaju. Ja cały czas z tego tak sobie sprawy nie zdawałem, ale ten... treść tego telefonu obiegła domowników, no, ci, którzy mi pomagali, i m.in. dowiedział się właśnie o... Waldemar Orzechowski. No i on właściwie zadziałał, i mówi: Panie Włodzimierzu, coś tu jest... ktoś z nas ma dostęp do bandytów, bo tylko my to słyszeliśmy. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, bo tak, Krzysztofa nie było, bo on mógł być z 10 km za Drobinem, i właśnie ja wtedy zgłosiłem to do Policji, pisałem, żeby w tym... w tej kwestii coś zrobić.”
Danuta Zaczek - IAR - Radio Parlament