Przed
Komisją Śledczą ds. nacisków zeznawał Jarosław Marzec, były szef CBŚ. Komisja bada
sprawę kontroli operacyjnej dziesięciorga dziennikarzy, którą służby miały
prowadzić w latach 2005-2007 w związku z operacjami „Cele” i „Doradcy”. Operacja
„Cele” została podjęta po informacji o zagrożeniu bezpieczeństwa Zbigniewa
Ziobro. W operacji „Doradca” celem inwigilacji był wysoki urzędnik jednego z
resortów gospodarczych. Obie sprawy nadzorował Jarosław Marzec będący wówczas
naczelnikiem zarządu warszawskiego CBŚ.
Jarosław
Marzec zeznał, że w trakcie operacji „Cele” nie stosowano podsłuchów wobec
dziennikarzy. O tym, że podsłuchiwano dziennikarza Gazety Wyborczej Wojciecha
Czuchnowskiego dowiedział się po otrzymaniu bilingów. Wyjaśnił, że podsłuch nie
był założony dziennikarzowi lecz tzw. „nn”, czyli nieznanej osobie. Gdy dowiedział się, że kontrola operacyjna
objęła również dziennikarza podjął decyzję
o jej „wyłączeniu”. Na pytanie czy ktoś naciskał na niego, by ten podsłuch
kontynuował - odpowiedział, że był do tego zachęcany. Ma na tę okoliczność
świadka. Jego nazwisko poda na posiedzeniu niejawnym. Zapewnił, że operację
„Cele” prowadzono zgodnie z prawem i z zasadami sztuki. Jego zdaniem powinna
ona jednak przełożyć się na materiał dowodowy, a tak się nie stało. Udowodni to
na posiedzeniu niejawnym.
Jarosław
Marzec powiedział, że operacja „Cele „ rozpoczęła się od powzięcia informacji o
zagrożeniu bezpieczeństwa Zbigniewa Ziobro i Janusza Kaczmarka. Sprecyzował, że nie była to operacja w
policyjnym rozumieniu tego słowa. Założono wtedy jedynie teczkę operacyjnego
sprawdzenia. Otrzymał w tej sprawie dokument podpisany przez Bogdana
Święczkowskiego, Zainicjował wtedy wykonanie określonych czynności. W odpowiedzi na pytanie jak przebiegała
weryfikacja numeru telefonu z którego
rzekomo dzwoniono do partnerki Zbigniewa Ziobry z groźbami zeznał, że podjęto rutynowe czynności
sprawdzające.
Podczas
przesłuchania stwierdził również, że do dziś jest dla niego zagadką skąd brała
się wiedza i znajomość niektórych informacji dotyczących tej sprawy przez
ministra Ziobro. „Nie wiem, czy kontrolując nie byłem kontrolowany” –
stwierdził. Zeznał, że miał wrażenie, iż
inne służby też zajmowały się tą sprawą.
Zwrócił uwagę na to, że dokumenty z którymi zapoznawali się jego przełożeni
wracały do niego bez śladu ich czytania. Potem pojawiły się na nich zapiski
przełożonych, które miały – jego zdaniem – pokazać, jak bardzo interesowali się
tą sprawą. „Być może będę mógł komisji służyć informacją czy dokumenty „Cele” i
„Doradca” nie były modyfikowane” – mówił.
Całą wiedzę
o nieprawidłowościach w pracy policji i okolicznościach w których podzielił się
tą wiedzą z b. prokuratorem krajowym Januszem Kaczmarkiem ujawni na posiedzeniu
niejawnym. Wcześniej mówił, że był zmuszany do potwierdzania nieprawdy. Na
pytanie dlaczego został przeniesiony do pracy z Gdańska do Warszawy
odpowiedział, że być może miał być skutecznym narzędziem do kreowania
rzeczywistości. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że mieliśmy do czynienia z
rywalizacją służb. Podam kilkanaście przykładów przy których afera gruntowa to
pikuś – stwierdził.
Na pytanie
komisji czy był zatrzymany w związku z przeciekiem informacji w związku z aferą
gruntową powiedział, że w rozumieniu prawa to nie było zatrzymanie. Mimo to
czuł się jak zatrzymany i zmuszony do
odbycia podróży do Gdańska w celu przeszukania jego mieszkania. Powiedział
również, że domagał się wtedy przesłuchania. Ale nie byłem przesłuchany, bo
formalnie mnie nie zatrzymano – mówił. Zdaniem
byłego zastępcy prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga, Jarosław Marzec 13
lipca 2007 roku poinformował ówczesnego szefa policji Konrada Kornatowskiego,
że pod domem Ryszarda Krauzego w Gdyni jest ekipa CBA.
IAR/Danuta
Zaczek/Radio Parlament
Jarosł