Bronisław Komorowski ocenia, że że b.wiceminister obrony
Romuald Szeremietiew włączył się w kampanię "zwalczania kandydatów PO".
Komorowski powiedział w TVN24, że nie zamierza wytoczyć Szeremietiewowi
procesu za te słowa. Ocenił wywiad jako atak polityczny na obu
kandydatów Platformy w prawyborach prezydenckich.
Romulad
Szeremietiew, były wiceszef resortu obrony, stwierdził w wywiadzie dla
dziennika „Polska The Times, że był inwigilowany przez WSI na polecenie
Bronisława Komorowskiego, ówczesnego szefa MON. "Wojskowe służby
rozpoczęły inwigilowanie mnie. Byłem śledzony. I dziś wiem, że szukano
na mnie haków" - powiedział Szeremietiew. Dopytywany czy było to na
polecenie Komorowskiego odparł, że tak.
Na pytanie czy Komorowski ma moralne prawo, żeby kandydować na prezydenta, Szeremietiew ocenił, że nie.
"Nic nie wysłałem"
Komorowski
pytany w TVN24 o zarzuty, jakie wysunął pod jego adresem Szeremietiew,
powiedział: "Rzeczą normalną jest, jeżeli są wielkie, wielomiliardowe
przetargi idą, że zawsze kontrwywiad osłania to, także poddając
szczególnej kontroli ludzi, którzy je organizują". Jak dodał,
organizował je były wiceszef MON Romuald Szeremietiew i jego b.
asystent Zbigniew Farmus.
Pytany, czy "wysłał WSI" na
Szeremietiewa odpowiedział, że "nic nie wysłał". "Odwrotnie. Jeżeli
WSI, jeżeli kontrwywiad występuje z wnioskiem, informacją, że są jakieś
podejrzane zachowania, że trzeba roztoczyć, no, eufemistycznie mówiąc
"opiekę", czyli kontrolę kontrwywiadowczą z tytułu podejrzewanych
nieprawidłowości, to oczywiście minister podpisuje zgodę" - zaznaczył.
"Ale
to nie jest tak, że minister wysyła kogoś przeciwko komuś. Musi być ta
kontrola. Ja też jako minister bywałem kontrolowany, jeżeli sprawy
dotyczyły jakichś wielkich przetargów" - podkreślił.
"Przypomnę,
że za moich czasów ministerialnych sprawa dotyczyła asystenta pana
Romualda Szeremietiewa, pana Farmusa, który uciekł za granicę, został
złapany i osądzony w Polsce, dostał 2,5 roku więzienia, a więc sankcja
była uzasadniona i nigdy pan Farmus się nie odwołał od wyroku sądowego,
a więc uznał, że wyrok był zasadny. I na tym się moja sprawa zamyka" -
podkreślił marszałek. "Bo były bardzo poważne oskarżenia, które
wymagały bardzo ostrej reakcji. Ale dotyczyły one pana Farmusa" - dodał.
Procesu nie będzie
Pytany,
czy poda Szeremietiewa do sądu w związku z wywiadem, jakiego udzielił
dziennikowi "Polska The Times", odpowiedział, że nie. "Tym bardziej
jeszcze kandydatowi na kandydata prezydenckiego po prostu nie wypada
wchodzić w tego rodzaju jakieś awantury sądowe" - uważa Komorowski.
Jego
zdaniem, Szeremietiew włączył się w kampanię "zwalczania kandydatów
PO". "Bo zaatakował jednocześnie i mnie, i pana Radka Sikorskiego. Więc
widać, czytelna jest intencja tego wywiadu" - powiedział.
"Pan
Szeremietiew wcześniej mówił, że ma pretensje. Dzisiaj już atakuje -
politycznie atakuje mnie i atakuje Radosława Sikorskiego też, sugerując
jakieś niejasne związki z wywiadem brytyjskim pana Sikorskiego. No i on
tak samo atakuje oczywiście mnie, w sposób nieuzasadniony" - podkreślił
marszałek Sejmu.
Według Komorowskiego, jeżeli Szeremietiew
mówi, że są haki na niego i Sikorskiego, "to mówi dokładnie to samo, co
sugerował pan Jarosław Kaczyński, co mówił pan Bielan, co mówił pan
Giertych". "No mówi, ale fakty są takie, że już nie mówi, bo siedział w
więzieniu asystent pana Romualda Szeremietiewa, więc postawione zarzuty
przez prokuraturę były zasadne" - zaznaczył.
"Pan
Szeremietiew był w sądzie i był wniosek prokuratorski zresztą
skierowany już za czasów rządu lewicy, a nie w czasach, kiedy ja byłem
w rządzie. A więc należy pytać lewicę dzisiaj, dlaczego skierowała
wniosek przeciwko Szeremietiewowi" - stwierdził Komorowski. "Nie biorę
odpowiedzialności za zasadność skierowania sprawy przez prokuraturę w
sprawie pana Szeremietiewa, bo to już było za rządów lewicy" -dodał.
ag, PAP