POSŁUCHAJ utworów Uraza Kivanera:
Autumn leaves arrangement - Uraz Kivaner (9,62 MB)
Chopin Nocturne - Uraz Kivaner (4,48 MB)
Deep thoughts - Uraz Kivaner (9,5 MB)
Drenched with the unknown - Uraz Kivaner (4,96 MB)
Escape Me Blues!!! - Uraz Kivaner (2,98 MB)
Z Urazem Kivanerem rozmawia Petar Petrović
Przeglądając twoją biografię zwróciłem uwagę na to, że początkowe zainteresowanie pianinem zostało na pewien czas zastąpione altówką, by później znów pianino stało się twoją podstawową formą wyrażania.
To jest trochę skomplikowana ale i interesująca historia. Pierwszy raz dotknąłem pianina jak miałem z cztery, pięć lat, ale to nie znaczy, że od razu zacząłem grać Rachmaninowa, czy Chopina ! (śmiech) Ja wtedy tylko dotykałem klawiszy i imitowałem to co słyszałem w telewizji, czy z radia. Nie miałem jednak żadnej muzycznej edukacji…
Ale zapewne ktoś z Twojej rodziny używał pianina, nie było ono tylko domową ozdobą?
Dokładnie. Mój tata kiedyś grał, zanim zaczął uprawiać zawodowo koszykówkę. Był w tym czasie bardzo zakochany w jazzie i to przeniosło się na mnie od pierwszych dni życia! Byłem wprost otoczony muzyką. Z opowiadań wiem, że zaraz po moim urodzeniu, w trakcie powrotu do domu, z radia leciał George Benson.
A więc to wina Georga Bensona! (śmiech)
Tak, dokładnie! To właśnie przez ludzi takich jak on zostałem nałogowym fanem jazzu. Mój tata wciąż gra trochę na pianinie, a przede wszystkim bardzo mnie wspiera i za to jestem mu niezmiernie wdzięczny. Wracając jednak do kwestii pianina to muszę przyznać, że aż do szesnastego roku życia nie zajmowałem się graniem zawodowo. Grałem trochę, improwizowałem sobie sam dla siebie. Kiedy poszedłem do szkoły średniej (Fine Art. School), która była podzielona na dwie części: muzyczną i poświęconą sztuce, to bez chwili wahania wybrałem muzykę. Niestety turecki system wspierania i rozwoju sztuki nie stoi na najwyższym poziomie. Im wydaje się, że powinieneś już czuć się zadowolony i wyróżniony, gdy pozwolą ci usiąść w sali i wybiorą ci instrument na podstawie budowy twojego ciała, twoich ust i palców. Kiedy spojrzeli na moje palce to powiedzieli, że mam duże, długie i „pucowate” paluchy…
A to zapewne oznaczało, że nie będziesz mógł grać na fortepianie…
Nie, gdyż fortepian było i tak drugim instrumentem obowiązkowym. Byłoby pierwszym gdybym przyszedł do szkoły z konserwatorium i miał z gry na nim duże doświadczenie. Ale tak nie było i dlatego wybrali dla mnie altówkę, choć muszę przyznać, że dało mi to dużo przyjemności.
To był pierwszy raz kiedy miałeś okazję zagrać na tym instrumencie?
Tak, pierwszy raz. Po raz pierwszy zacząłem też mieć profesjonalne lekcje gry na fortepianie. Oczywiście rządziło w tym czasie klasyczne podejście do gry. Niestety ja nie czułem, że chcę się takiemu sposobowi grania poświęcić do końca życia. Musiałem coś z tym zrobić, bo przecież kochałem grę na fortepianie. Wziąłem się więc za granie swoich rzeczy i coraz bardziej zaczynałem odchodzić od programu obowiązkowego, na co oczywiście zwrócili uwagę moi opiekunowie. Radzili mi żebym zajął się współczesną muzyką turecką. Wszystko zmieniło się gdy poszedłem do uniwersytetu, na którym można było rozpocząć edukację jazzową od bardzo zróżnicowanych i doskonałych wykładowców z Turcji i ze Stanów. Złożyłem tam podanie i dostałem pełne stypendium. Spotkałem tam wprost niesamowitych jazzowych nauczycieli i to głównie dzięki nim zostałem pianistą jazzowym. Po tym jak skończyłem uniwersytet z najwyższymi ocenami od razu pojechałem do Polski, gdyż mój ojciec żył tutaj ponad szesnaście lat…
To tłumaczy kilka rzeczy, np. to, że tak często grywasz w Polsce i że grywałeś z tyloma polskimi jazzmanami.
