Wieczorem w Sejmie odbędzie się drugie czytanie projektu
nowelizacji ustawy o uposażeniu byłych prezydentów. Zakłada on
wypłacanie byłym prezydentom dożywotnio miesięcznego uposażenia w
wysokości odpowiadającej 75 procent kwoty wynagrodzenia zasadniczego
urzędującej głowy państwa. Obecnie jest to na poziomie 50 procent.
Projekt
przygotowała komisja Przyjazne Państwo. Jej przewodniczący Adam
Szejnfeld z PO przekonuje, że Polska powinna dbać o swoich byłych
prezydentów i o godność naszego kraju na arenie międzynarodowej.
Prezydent reprezentuje kraj nawet po zakończeniu kadencji, a to kosztuje
- mówi poseł. Szejnfeld dodał, że nie stać nas na odstawanie od
światowej czołówki w traktowaniu byłych prezydentów. Jego zdaniem,
budżet państwa nie ucierpi na wejściu w życie nowelizacji.
Podobnych
argumentów używał szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. Jak podkreślił
nie chciałby widzieć byłego prezydenta dorabiającego - jak to określił -
gdzieś na boku.
Opozycja jest przeciwna
podwyższaniu uposażenia byłym prezydentom. Argumentacja za podwyższeniem
uposażenia jest irracjonalna - mówi Andrzej Dera z PiS-u. Jego zdaniem
to, co teraz dostają byłe głowy państwa, w zupełności wystarcza na godne
życie.
Marek Wikiński z SLD też podnosi
argument, że nie ma sensu podwyższać uposażeń byłym prezydentom, gdy
jednocześnie mówi się o konieczności zaciskania pasa. Poseł przypomina,
że projekt nowelizacji wziął się stąd, że Lech Wałęsa za astronomiczne
pieniądze popierał partię irlandzkiego miliardera. To był poroniony
pomysł Palikota - dodał.
Były prezydent
Aleksander Kwaśniewski też jeździ po świecie z wykładami. Z
dobrodziejstw zmian nie będzie korzystał generał Wojciech Jaruzelski,
który nie pobiera uposażenia byłego prezydenta. Dostaje on emeryturę
wojskową.
Koszt wejścia w życie nowelizacji
nie powinien przekroczyć 225 tysięcy złotych w skali roku budżetowego -
napisano w uzasadnieniu projektu.
Informacyjna Agencja Radiowa(IAR)/Naukowicz/moc