Radio Parlament
Section01

Na komisji hazardowej straszą się sądem

migracja
migrator migrator 09.02.2010

Grzegorz Maj, prawnik pracujący w Totalizatorze Sportowym, zeznał we wtorek przed hazardową komisją śledczą, że powodem zainteresowania Totalizatora ustawą hazardową było dramatyczne pogorszenie sytuacji finansowej spółki.

Maj powiedział, że pracował w TS od maja 2006 do kwietnia 2007 r. i pełnił wówczas funkcję pełnomocnika zarządu do spraw organizacyjno-prawnych oraz przez kilka miesięcy - dyrektora działu prawnego.

Były prawnik Totalizatora Sportowego Grzegorz Maj oświadczył, że propozycje zmian w ustawie hazardowej przygotowywane przez TS miały służyć maksymalizacji zysku budżetu państwa, a nie interesom firmy Gtech.

"Obleciał mnie strach"

Grzegorz Maj powiedział posłom z sejmowej komisji śledczej, że nie wyklucza bronienia swojego dobrego imienia w sądzie. Zaznaczył, że to co piszą o nim media to pomówienia. Za takie uznał m.in twierdzenia, że jest autorem projektu nowelizacji ustawy o grach oraz zarzuty, że członkowie zespołu w którym pracowal rzekomo wywierali naciski na urzędników ministerstwa finnansów.

W pewnym momencie zagroził nawet spotkaniem w sądzie zadającemu mu pytania posłowi PO Jarosławowi Urbaniakowi.

Następny w kolejce poseł Franciszek Stefaniuk, który zadawał pytania po pośle Urbaniaku zażartował wówczas, że obleciał go strach.

"Krzywdzące twierdzenia"

"Jako krzywdzące i naruszające moje dobre imię uważam twierdzenie, że przygotowywane zmiany miały służyć interesom firmy Gtech. Wszelkie proponowane zmiany miały na celu maksymalizację przychodów skarbu państwa, nie wskazywanie optymalnego partnera do realizacji projektu" - oświadczył Maj.

Grzegorz Maj mówił, że zespół, który w 2006 roku pracował nad projektem zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych nigdy nie analizował "kwestii wyboru partnera przy projekcie wideoloterii". Jego zadaniem - jak podkreślił - "było przygotowanie propozycji zmian w ustawie, a nie przygotowanie studium wykonalności czy realizacji" projektu.

Jak zaznaczył, nie jest przekonany, że to firma Gtech musiała realizować projekt wideoloterii. Zwrócił także uwagę, że umowa z Gtech została zawarta "na wiele lat przed 2006 rokiem" i w 2006 roku zarząd Totalizatora Sportowego nie miał wpływu na ustalanie warunków tej umowy.

Zgodnie z ówczesnym prawem Totalizator miał monopol na organizację wideoloterii (gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć daje ona możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych), ale ze względu na wysokie opodatkowanie tego rodzaju gry wideoloterie nigdy nie zostały uruchomione. Z materiałów, które trafiły do komisji wynika, że na uruchomieniu wideoloterii, przynajmniej w początkowej fazie najwięcej zarobiłaby spółka Gtech, która miałby dostarczyć państwowemu monopoliście potrzebny do tego sprzęt.

Zdaniem Maja, twierdzenie, że działania były nakierowane na zapewnienie zysków firmie Gtech, a nie Totalizatorowi Sportowemu "można porównać do twierdzenia, że ktoś kupuje samochód nie po to, aby nim jeździć, ale by zyskały na tym firmy motoryzacyjne". "To totalny absurd" - ocenił.

Mówił także o "wielostopniowości, szczelności i transparentności procedur zakupowych w Totalizatorze Sportowym". Zaznaczył, że zakupy powyżej 50 tys. euro są wielokrotnie kontrolowane.

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR),PAP

Section02
Section03
Section04