Prawo i Sprawiedliwość ma dziś złożyć doniesienie do prokuratury na służby mundurowe i osoby, które wydawały im polecenia podczas demonstracji rocznicowej na Krakowskim Przedmieściu. W rocznicę katastrofy smoleńskiej doszło tam do przepychanek z funcjonariuszami, gdy posłowie zaczęli forsować barierki, by dotrzeć przed Pałac Prezydencki i zapalić tam znicze.
Według szefa Klubu Parlamentarnego PiS, doszło do przemocy fizycznej i złamania podstawowych praw obywatelskich. Mariusz Błaszczak podkreślił, że siły fizycznej użyto niewspółmiernie do zagrożenia i uniemożliwiono parlamentarzystom wejście na teren budynku administracji publicznej. Jest to, według szefa Klubu Parlamentarnego PiS, złamanie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora.
Zdaniem Błaszczaka, uniemożliwiono też przeprowadzenie legalnie zarejestrowanego zgromadzenia obywatelskiego. W ten sposób doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków. Dwie posłanki zostały - jak powiedział Mariusz Błaszczak - poturbowane, a jeden poseł ma nogę w gipsie.
W ocenie Antoniego Macierewicza z relacji posłów wynika, że pod pałacem mogło dojść do "prowokacji policyjno-politycznej", ponieważ szczególnie aktywną i kierowniczą rolę odegrali tam funkcjonariusze BOR. To oni, zdaniem posła Macierewicza, utworzyli specjalny kordon, który "koncentrował tych posłów w rogu między ścianą pałacu a barierkami i z przodu napierającą grupą funkcjonariuszy, którzy ich maltretowali".
Rzecznik PiS Adam Hofman twierdzi, że zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, na teren odgrodzony barierkami mieli wejść za okazaniem legitymacji poselskich wszycy parlamentarzyści, a nie, jak utrzymuje BOR, tylko dziesięć osób.
PiS chce, żeby sprawą zajść pod Pałacem Prezydenckim zajęła się sejmowa komisja administracji i spraw wewnętrznych.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/wcześn./dabr