Lata gęstej atmosfery
Co było w ostatnich latach największym problemem polskiej kadry? Śledząc zmagania polskiej drużyny narodowej, rzuca się w oczy zwłaszcza jedna płaszczyzna - szeroko pojęta mentalność. Atmosfera w drużynie gęstniała z każdym kolejnym zgrupowaniem pod wodzą Jerzego Brzęczka, później zawodnicy zaufali Paulo Sousie, co okazało się być tylko chwilowym zauroczeniem. Na mistrzostwa świata do Kataru poleciała już "zaciśnięta na trytytkę" drużyna wybrana przez Czesława Michniewicza, która z każdym meczem zmagała się z coraz większą krytyką. Zwieńczeniem była "afera premiowa", która rozbiła i tak słabo zgrany zespół, a jej szczegóły poznawaliśmy przez kolejne miesiące.
Fernando Santos, czyli doświadczony portugalski szkoleniowiec, który miał wpoić Polakom mentalność zwycięzców, spojrzeć z zewnątrz na problemy wewnątrz "polskiego piekiełka", okazał się być zupełnie zblazowanym i wiecznie zagniewanym na Polskę emerytem, który nawet nie udawał, że specjalnie mocno zajmuje go praca nad progresem powierzonej mu kadry.
Wybrany przez prezesa Kuleszę Michał Probierz szybko zdiagnozował główny problem, z którym musiał się zmierzyć. Przejął drużynę na ostatnie mecze fatalnych dla Polski kwalifikacji do mistrzostw Europy, gdzie biało-czerwoni nie tylko ulegli Czechom czy Albanii, ale przede wszystkim skompromitowali się w Kiszyniowie, gdy przegrali z Mołdawią 2:3 mimo dwubramkowego prowadzenia do przerwy.
W sporcie na międzynarodowym poziomie, przy takiej różnicy umiejętności indywidualnych, nie ma innego wytłumaczenia dla porażki ze stanu 2:0, niż zła mentalność. Suma indywidualnych umiejętności poszczególnych reprezentantów Polski sprawiała, że nawet grając ze sobą pierwszy raz, mieli obowiązek "dociągnąć" zwycięski wynik do końca. Zawodnicy byli wyraźnie przytłoczeni mołdawskimi atakami (sic!), z każdą minutą tracili pewność siebie, co skończyło się jedną z największych kompromitacji w najnowszej historii polskiej piłki nożnej.
Probierz uwierzył
Zmiana nie nastąpiła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - losów eliminacji nie udało się odwrócić, a jednym z powodów był brak zwycięstwa w rewanżu z Mołdawią na Stadionie Narodowym (1:1). Po zakończeniu spotkania, oficjalny profil PZPN opublikował vlog związany z tym meczem, a w nim fragment przemowy Probierza w przerwie.
- Są ludzie, w którzy was wierzą, trener, który w was wierzy! To wy musicie teraz sami uwierzyć w siebie! Jeszcze raz wam mówię: nie wierzycie w ogóle w siebie i swoje umiejętności. Potraficie grać w piłkę, tylko musicie sprzedać to na boisku. Wziąć piłkę, zabrać, wygrać pojedynek, wywalczyć piłkę i za wszelką cenę dążyć do zrealizowania tego, co robimy. Spójrzcie na siebie, uwierzcie trochę w siebie! Każdy z was w klubie jest wiodącą postacią. Musicie przekazać to na boisku, wyjść na boisko, pokazać charakter i uwierzyć sami w siebie. Jak nie wierzycie, to wam mówię: trener w was wierzy! Trzeba wyjść na boisko i wygrać ten mecz! - krzyczał selekcjoner.
Banały? Być może, ale trudno było nie odnieść wrażenia, że opiekun kadry naprawdę wierzył w to, co mówił. Po długich miesiącach krytyki z każdej strony, przypominającej czasy szydzenia z kadrowiczów jako "piłkarzy do zupy", reprezentanci Polski potrzebowali po prostu tego, aby ktoś naprawdę w nich uwierzył i pomógł im przywrócić pewność siebie.
Selekcjoner zaufał kilku zawodnikom, którzy odwdzięczyli się za daną szansę, jak choćby Jakub Piotrowski czy niegrający w klubie Nicola Zalewski, a zwycięstwo po szalenie ciężkim barażowym boju z Walią scaliło grupę w prawdziwą drużynę. Reprezentanci Polski wreszcie przestali się bać własnego cienia podczas konferencji prasowych, a w trakcie treningów czy nagrywania materiałów wideo wyglądali jak ludzie, którzy lubią spędzać ze sobą czas, a nie są tylko na obowiązkowym wyjeździe do pracy.
