Radio Parlament
Section01

Jarosław Kaczyński: "Wszystkie procedury były przestrzegane"

migracja
migrator migrator 05.02.2010

Przed komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową stawił się szef PiS, były premier Jarosław Kaczyński. Przywódca największej partii opozycyjnej zrezygnował z prawa do swobodnej wypowiedzi.

Posłowie pytają byłego premiera między innymi o jego udział w pracach nad ustawą o grach losowych. Szef PiS zapewnił, że nigdy nie miał do czynienia z naciskiem lobbystów w tej sprawie. Podkreślił jednak, że lobbing może być zarówno legalny jak i patologiczny, kiedy to politycy są od lobbystów uzależnieni.

"Z tego rodzaju patologiczną sytuacją mieliśmy do czynienia w aferze, która jest przedmiotem prac komisji, w aferze hazardowej rządu Donalda Tuska" - podkreślił prezes PiS.

Prezes PiS przedstawił hipotetyczną sytuację, w której ABW wykrywa zabójców gen. Papały i jednocześnie szef Agencji zostaje zwolniony. Zaznaczył, że wówczas powstaje domysł, że ci, którzy decydują o zwolnieniu szefa ABW, mają jakieś interesy, aby "kryć sprawę".

"Można mówić o aferze Donalda Tuska"

"Tego rodzaju zjawisko wystąpiło w tym wypadku (tzw. afery hazardowej), dlatego można mówić nie tylko o aferze tych panów, których nagrywano, ale także o aferze Donalda Tuska" - podkreślił.

Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego po wykryciu afery hazardowej nie było odpowiedniej reakcji ze strony rządu.

Według prezesa PiS wiele działań, które były podejmowane po wykryciu tzw. afery hazardowej, weryfikuje tezę, że "mamy do czynienia z czymś bardzo poważnym, co sięga najwyższego szczebla władzy".

Jarosław Kaczyński ocenił, że prace nad ustawą hazardową wyglądały zupełnie inaczej za rządów PiS i obecnie. Podkreślił, że w czasie, gdy był premierem, kontaktował się ze spółką skarbu państwa, a w tzw. aferze hazardowej "chodzi o zabiegi podmiotów prywatnych".

Rząd chciał nadrobić opóźnienia

Jarosław Kaczyński wyjaśnił, że pomysł napisania nowej ustawy hazardowej w czasach rządów PiS związany był z potrzebą zapewnienia środków na budowę obiektów sportowych. Były premier podkreślił, że kwestia hazardu była wtórna wobec sprawy zdobycia środków na sport. Polska miała bowiem ubiegać się w przyszłości o organizację olimpiady. Dodał, że jego rząd chciał nadrobić wieloletnie opóźnienia w tej dziedzinie.

Były premier przyznał, że w pracach nad ustawą hazardową brali udział specjaliści z Totalizatora Sportowego. Podkreślił jednak, że ich udział ograniczał się do doradzania.

Prezes PiS mówił, że w pracach nad ustawą hazardową w jego rządzie postępowano zgodnie z procedurami, a Centralne Biuro Antykorupcyjne nie wykryło żadnych nieprawidłowości.

Były premier poinformował, że zaniepokoił się dopiero wtedy kiedy projekt ustawy o hazardzie - napisany w Totalizatorze - trafił do wicepremiera Gosiewskiego poprzez klub parlamentarny.

Były szef rządu powiedział, że we wrześniu 2006 roku rozmawiał z ówczesnym szefem Biura Mariuszem Kamińskim, który zapewnił go, że CBA nie doszukało się ani złamania prawa karnego, ani naruszenia norm moralnych.

Jarosław Kaczyński dodał, że prześledził również drogę, jaką przeszła ustawa w partii i klubie PiS. Najpierw wiceminister finansów Marian Banaś uznał, że ustawa powinna być realizowana drogą klubową i przekazał ją Krzysztofowi Jurgielowi, wiceszefowi klubu PiS do spraw legislacyjnych. Ten przekazał ją Przemysławowi Gosiewskiemu, a ten z kolei zwrócił ją wiceministrowi Banasiowi. Sprawa została zamknięta po tym, jak negatywną opinię wydał Stanisław Kluza najpierw wiceminister, a potem minister finansów w rządzie PiS.

Pytany o to, kto był inicjatorem sprowadzenia wideoloterii na polski rynek Jarosław Kaczyński powiedział, że stosowne zapisy były już w ustawie z 2003 roku, czyli z czasów rządów SLD. Odnosząc się do działania swojego rządu mówił, że odwołano się do przepisów o wideoloteriach, by wzmocnić pozycję Totalizatora Sportowego. Przyznał, że słaba pozycja tej spółki była zdaniem jego partii niedobra dla kraju. Dodał, że PiS chciał monopolu, gdyż Totalizator jest spółką misyjną, która z hazardu i gier losowych finansuje sport, ale przepisy unijne na to nie pozwalały.

Spór w sprawie budowy NCS

Szef PiS tłumaczył, że w trakcie prac nad możliwościami zdobycia środków na sport istniał spór między stanowiskiem postulującym finansowanie tych celów z budżetu zasilonego zyskami z hazardu lub pośrednio - z Totalizatora.

Na jego decyzję o wyborze pierwszego rozwiązania wpłynęły argumenty minister finansów dotyczące konsolidacji finansów publicznych. Zyta Gilowska podkreślała, że rozwiązanie spowoduje decentralizację tych finansów. Do tego dochodziły zastrzeżenia Ministerstwa Sportu, obawy o przejrzystość działania spółki, która zostałaby powołana przez Totalizator Sportowy.

