Zakończyła się właśnie pięćdziesiąta, jubileuszowa edycja Międzynarodowego festiwalu muzyki współczesnej "Warszawska Jesień". Gwoli precyzji impreza powinna nosić miano "przeglądu współczesnej kompozycji" albo "festiwalu nowej muzyki akademickiej". Jak powiedział niedawno wybitny krytyk, Andrzej Chłopecki, "współczesność rozrasta się jak balon". Mimo to Komisja Repertuarowa, zasłaniając się retoryką "kultury wysokiej", wzbrania się przed wpuszczeniem na warszawsko-jesienne salony niedyplomowanych twórców z kręgów alternatywnej muzyki improwizowanej oraz eksperymentalnej. "Barbarzyńcy" dostają się jednak na wrześniowe święto awangardy kuchennymi drzwiami. W tym roku gościliśmy w Warszawie Yannisa Kyriakidesa, twórcę w równym stopniu zasłużonego dla klasycznej kompozycji, co dla sceny undergroundowej. Polskiemu środowisku muzycznemu - operującemu wciąż przebrzmiałymi, XIX-wiecznymi kategoriami estetycznymi oraz światopoglądowymi – poglądy pochodzącego z Cypru artysty wydać się mogą, eufemistycznie rzecz ujmując, kontrowersyjne. Chociażby dlatego warto ich wysłuchać.
Z Yannisem Kyriakidesem rozmawia Michał Mendyk
W suicie "Byrd" na wirginał i elektronikę nawiązujesz dosłownie do drum’n’bassu. Pewne patenty brzmieniowe gatunków klubowych – m.in. sample perkusyjne, pętle rytmiczne oraz tzw. efekty clickowe oraz usterkowe – obecne są w Twojej muzyce po dziś dzień. To osobista fascynacja czy prowokacja?
"Byrd" to jeden z moich najpopularniejszych utworów i ciągle mi się go "wypomina". Trzeba jednak pamiętać, że został napisany dla baletu, więc rządzi się innymi prawami, niż moje kompozycje autonomiczne. W tej suicie faktycznie zestawiłem cytaty i przetworzenia oryginalnych utworów Wiliama Byrda, XVI-wiecznego kompozytora angielskiego z rytmicznymi oraz brzmieniowymi chwytami rodem z muzyki klubowej. Zawsze fascynowało mnie konfrontowanie ze sobą stylów wyrosłych na gruncie odmiennych kontekstów społecznych oraz historycznych. To zestawienie jest jednak o wiele mniej paradoksalne, niż mogłoby się wydawać. Byrd był w istocie kompozytorem popularnej muzyki tanecznej, wykonywanej na domowych, miniaturowych odmianach klawesynu, zwanych wirginałami. Jego przynależność do akademickiego kanonu "muzyki wysokiej" ma więc charakter czysto umowny i autorytarny.
Żartuję często, że "Byrd" pochodzi z mojego „okresu drum’n’bassowego”. Od tamtej pory porzuciłem takie dosłowne nawiązania do nowej tanecznej elektroniki i nie bywam już w klubach, jednak energia i brzmieniowa odkrywczość tej muzyki niezmiennie mnie fascynuje. Dlatego nie posługuje się, jak większość współczesnych kompozytorów, wysublimowanymi, wystudiowanym brzmieniami, lecz dźwiękami mającymi ów prowokacyjny potencjał i bezpośrednią siłę oddziaływania. Choć daleki jest mi akademicki elitaryzm oraz hermetyzm, moim celem nie jest też ostentacyjne kontestowanie konwencji współczesnej muzyki klasycznej.
Wordless
Poza doborem elektronicznych brzmień, kluczowy dla Twoich utworów wydaje mi się sposób ich łączenia z dźwiękami instrumentalnymi. Odnoszę wrażenie, że strasz się drażnić przyzwyczajenia odbiorców koncertowej muzyki elektroakustycznej?
Zgadza się. W pionierskich dla muzyki elektronicznej latach pięćdziesiątych twórcy dążyli z reguły do wyeksponowania kontrastu pomiędzy dźwiękami syntetycznymi a instrumentalnymi, uwypuklenia specyfiki nowego medium. Dziś popularnych kompozytorów, jak Kaija Saariaho czy Jonathan Harvey, pociąga "symbioza" tych dwóch brzmieniowych światów. W praktyce elektronika służy im do poszerzenia możliwości tradycyjnego instrumentarium; posiłkują się nią, gdy jakiegoś efektu nie mogą osiągnąć za pomocą orkiestry. Mi obce są obie filozofie. W moich koncertowych utworach elektroakustycznych chodzi przede wszystkim o podważanie tradycyjnej sytuacji koncertowej, skłonienie słuchacza do przewartościowania jego percepcyjnych przyzwyczajeń. Często tworzę więc spójne elektroniczno – instrumentalne faktury oraz struktury, w których jednak konwencjonalne dźwięki "maskowane" są przez tony proste oraz szumy. Coraz większą rolę w moich poszukiwaniach odgrywają ostatnio utwory oparte na przetwarzaniu w czasie rzeczywistym barw instrumentalnych. W „Quaternion” kwartet smyczkowy wchodzi w interakcję z komputerem, który na bazie pewnego losowego algorytmu modyfikuje jego pierwotne brzmienie. W efekcie trudne staje się odróżnienie "prawdziwego" zespołu od tego "wirtualnego".