Dodatkowym plusem jest obecność w zespole doświadczonych graczy, którzy Probierzowi zawdzięczają bardzo wiele - jak choćby Kamil Grosicki, Przemysław Frankowski, Taras Romanczuk czy Karol Świderski. Oni pójdą za swoim szefem w ogień i zmobilizują do tego pozostałych kolegów.
Brak "Lewego" to nie koniec świata
Ostatnie dwa mecze towarzyskie z Ukrainą i Turcją, przyniosły kolejne nadzieje - kadra długimi momentami grała dobrze w piłkę, zawodnicy drugiego planu jak Urbański czy Romanczuk potwierdzili swoją przydatność, a co najważniejsze, z obu starć Polacy wyszli zwycięsko. Nastroje zmąciła jednak kontuzja Roberta Lewandowskiego, który nie zagra z Holandią, a jego występ w kolejnym meczu również stoi pod znakiem zapytania.
To poważne osłabienie, ale na pewno nie jest to sytuacja, która pozbawia Polskę szans. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że "Lewy" jako środkowy napastnik, zapewne nie miałby w meczu z Holandią wielu okazji do zdobycia gola. Należy spodziewać się, że przewagę w posiadaniu piłki będą mieli "Oranje", a biało-czerwoni postawią na grę z kontrataku i szukanie swoich szans bramkowych przy stałych fragmentach gry.
Sztab polskiej kadry zapewnia, że kapitan ma być gotowy na pojedynek przeciwko Austrii, więc wszyscy szczególnie zmartwieni brakiem gwiazdy powinni ochłonąć - czeka nas jakieś 45 minut bez Lewandowskiego, potem chwila przerwy i kolejne nieco ponad 45 minut bez Lewandowskiego. To naprawdę nie jest koniec świata, choć Holendrzy nawet mierząc się z Lewandowskim pozostawaliby faworytami.
W historii futbolu na każdy argument można znaleźć kontrę - Duńczycy, którzy sensacyjnie wygrali Euro 1992, przez cały turniej radzili sobie bez Michaela Laudrupa, "reżysera" gry i gwiazdy nie tylko kadry, ale też FC Barcelony. Cristiano Ronaldo z powodu kontuzji zszedł z boiska już w 25. minucie finału Euro 2016, a jego Portugalia wygrała z grającą u siebie Francją 1:0 po golu wprowadzonego z ławki Edera - napastnika, który tylko dwa razy w karierze skończył ligowy sezon z dwucyfrową liczbą goli na koncie.
Nie wieszajmy medali przed zawodami
Oczywiście, jak wiemy z filmu "Miś", plusy nie mogą przesłonić minusów - Polacy w żadnym z grupowych spotkań nie są faworytami. Nie oznacza to jednak, że są zupełnymi outsiderami. Końcowy wynik w piłce nożnej bardzo często jest nieprzewidywalny, w tej dyscyplinie zwycięstwo wcale nie musi oznaczać dominacji na przestrzeni całej gry, inaczej niż np. w tenisie, siatkówce czy koszykówce.
Holandia, choć jej wyniki w ostatnich miesiącach są więcej niż dobre, na wielkich turniejach nie dawała w ostatnich latach zbyt wielu argumentów za tym, aby być "pewniakiem" do gry o najwyższe cele. Na mundialu w Katarze Holendrzy odpadli wprawdzie dopiero po serii rzutów karnych z Argentyną, ale na Euro 2020 sensacyjnie przegrali już w 1/8 finału po porażce z Czechami, a w 2016 i 2018 w ogóle nie grali na wielkich turniejach.
Selekcjonerowi Ronaldowi Koemanowi trudno odmówić doświadczenia (w 1988 roku jako piłkarz wygrał Euro), ale i on zmaga się z brakiem swojej gwiazdy - Frenkiego de Jonga. Klubowy kolega Lewandowskiego z FC Barcelony, grający jako środkowy pomocnik, opuścił wprawdzie z powodów zdrowotnych już wcześniejsze mecze kadry, lecz jego kolejna absencja jest poważnym osłabieniem.
