Nowy rozdział bez happy endu

Nowa grupa Band of Gypsys i własne studio nagrań Electric Lady miały dać Hendrixowi kopa do dalszych muzycznych poszukiwań. Okazały się jednak tylko zalążkiem projektów, które nie doczekały się wielkiego finału.

Powołany naprędce do życia zespół, z którym Hendrix zagrał na Woodstocku, początkowo nie miał ustalonej nazwy. Gitarzysta wyjaśnił ze sceny, że muzycy grają odtąd pod szyldem "Gypsy Sun and Rainbows", czyli w skrócie "Band of Gypsys". Taki też tytuł nosił wydany w 1970 roku koncertowy album zarejestrowany podczas dwóch występów w sali Fillmore East w Nowym Jorku. Zawierał jedynie sześć utworów, z których jeden – zatytułowany "Machine Gun" – stał się ostatnim kamieniem milowym w dorobku gitarzysty.

Trwająca dwanaście minut kompozycja była kolejnym, po występie na festiwalu Woodstock, antywojennym manifestem Hendriksa. Zadedykowanie utworu żołnierzom walczącym w Wietnamie, jak i sam jego tekst ("Karabin maszynowy rozrywa me ciało na kawałki"), nie pozostawiało wątpliwości co do jego przesłania. Resztę załatwiła gitara Jimiego, wyrażająca to, czego nie da się zamknąć w słowach. Gdyby ktoś nie znał w ogóle twórczości Hendriksa, ten jeden utwór mógłby posłużyć za wizytówkę jego nadludzkich umiejętności.

Owdowiała Elektryzująca Dama

Mając głowę pełną wciąż niezrealizowanych pomysłów i artystycznych wizji, Jimi postanowił poszerzyć swój twórczy arsenał o własne studio nagrań. Jego wnętrze – zgodnie z życzeniem artysty – pozbawione było kanciastych powierzchni. Oprócz nowoczesnego sprzętu nagraniowego wyposażono je w okrągłe okna i nastrojowe sztuczne światło, a ściany zdobiły psychodeliczne rysunki. Całość kosztowała ponad milion dolarów.

Studio Electric Lady, ulokowane w nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village i otwarte uroczyście w sierpniu 1970 roku, działa do dziś. Niestety sam Hendrix niewiele na nim skorzystał, bo wkrótce po ceremonii otwarcia wyruszył w tournée po Europie, w trakcie którego zmarł.