Tłumacząc swoje poparcie dla Totalizatora Sportowego, były premier przypomniał, że ta firma to nie tylko spółka należąca do skarbu państwa. Dodatkowo jest zobowiązana do działalności misyjnej - finansowania sportu. Jarosław Kaczyński przyznał, że w świetle tych faktów był zainteresowany, by to Totalizator miał jak największy udział w runku hazardowym, a co za tym idzie - większe zyski. Przypomniał, że w czasach jego rządów rozpoczęto między innymi program budowy boisk, obecnie realizowany w ramach programu Orlik.

Były premier podkreślił, że Totalizator tracił pozycję na rynku, a jednym z pomysłów jej wzmocnienia były wideoloterie - uderzające w prywatnych konkurentów.

Prezes PiS zeznał, że gdy był premierem, zmienił zdanie ws. budowy NCS przez Totalizator Sportowy pod wpływem argumentacji ówczesnej minister finansów Zyty Gilowskiej. Jak mówił, stało się to w lecie 2007 r.

Były premier zaznaczył, że w sprawie budowy Narodowego Centrum Sportu był w jego rządzie spór. Tłumaczył, że pierwsze stanowisko zakładało finansowanie NCS z budżetu, który miał mieć dodatkowe zyski z hazardu; a według stanowiska drugiego budowę obiektów sportowych miał finansować Totalizator Sportowy z dodatkowych zysków.

Szef PiS podkreślił, że Ministerstwo Finansów opowiadało się za rozwiązaniem przewidującym finansowanie obiektów sportowych z budżetu, a Ministerstwo Skarbu Państwa przychylało się do koncepcji, w której finansowanie miało być z Totalizatora.

Były premier mówił, że w dyskusji na ten temat był początkowo po stronie tych, którzy uważali, że należy to zrobić przez TS, jednak później zmienił zdanie. Wyjaśniał, że stało się to głównie pod wpływem argumentacji przedstawionej mu przez Gilowską.

Relacjonował, że minister finansów przekonała go, że z punktu widzenia konsolidacji finansów publicznych, którą realizował jego rząd, lepiej byłoby, żeby finanse nie były rozproszone, a tak działoby się, gdyby inwestorem NCS był Totalizator. Jarosław Kaczyński zaznaczył, że zdał ponadto sobie sprawę, że TS musiałby w tym celu powołać spółkę-córkę, której rząd nie mógłby kontrolować. Do tego - opowiadał - dochodziła ewolucja stanowiska Ministerstwa Sportu, które zaczęło się obawiać, że poniesie straty związane z takim rozwiązaniem.

"Kiedy to wszystko sobie w pewnym momencie podsumowałem, to doszedłem do wniosku, że trzeba jednak się przychylić do tego, co proponuje pani premier (Gilowska)" - mówił szef PiS.

Jak dodał w tej sprawie znaczenie miało też stanowisko nowej minister sportu Elżbiety Jakubiak. "Doszło do zmiany stanowiska i w związku z tym ta budowa przez Totalizator została zaniechana, wydano odpowiednie decyzje. To było, ile sobie dobrze przypominam, gdzieś w lecie 2007 r." - mówił były premier.

Jarosław Kaczyński przyznał, że na ustawie zyskaliby przede wszystkim Totalizator Sportowy oraz skarb państwa. Były premier zaznaczył, że nie miał świadomości o umowach Totalizatora z podwykonawcami, między innymi z firmą G-Tech, która zyskałaby również na wprowadzonych zmianach. Jarosław Kaczyński zeznał, że o umowie dowiedział się dopiero, gdy afera hazardowa rządu Donalda Tuska wyszła jaw.

"Nie znam nikogo z CBA"

Jarosław Kaczyński zaprzeczył, by utrzymywał kontakty pozasłużbowe z wysokimi funkcjonariuszami CBA. Były premier zapewnił, że ani Mariusz Kamiński, ani wysocy funkcjonariusze CBA nie odwiedzali siedziby partii w czasie, gdy trwały działania służby w sprawie afery hazardowej.

O spotkania z pracownikami CBA pytał poseł Jarosław Urbaniak. Interesowało go, czy szef PiS-u spotykał się z funkcjonariuszami CBA w ostatnim okresie. Jarosław Kaczyński zapewnił, że nie zna osobiście nikogo z wysokich funkcjonariuszy CBA, poza Mariuszem Kamińskim. Zapewnił, że Kamiński od czasu, gdy stanął na czele CBA, nie gościł w siedzibie PiS-u na ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie.

Poseł Urbaniak zakończył serię pytań do byłego premiera zapowiedzią złożenia wniosku o przekazanie komisji audytu z kontroli wewnętrznej w CBA. Poseł oczekuje przede wszystkim informacji z rejestru GPS samochodów służbowych CBA.

"Czy gra pan w golfa?"

Podczas obrad komisji doszło na chwilę do rozluźnienia, kiedy wicemarszałek Franciszek Stefaniuk pytał świadka o sport. Zaznaczył, że nie będzie pytał o przejęcie władzy, ale zażartował, że nie może się tak szybko przestawić po dociekaniach posła PO, że "aż mu się ciśnie na usta" pytanie, czy Jarosław Kaczyński grał w golfa.

Wywołało to śmiech na sali. "Z przykrością muszę powiedzieć, że nie. Bardzo bym chciał umieć grać w golfa i mieć takie możliwości. Ale nie mam, nie umiem i to jest chyba stan stały" - odparł były premier. "I ja też nie, no widzi pan jaka to niesprawiedliwość" - dodał Stefaniuk w atmosferze narastającego rozbawienia.

 Przywoływany do porządku przez szefa komisji Mirosława Sekułę (PO), Stefaniuk odparł, że "pozwala sobie na to rozluźnienie, bo jak inni grają w golfa, to wcale nie jest to śmieszne".

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)


Section02
Section03
Section04