Odnoszę wrażenie, że weryfikowanie konwencji – nie tylko brzmieniowych czy strukturalnych, lecz także społecznych i kulturowych – tzw. muzyki wysokiej stanowi ważny cel Twojej twórczości. Czy znaczący wpływ wywarł na Ciebie twój nauczyciel, wybitny holenderski kompozytor Louis Andriessen?
Bez wątpienia, choć w sensie czysto muzycznym niewiele nas dziś łączy. Andriessen był jednym z pierwszych akademickich kompozytorów, którzy zwrócili uwagę na społeczny kontekst funkcjonowania muzyki. Estetyka współczesnej muzyki klasycznej, ale też właściwe jej konwencje twórcze, wykonawcze oraz percepcyjne to produkt szerszego systemu wartości określonej grupy społecznej. Jej reprezentanci dążą jednak do jego absolutyzacji, nadania mu "uniwersalnego" charakteru, ignorując tym samym i deprecjonując inne formy twórczości. Andriessen inspirował się jazzem; ja - poza klasycznym wykształceniem - przeżyłem fascynację muzyką klubową, praktykowałem tradycyjne formy muzyki bałkańskiej i wciąż uprawiam swobodną, elektroakustyczną improwizację. Z tej perspektywy tak wąskie, konwencjonalne rozumienie muzyki współczesnej jest po prostu niemożliwe. Dlatego od początku swej kariery poruszam się na pograniczu wszystkich tych światów i nie sposób nazwać mnie twórcą "czystej" muzyki akademickiej.
Obca jest Ci też zapewne koncepcja "muzyki absolutnej". Czy Twoje utwory coś komunikują?
Tak. Stąd moja skłonność do operowania bardzo różnymi stylami oraz kodami kulturowymi, a także zainteresowanie formami multimedialnymi oraz para-literackimi.
Trudno jednak wpisać Twoją twórczość w XIX-wieczną ideę programowości. Nie komponujesz przecież "dźwiękowej literatury", jak czynili to Liszt czy Czajkowski. Odnoszę wrażenie, że komunikacja nie jest celem, lecz tematem Twojej twórczości?
Trafiłeś w samo sedno. W pewnym sensie studiuję procesy komunikacji społecznej, ze wszystkimi ich materialnymi, kulturowymi oraz psychologicznymi uwarunkowaniami. Znakomicie ilustruje to "Wordless", jedna z moich najbardziej znanych studyjnych kompozycji. Materiał wyjściowy stanowiły w niej wywiady, które pewien socjolog przeprowadził z dwunastoma mieszkańcami Brukseli, reprezentującymi odmienne rasy, grupy społeczne, zawody. Następnie usunąłem z nich słowa i skoncentrowałem się na wszystkich pozawerbalnych – fizjologicznych oraz emocjonalnych – składnikach mowy, uzupełniając je dźwiękami konkretnymi oraz syntetycznymi. W tej wersji "Wordless" dostępne jest na płycie. Na koncertach staram się konfrontować oryginalne wywiady (każdy ze słuchaczy otrzymuje słuchawki) z moją kompozycją emitowaną z głośników.
Ostatnie ogniwo suity "Byrd" nosi znaczący tytuł "Epitafium dla martwego medium" (chodzi oczywiście o wirginał). Skoro tak ogromną rolę w Twojej artystycznej refleksji odgrywają nauki społeczne, to czy podzielasz również pogląd większości ich przedstawicieli, że decydujący wpływ na przemiany kulturowe, w tym także na sztukę, wywiera rozwój technologii?
Zdecydowanie tak. Wystarczy spojrzeć, jak zrewolucjonizowało muzykę zastąpienie klawesynu przez fortepian albo udoskonalenia w budowie tradycyjnych instrumentów. Jak słusznie zauważył Louis Andriessen, XX-wieczna awangarda opierała się na rozwoju instrumentalnej wirtuozerii. Media elektroniczne, choć znane od połowy minionego stulecia, dopiero teraz osiągnęły funkcjonalną dojrzałość i to do nich będzie należał wiek XXI. Można się domyślać, że pociągnie to za sobą egalitaryzację twórczości artystycznej i archaiczny podziała na akademicką "kulturę wysoką" oraz popularną "kulturę niską" straci rację bytu.
Michał Mendyk
https:\/\/www.kyriakides.com/
https:\/\/www.lastfm.pl/music/Yannis+Kyriakides/