Reprezentacja Austrii, która według wielu ekspertów ma drużynę zdolną zaskoczyć każdego rywala, pozostaje w zasięgu polskiego zespołu.
- Austriacy, który jeszcze do niedawna grali ciężką, toporną piłkę, z którymi sami graliśmy i ogrywaliśmy ich w eliminacjach poprzednich mistrzostw Europy, zaczęli grać porywający futbol i stosować bezustanny pressing - mówił o przeciwnikach polskiej kadry Andrzej Janisz.
Choć pod wodzą Ralfa Rangnicka Austriacy rzeczywiście prezentują się świetnie, nie można im dopisywać przed meczem trzech punktów ani wieszać medali na szyjach. David Alaba i spółka choćby w 2016 roku mieli bez obaw wyjść z grupy, a przegrali z Węgrami i Islandią, a na mundialu nie grali od 1998 roku. Doceniając ich progres, nie można tracić chłodnej głowy - gdy dojdzie dodatkowa turniejowa presja (np. w przypadku porażki na inaugurację z Francją), Austriacy naprawdę nie muszą grać jak połączenie Hiszpanii z lat 2008-2012 i Realu Madryt w finałach Ligi Mistrzów.
Francja? Choć nie można o niej opowiedzieć "to już przeszłość", przypominając anegdotę opowiedzianą przez Mateusza Borka, sprzymierzeńcem Polaków może być terminarz. Francuzi pod wodzą Didiera Deschampsa zdobyli już mistrzostwo i wicemistrzostwo świata oraz srebrny medal mistrzostw Europy, ale drużyna byłego znakomitego piłkarza gra bardzo pragmatycznie w pierwszych meczach turnieju.
Skoro "Trójkolorowi" zagrają z Polakami w ostatniej kolejce i założymy scenariusz, że wygrają swoje pierwsze dwa spotkania, Deschamps nie będzie przy wyniku remisowym wprowadzać na boisko kolejnych napastników. Dość powiedzieć, że w trakcie swojej kadencji, jeszcze nigdy nie wygrał trzeciego grupowego meczu na wielkim turnieju. Doświadczony szkoleniowiec stawia na pragmatyzm, a nie bicie strzeleckich rekordów czy zbieranie materiałów wideo do kompilacji najbardziej widowiskowych akcji turnieju.
To tylko 90 minut
Reprezentacja Polski jest dziś w innym miejscu, niż przed kilkoma miesiącami. Choć do zdobycia każdego z ewentualnych punktów będzie potrzebna nie tylko gra z wykorzystaniem całego potencjału, ale też łut szczęścia, polscy kibice nie przygotowują już przed meczem prześmiewczych memów na temat kolejnych kompromitujących porażek.
Mecze z Walią, Ukrainą i Turcją nie czynią z Polaków faworytów, ale pozwoliły im zrozumieć, że Michał Probierz nie jest jedynym człowiekiem w szatni, który w nich wierzy. Dobrze zorganizowany, pewny siebie zespół jest w stanie na poziomie mistrzostw Europy postawić się absolutnie każdemu zespołowi.
Każde starcie będzie trudne, będą w nich zapewne długie fragmenty, gdy to rywale będą mieli kontrolę nad piłką, ale nie dajmy się zwariować - to naprawdę tylko 90 minut gry w piłkę nożną i nie trzeba uciekać się do argumentów o Danii z Euro 1992 czy Grecji z Euro 2004, żeby wierzyć w zdobycie kilku punktów, dających awans do 1/8 finału.
Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl
Andrzej Janisz o rywalach reprezentacji Polski na Euro 2024:
Kiedy mecze Polaków na Euro 2024?
Polacy rozpoczną udział w Euro 2024 od starcia z Holandią (16 czerwca, Hamburg) >>> CZYTAJ WIĘCEJ
Potem zmierzą się z Austrią (21 czerwca, Berlin)>>> CZYTAJ WIĘCEJ
Mecz z Francją (25 czerwca, Dortmund) >>> CZYTAJ WIĘCEJ
Awans do 1/8 finału wywalczą po dwa zespoły z każdej grupy i cztery reprezentacje z trzecich miejsc.
Grupy Euro 2024
Euro 2024 w specjalnym serwisie PolskieRadio.pl/Euro 2024 i na antenach Polskiego Radia, które jest Oficjalnym Nadawcą Radiowym
Czytaj także:
kp