Senator Krzysztof Piesiewicz 12 kwietnia ma wrócić do pracy w
Senacie po bezpłatnym urlopie. Jak ustalił "Wprost", śledczy postawili
zarzut szantażu trzem osobom. Dochodzenie narkotykowe wobec Piesiewicza z
powodu utrzymania mu immunitetu ma zostać automatycznie umorzone.
Przewodniczący komisji regulaminowej, etyki i spraw senatorskich
Zbigniew Szaleniec (PO) powiedział w niedzielę PAP, że sprawa immunitetu
Piesiewicza jest już zamknięta. "Chyba, że z jakiś innych paragrafów
wytoczono by nowe oskarżenia. Wtedy można złożyć ponowny wniosek" -
podkreślił.
Dodał, że nie ma też formalnie możliwości, aby senatorowie wrócili
na nowo do sprawy immunitetu Piesiewicza. "Procedura tutaj mówi jasno i
wyraźnie, że rozpatruje się wniosek i jeżeli Senat nie podejmie decyzji,
to do końca kadencji sprawa jest zamknięta" - zaznaczył Szaleniec i
dodał, że wynika to z regulaminu Senatu.
Senator płacił prześladowcom
Jak podał w niedzielę "Wprost" w internetowym wydaniu, zarzut
szantażu postawiono Zbigniewowi S., Joannie D. oraz Halinie S. "Wprost"
dotarł też do postanowienia o umorzeniu śledztwa, które warszawska
prokuratura wydała 30 kwietnia 2009 roku. Śledczy podjęli tę decyzję po
tym, jak senator zrezygnował ze ścigania szantażystów.
Według "Wprost", śledczy ponownie zajęli się sprawą jesienią 2009
r., po tym jak do Piesiewicza zadzwoniła nieznajoma kobieta, informując,
że płytę z filmem i numerem telefonu wygrzebał z ziemi jej jamnik.
Senator poinformował o tym śledczych, kobieta w wyniku akcji wpadła w
pułapkę policji. W tym samym czasie do prokuratury trafiło doniesienie
na Piesiewicza w sprawie narkotyków - podkreśla "Wprost".
Według tygodnika, w całej akcji mającej na celu szantażowanie
Piesiewicza wzięło udział 7 osób, a senator aż 4 razy płacił swoim
prześladowcom.
Śledztwo o posiadanie narkotyków do umorzenia
"Wprost" podał też, że z powodu utrzymania immunitetu (3 lutego
Senat nie zgodził się na uchylenie immunitetu Piesiewiczowi) dochodzenie
narkotykowe ma być automatycznie umorzone. Rzeczniczka Prokuratury
Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur poinformowała, że decyzja w tej
sprawie powinna zapaść w ciągu tygodnia.
Prokuratura, która skierowała do Senatu wniosek o uchylenie
immunitetu Piesiewiczowi, chciała zarzucić senatorowi popełnienie
przestępstw opisanych w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii:
posiadania kokainy i nakłaniania innych osób do jej zażycia.
Wniosek prokuratury o wyrażenie zgody na pociągnięcie do
odpowiedzialności karnej senatora to pokłosie innego postępowania, które
- jak podał w grudniu "Wprost" - prokuratura wszczęła po doniesieniu
samego Piesiewicza. Senator twierdził, że padł ofiarą grupy
szantażystów. 18 listopada na zlecenie śledczych doszło do zatrzymania
osób wskazanych przez parlamentarzystę. Jak nieoficjalnie dowiedział się
"Wprost", zatrzymani oskarżyli Piesiewicza o posiadanie kokainy.
Piesiewicz powiedział wówczas tygodnikowi, że sam poprosił o uchylenie
immunitetu i wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności
karnej.
"To nie była kokaina"
Z kolei "Rzeczpospolita" podała, że w połowie października do
redakcji "Rz" zgłosiła się kobieta, która twierdziła, że "ma nagrania
kompromitujące jednego z wpływowych senatorów Platformy". "Super
Express" zamieścił na swojej stronie internetowej film, który ma być
dowodem, że Piesiewicz zażywał narkotyki. "SE" napisał, że jedno z
nagrań senator obejrzał w towarzystwie dziennikarza "SE"; Piesiewicz
zaprzeczył jednak, że zażywał narkotyki. "To nie była kokaina, ale
sproszkowane lekarstwa" - mówił "SE".
W konsekwencji wniosku prokuratorskiego senator Piesiewicz sam
zrzekł się immunitetu, jednak senacka komisja regulaminowa zwróciła się
do niego o wyjaśnienia, a potem także o uściślenie swojego oświadczenia.
Piesiewicz wysłał list z wyjaśnieniami swojej decyzji, lecz samego
oświadczenia nie uzupełnił.
Szef komisji Zbigniew Szaleniec (PO)
powiedział PAP, że z poufnego listu Piesiewicza do członków komisji
wynikało, że Piesiewicz po przeanalizowaniu stanu prawnego postanowił
wycofać swoją zgodę i pozostawić decyzję w tej sprawie Senatowi.
ak,PAP