An End Has a Start jest następcą wydanego w 2005 roku debiutanckiego albumu The Back Room zespołu Editors. Nadzieje były olbrzymie, w końcu im lepszy debiut tym większe oczekiwania związane z wydaniem kolejnego krążka. Z drugiej strony istniała obawa wystąpienia słynnego "kompleksu drugiej płyty", który przeżywały nawet największe gwiazdy. Editors z całego tego zamieszania wyszli jednak obronną ręką i nagrali płytę dobrą, choć nie dorównującą debiutowi.
W ten sposób wpisali się niejako w nurt, który można zaobserwować w ostatnich latach na scenie niezależnej. Debiuty: Bloc Party, The Arcade Fire czy chociażby Maximo Park wręcz oszałamiały swoją świeżością i muzyczną elokwencją, jednakże drugie płyty co najwyżej stabilizowały pozycję zespołu. Regule przeczą w zasadzie tylko Arctic Monkeys. Mimo że ich debiutancka płyta "Whatever People Say I Am, That's What I'm Not" była bardziej wydarzeniem medialnym niż muzycznym, nie umniejsza to postępu i dojrzałości osiągniętej przez Axela Turnera na wydanej w tym roku "Favourite Worst Nightmare".
Editors często nazywa się brytyjską odpowiedzią na pochodzący z Nowego Jorku zespół Interpol. Rzeczywiście analogie łączące oba zespoły można mnożyć, najbardziej oczywistymi są wokaliści Tom Smith i Paul Banks śpiewający niemal w identyczny sposób oraz specyficzna atmosfera smutku i nostalgii, która ich otacza. Oczywistej inspiracji zarówno w sposobie kreacji, jak i kompozycji muzycznej należy jednak dopatrywać się w legendarnej Joy Division. Zresztą wszystkie zespoły wywodzące się z nurtu postpunkowego na stałe będą postrzegane jako spadkobiercy i naśladowcy genialnego Iana Curtisa. Nie znaczy to jednak, że Editors nie udało się stworzyć własnego, rozpoznawalnego stylu. Debiutanckie "The Back Room" to przede wszystkim piękne, porywające melodie będące autorstwem Chrisa Urbanowicza i niebanalne, osobiste teksty Toma Smitha. Niestety ma się nieodparte wrażenie, że na "An End Has a Start" zespół świadomie i z premedytacją porzucił melodyjność na rzecz bardziej skomplikowanych konstrukcji, które niecierpliwego słuchacza mogą zwyczajnie znudzić. Kto szukał przebojowości "All Sparks czy Bullets" srogo się zawiedzie. W miejsce złości, buntu i często niekontrolowanych emocji otrzymujemy spokój i zadumę. Płyta jest dużo bardziej wyciszona od debiutu, wydaje się dojrzalsza, nie ma w niej pogoni za łatwymi, wpadającymi w ucho refrenami. Słychać, że zespół się rozwija, płyta jest dużo bardziej przestrzenna od debiutu. Jest to z pewnością zasługą producenta Jacknife’a Lee, współpracującego z zespołem przy debiucie, znanego z produkcji płyt U2 czy Snow Patrol.
Album rozpoczyna "Smokers Outside The Hospital Doors", który został również wybrany na pierwszy singiel promujący krążek. Wybór jest o tyle zaskakujący i odważny, gdyż piosenka trwa ponad pięć minut i nie należy do tych z gatunku łatwo wpadających w ucho. Przyszedłeś samotnie, tak samo odejdziesz – z taką smutną konkluzją zostawia nas tytułowa piosenka "An end Has a start". Wokalista Editors, Tom Smith w wielu wywiadach podkreślał, że na ostateczny kształt i charakter płyty wielki wpływ miały śmierć i poważne choroby, które dotknęły bliskie mu osoby. "The Racine Rats" z kolei opowiada o bezkompromisowym, egoistycznym dążeniu do osiągnięcia sukcesu, sławy i nieuniknioną porażką, jaka się za nimi kryje – "Wiedziałeś, że jesteś zgubiony, mimo to nie mogłeś przestać". Klimat debiutu przywołuje najlepsza chyba na płycie "Escape The Nest". Piękny, wyrazisty riff Chrisa Urbanowicza, zapadający w pamięci refren i prawdziwe emocje w głosie Toma Smitha – "Jestem wysuszony i pusty, lecz wciąż mam w sobie miłość". Płytę kończy "Well Worn Hand", napisana w reakcji na śmierć kolegi ze szkoły, który wracając do domu z pracy, bez żadnego powodu został zamordowany przez nieznanego sprawcę. Zaśpiewana jedynie przy akompaniamencie fortepianu stylistycznie bardzo przypomina Chrisa Martina i jego Coldplay.
Editors powstali w 2003 roku w Birmingham. Co ciekawe wszyscy członkowie zespołu studiowali razem na uniwersytecie w Stafford. Po serii dobrze przyjętych mini koncertów w muzycznych klubach, udało im się ściągnąć uwagę niezależnej wytwórni Kitchenware, z którą związali się w styczniu 2005 roku. To pierwszy i jedyny występ zespołu w Polsce. Na koncertach słyną z bardzo dobrego kontaktu z publicznością, a zważywszy że korzenie wokalisty Toma Smitha i gitarzysty Chrisa Urbanowicza sięgają naszego kraju, można spodziewać się wielu niespodzianek, które zespół przygotuje na tą specjalną okazję. Na żywo utwory zyskują większą drapieżność, głównie dzięki ostrzejszemu, niemal punkowemu wykonaniu i nowym zaskakującym aranżacjom znacznie różniącym się od tego, co możemy usłyszeć na płycie.
Tomiszon
https:\/\/www.editorsofficial.com/
https:\/\/www.myspace.com/editorsmusic
https:\/\/www.lastfm.pl/music/Editors/