Dokładnie. W Polsce jestem bardzo często, przyjeżdżam tu i na koncerty i po to by odwiedzić ojca. Zaraz po zakończeniu studiów zacząłem jeździć w tournee z jednym tureckim pianistą i saksofonistą, bardzo znanym - Tuną Ötenelem, który gościł u was kilkakrotnie. Grałem wtedy właśnie z nimi, z Januszem Muniakiem, Adamem Kowalewskim, Łukaszem Żytą i Krzysztofem Dziedziem. To właśnie z nimi pojechałem w trasę, gdy pierwszy raz tutaj przyjechałem. To było dla mnie niesamowite przeżycie, najwięcej nauczyłem się od Muniaka, przede wszystkim jego "old schoolowych" rzeczy. To był właśnie mój środek na rozwój - granie z bardzo znanymi artystami.
Turcja przeciętnemu Polakowi na pewno nie kojarzy się z muzyką jazzową.
Niestety masz zupełną rację, taka sytuacja nie dotyczy tylko wiedzy Polaków. A szkoda, bo mamy kilku naprawdę świetnych muzyków jazzowych. Jedno nazwisko już wspomniałem Tuna Ötenel, który na szczęście jest całkiem znany w środowisku jazzowym. Warto w tym momencie wspomnieć, że Janusz i Tuna w niesamowity sposób uzupełniają się na scenie, ja bym ich nazwał "bliźniaczymi duszami". Oprócz niego chciałbym w tym miejscu wspomnieć o bardzo dobrej wokalistce Sibel Köse. Ona występowała w Polsce chyba w 1989 roku i wygrała konkurs wokalny. Od tego momentu od czasu do czasu przyjeżdżała do Polski, ja też z nią grałem, także w Turcji. Niestety nie mamy w Turcji zbyt wielu jazzmanów, którzy mają to szczęście by być odpowiednio promowanymi. I właśnie ja chciałbym zmienić ten stan rzeczy (śmiech), chciałbym także swoją grą zwrócić uwagę większej grupy ludzi, na to ile turecki jazz ma do zaoferowania.
Wydaje mi się, że jest to problem też i dziennikarzy, zapatrzonych w muzyczne wzorce przychodzące z USA.
Myślę, że nie jest to wina ani dziennikarzy, ani publiki, tylko i wyłącznie odpowiedniej promocji. Znam osobiście wielu ludzi, którzy nie są popularni nie z braku talentu, ale właśnie z braku promocji. Eldar, jest dla mnie przykładem przebicia się w bardzo młodym wieku. To prawdziwy fenomen w tych czasach. Co ciekawe on jeszcze nie jest tak znany jak na to zasługuje… jeszcze nie, ale będzie! Kiedy zaczynam go słuchać to naprawdę ciężko komukolwiek oderwać mnie od jego muzyki. A jest przecież taki młody…
Ty też nie należysz do „staruszków”!
Ale ja zbliżam się już do trzydziestki! (śmiech) Teraz mam dwadzieścia osiem lat. W obecnych czasach oprócz tego, że trzeba wspaniale grać, to także trzeba walczyć o to by znaleźć się w kilku poczytnych magazynach. Wtedy zarówno dziennikarze, media, jak i słuchacze zaczynają cię znać i rozpoznawać. Niestety…
Chciałbym żebyśmy jeszcze na chwile wrócili do tureckiego jazzu, czy widzisz, a raczej słyszysz, jakieś różnice, specyficzne elementy w tureckim jazzie, które nadają mu znamion zarówno oryginalności, jak i regionalności?
Te pytanie dotyczy także mojej muzyki, gdyż, przynajmniej według mnie, rożni się znacząco od tej wykonywanej w innych rejonach świata i jest przez to oryginalna. Tak sądzi też część krytyków. To, że Turcja ma bardzo różniącą się od Europy kulturę, wpływa w dużym stopniu na muzyków ciągnących swoje korzenie z tego regionu. O tym nie można zapomnieć. W mojej muzyce nie staram się wykorzystywać zbyt wielu skomplikowanych rzeczy, gdyż prawdziwa turecka, muzyka folkowa jest bardzo skomplikowana. Dlatego skrupulatnie wybieram jej elementy, by następnie wmieszać je do tego co staram się robić. W Turcji mamy ludzi, którzy tworzą tzw. Etno jazz, ale niestety nie jest on zbyt znane na świecie, z powodów o których wcześniej mówiłem.
Grałeś z wieloma polskimi jazzmanami, nasz jazz nie jest ci obcy. Jak go odbierasz jako osoba z zewnątrz, która udziela się także w polskim środowisku muzycznym.
