Mimo wielu zmian personalnych i brzmieniowych w grupie wygrywali każdą bitwę na listach sprzedaży, zawsze dowodzeni przez geniusz songwriterski wokalisty i multiinstrumentalisty, ikony popkultury - Roberta Smitha.
Początki The Cure wcale nie należały do najłatwiejszych. W 1976 r. Robert Smith, Michael Dempsey, Lol Tolhurst i Mark Ceccagno, zastąpiony później przez Porla Thompsona, powołali do życia grupę Malice, grającą głównie covery Davida Bowiego, Jimmiego Hendriksa i Aleksa Harleya. Rok później formacja ta, zorientowana już bardziej na punk, działała pod nazwą Easy Cure, zaczerpniętą z utworu napisanego przez Tolhursta. Wysłali swoje demo do wytwórni Arola-Hansa, która widząc w nich spory potencjał, zaprosiła na przesłuchanie do Morgan Studio, a wkrótce po tym zaproponowała podpisanie kontraktu. Zespół nagrał dwa dema, na których znalazły się m.in. utwory: "Meathook", "I Want To Be Old", "I'm Cold" oraz "Killing An Arab", które miało stać się singlem. Wytwórnia jednak nie zaakceptowała tego pomysłu, a wręcz odrzuciła cały zarejestrowany materiał, co doprowadziło w końcu do rozwiązania kontraktu.
W 1979 r. skład uszczuplony o Porla Thompsona odrodził się jako trio The Cure i z nową energią starał się przekonać do siebie wytwórnie płytowe. Haczyk szybko połknął Chris Parry z Polydoru, który przekonał grupę do podpisania kontraktu ze swoim nowo założonym labelem - Fiction Records. Tak zaczęła się dobra passa. Zostali zaproszeni do radiowej audycji Johna Peela, podczas której zarejestrowano klasyczne już dziś utwory: "Killing An Arab", "10.15 Saturday Night", "Boys Don't Cry" i "Fire In Cairo". Te dwa pierwsze wkrótce zostały wydane jako singiel. "Killing An Arab" ponownie wzbudził kontrowersje, gdyż pomimo jasnych odwołań do powieści "Obcy" Alberta Camusa, doszukiwano się w nim treści rasistowskich. Zespół ruszył w trasę koncertową i występował razem z Generation X, Joy Division i Siouxsie And The Banshees. Następnie premierę miał debiutancki krążek "Three Imaginary Boys", a kilka miesięcy później część tego materiału uzupełniona o single, z myślą o podboju rynku amerykańskiego wydana została pod tytułem "Boys Don't Cry".
The Cure - "Boys Don't Cry"
Kolejny album "Seventeen Seconds" przyniósł zmiany dla zespołu - personalne, gdyż przed jego nagraniem do składu dołączyli basista Simon Gallup i klawiszowiec Mathieu Hartley, co z kolei przełożyło się na nowe, bardziej przestrzenne brzmienie, które stanowić miało mroczne tło do egzystencjalnych tekstów Smitha. Depresyjny klimat utrzymywał się również na kolejnych wydawnictwach: "Faith" oraz w szczególności na "Pornography", którego nagrywaniu towarzyszyły nawet plotki o samobójstwie Smitha. W samym zespole dochodziło do ostrych konfliktów, co doprowadziło do zawieszenia działalności.
[----- Podzial strony -----]
Na prawdziwy powrót The Cure trzeba było poczekać aż do 1984 r., kiedy to ukazał się longplay "The Top" i po kilku rotacjach wśród muzyków grupa wyruszyła w trasę koncertową. Był to znaczący krok naprzód w kierunku pogodniejszego brzmienia. W 1985 roku premierę miało "The Head On The Door", a dwa lata później dwupłytowe "Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me".Rok 1989 był dla zespołu szczególnie trudny, choć w rezultacie bardzo fortunny. Nagrano głośne, do dziś przez większość fanów i krytyków uważane za opus magnum, "Disintegration". Ze względu na powrót do dawnej melancholii Smith początkowo planował wydać ten materiał pod innym szyldem. Tym razem również nie zabrakło burzliwych kłótni w grupie i zmian składu. Lol Tolhurst przez problemy z alkoholem został wyrzucony z zespołu, potraktował decyzję kolegów bardzo osobiście i wytoczył im proces o prawo używania nazwy zespołu. Wraz z premierą albumu pojawiły się zapowiedzi, iż po zakończeniu promującej go trasy koncertowej The Cure przestanie istnieć.
The Cure - "Lullaby"
Tak się jednak nie stało, co było do przewidzenia przez wzgląd na ogromny komercyjny sukces "Disintegration". Wydane w 1992 r. "Wish" utrzymało grupę na wysokiej fali popularności. Od tej pory skupili się głównie na występach dla zawsze licznie zgromadzonej publiczności, a kolejne studyjne albumy ukazywały się z czteroletnimi odstępami. "Wild Mood Swings" nie cieszyło się jednak dobrym przyjęciem, a po wydaniu w 2000 r. krążka "Bloodflowers" ponownie pojawiły się informacje o rozwiązaniu grupy. Tym razem wydawały się one bardzo realne, a przez kolejnych kilka lat członkowie The Cure nie spotykali się ani w studiu, ani na koncertach.
W 2004 roku podtatusiała nieco legenda postanowiła jednak przypomnieć o sobie światu, nagrywając kolejną płytę. Idąc z "duchem czasu" The Cure oddało się w ręce producentowi Rossowi Robinsonowi, który wcześniej pracował z nu-metalowymi zespołami, jak Korn, Limp Bizkit, Slipknot. Naturalnie przyniosło to zmianę brzmienia, którą znaczna część fanów nie była w stanie przełknąć. Trzynasty studyjny krążek "4:13 Dream" ukazał się pod koniec października, tuż przez 30. urodzinami grupy i 50. jej fantastycznego lidera.
https:\/\/www.thecure.com/
https:\/\/www.myspace.com/thecure
https:\/\/www.last.fm/music/The+Cure
(nk)