- W szkole grałem na waltorni i byłem dziwakiem, który nadrabiał śmiechem. Miałem święty spokój, bo zawsze mówiłem coś zabawnego na chemii albo matematyce - zdradził w Trójce Marcin Staniszewski. - I w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło...
Wizerunek ten potwierdziła debiutancka płyta Beneficjentów Splendoru sprzed dwóch lat. "Trendywaty Chłopiec" był słodko-kwaśną avant-popową opowieścią o wielkomiejskim życiu ludzi, którzy właśnie przestali być młodzieżą. Album promował singiel "Ręce pełne robota", abstrakcyjna satyra na korporacyjną rzeczywistość zilustrowana teledyskiem Romana Przylipiaka. Płyta znalazła się w większości podsumowań najlepszych albumów 2009 roku i została objęta patronatem radiowej Trójki, a krytycy muzyczni byli zgodni - dawno już nie było w Polsce debiutanta potrafiącego opowiadać tak barwne i aktualne historie.
Ale wydany właśnie "Tęczy wybielacz" to zupełnie nowy rozdział opowieści zapoczątkowanej przed dwoma laty. Staniszewski jako tekściarz postanowił się tym razem zmierzyć m.in. z problemem wiary oraz z polską, opartą na poczuciu winy religijnością. "Jestem jednorazówką // Ciebie tanią podróbką // więc poluzuj te gwoździe // bo mi głowę rysują" - zwracają się Benficjenci Splendoru do Boga w piosence "Niewinny". Taka obrazoburcza modlitwa może w polskiej pop kulturze sporo namieszać. - Już czuję się jak Nergal w stroju papieża - żartuje Staniszewski.
Tylko z pozoru lżejszy charakter ma zamykający album utwór "Lawnchair Larry". Zainspirowała go autentyczna historia Larry'ego Waltersa, który w 1982 roku odbył podniebną podróż na... krześle unoszonym przez balony meteorologiczne. Mężczyznę wyposażonego w zgrzewkę piwa, mikrofalówkę i pistolet pneumatyczny dostrzegli... piloci samolotu pasażerskiego. Walters przeżył niezwykłą podróż, stał się pierwszym żyjącym laureatem słynnej Nagrody Darwina, a nawet doczekał się naśladowców. Szkoda, że w 1993 roku odebrał sobie życie...
Z kolei do poważnych problemów samego Staniszewskiego ze wzrokiem nawiązuje promująca "Tęczy wybielacz" piosenka tytułowa:
Artysta przyznaje zresztą, że wszystkie zebrane w albumie piosenki opowiadają do pewnego stopnia o nim samym. Uwagę zwraca jednak przede wszystkim na wytrawne, elektroniczne brzmienie płyty. To efekt wielogodzinnych eksperymentów - prowadzonych w domowym studiu, przy użyciu starego analogowego sprzętu - oraz inspiracji z najwyższej półki. Muzykiem, na którego najchętniej powołują się Beneficjenci Splendoru, jest mistrz estetyki "cut&paste" Amon Tobin:
- On wymyśla dźwięki od nowa i oswaja je. Często to dźwięki mikroskopijne, jak odgłos mrówek jedzących brzoskwinię albo, wzmocniony i transponowany do słyszalnych rejestrów, odgłos drzewa nabierającego wody po okresie suszy. I nie potrzebuje do tego wcale zaawansowanej elektronicznej technologii; wystarczą mu dwa mikrofony i najprostszy studyjny sprzęt. Na prawdę zazdroszczę mu takiej wyobraźni...
Amon Tobin to wzór niedościgniony, ale Beneficjenci Splendoru nie zamierzają spocząć na laurach. Na kolejnej płycie planują odrzucić proste piosenkowe formy i postawić na improwizację. Tymczasem zapraszamy do słuchania "Tęczy wybielacza" na antenie Trójki.