Według mnie polski jazz jest ciągle w procesie rozwoju, w tym przypomina mi turecki. Jazz to jest afro-amerykańska muzyka, a to co my możemy z nią zrobić to rozbudować ją o nowe, do tej pory nie włączone w nią nurty. Mnie szczególnie zachwycają młodzi polscy jazzmani. Myślę, że polski jazz jest bardzo romantyczny i wydaje mi się, że wiem dlaczego tak jest. Tak jest ze względu na Chopina, który, według mnie, był jednym z pierwszych muzyków jazzowym w historii! Naprawdę. Kiedy analizujesz teraz terminologicznie harmonię jaką on miał w tych latach i postawisz ją obok tego jak my teraz gramy jazz, w sensie źródła i jego podstaw, to ma to wiele wspólnego. I właśnie tę jego "nutkę" chciałbym zawsze odnajdywać w swojej muzyce. A polscy muzyce robią to bez przerwy! (śmiech)
Nie wspomnieliśmy jeszcze o jednej twojej fascynacji - muzyce latino. Wyjaśnij mi na czym polega twój projekt "Modern sounds of latin jazz"?
Ja nie wiem dlaczego tak mnie ta muzyka zachwyca! Chyba w zeszłym życiu byłem Latynosem! Kiedy słyszę tę muzykę czuję jak podnosi mi się tętno. Myślę, że większość ludzi ma podobnie, słyszą tę muzykę i muszą ruszać jakąś częścią swojego ciała. Ta muzyka jest taka… chwytliwa. Dlatego też lubię grać muzykę latynoską i stąd się wzięły moje występy z muzykami z Kuby czy z Peru. Warto w tym miejscu wymienić takich muzyków, jak: William Richard Cardoso, Luis Ernesto Gomez, czy… Sebastian Frankiewicz. Także w Turcji grałem z kilkoma Kubańczykami i innymi Latynosami i dzięki temu rozwinąłem się jeszcze w moim zamiłowaniu do tej muzyki. Pracowałem jakiś czas na Karaibach i tam grałem i uczestniczyłem w jam sesjach i miałem szansę grać każdego dnia z latynoskimi muzykami. Nie muszę chyba mówić ile mnie to nauczyło. Muzyka latynoska puszczana z radia, to tylko pop z domieszką latynoskich dźwięków. Ja dodaję jazz latynoski do tradycyjnego jazzu i na końcu polewam to tureckim sosem. (śmiech) I tym właśnie jestem wypełniony.
Na zakończenie warto żebyś wspomniał o ludziach, którzy wywarli na ciebie muzyczny wpływ w młodości i którzy oddziaływają na ciebie teraz.
Na takie pytanie odpowiada się zazwyczaj w ten sam sposób: "to zależy od nastroju". Ja też tak odpowiem, ale… Ahmeda Jamala mogę słuchać zawsze. Dziękuję Bogu, że jest on ciągle wśród żywych i dzięki temu mam jeszcze szansę się z nim spotkać. Z długiego panteonu gwiazd, pod których jestem w ciągłym uroku, wyróżniłbym jeszcze Oscara Petersona i… Eldara. Nie jest bezpiecznie zacząć tą długą wyliczankę, ale zaryzykuję i dodam do tego… Billa Evansa, Buda Powella, Milesa Davisa… lubię w końcu nie tylko pianistów ale i saksofonistów i trębaczy, jak: Wynton Marsalis, Joshua Redman, jest jeszcze taki brytyjski muzyk, niech sobię przypomnę… Dave O’Higgins.
W środę, w warszawskiej Melodii, będziemy mieli okazję posłuchać twojego koncertu (godz. 19:00), grasz wspólnie z Sebastianem Frankiewiczem, Mikołajem Wieleckim i Zbigniewem Wegehauptem, a po tobie wystąpi Eldar (godz. 20:30). Powiedz mi co myślisz o jego muzyce?
Jego muzyka taka chwyta cię i nie możesz przed nią uciec. Sposób, w jaki gra nie tylko swoje utwory, ale także standardy, jest po prostu niesamowity. Założę się, że nie widząc go, nikt by nie przypuścił, że ten chłopak ma tylko dwadzieścia lat. Czujesz się jakbyś słyszał jakiegoś starego jazzmana, gwiazdę jak Oscar Petterson, który gra teraz w naszej epoce. Ale on dodaje jeszcze coś od siebie i muszę przyznać, że jego muzyka bardzo mnie inspiruje. Jeśli mówimy o jego ostatnim albumie, „Re-imagination” to ,według mojej opinii, on chce przenieść ten, stary, tradycyjny jazz w epokę dzisiejszej nowoczesności. Tak właśnie robił Miles Davis w latach osiemdziesiątych i np. Herbie Hancock w 2000 roku, wydając album New Standards.