Douglas to artysta szalenie twórczy i wielowymiarowy, a przy tym zawsze wierny sobie. „Wewnątrz siebie możesz znaleźć rzeczy najbardziej uniwersalne” – mówi.
Jako dziecko uczył się grać na fortepianie, potem puzonie, w końcu sięgnął po trąbkę. Ten gruntownie wykształcony muzyk na scenie obecny jest od połowy lat 80. (grywał m.in. z Horacem Silverem). W następnej dekadzie zaczął liderować własnym formacjom (często prowadzi ich kilka równolegle), jednak należyte uznanie i laury pojawiły się dopiero pod koniec minionego wieku.
Pierwszą sygnowaną swym nazwiskiem płytę wydał w 1993 roku, kiedy triumfy święciła promowana przez klub Knitting Factory nowojorska jazzowa postmoderna określana mianem "downtownu", ale trębacz nigdy nie identyfikował się z tą kategorią. "Wielu ludzi określa mnie jako ‘reprezentanta sceny downtownowej’. To trochę smutne, ponieważ wszyscy jesteśmy artystami, którzy próbują tworzyć muzykę. Nie ma to absolutnie żadnego związku z taką czy inną sceną, czy też jakąkolwiek definicją sztuki". Niemniej Douglas występował w projektach czołowej postaci tego środowiska, awangardowego saksofonisty i kompozytora Johna Zorna (współtworzy m.in. słynną Masadę). Jego samego trudno jednak uznać za zdeklarowanego awangardzistę, a tym bardziej muzycznego rewolucjonistę. Artysta nie unikał wyzwań i zawsze szukał nowych kontekstów dla jazzowej trąbki - do swych przedsięwzięć zapraszał didżejów i elektroników, współpracował z Tomem Waitsem, grał kowery Bjork - ale wystrzegał się zuchwałej przewrotności i efekciarstwa, które niekiedy bywały udziałem jazzowych postmodernistów. Nigdy jego celem nie była prowokacja, programowy eklektyzmem, czy burzenie kanonu. "Dążenie do przełamywania granic jest bardzo niebezpieczne dla muzyka. Ta idea może stać się dla niego ważniejsza od samej muzyki" - deklarował. Rozlegle zainteresowania (jako najważniejsze wpływy podaje: Igora Strawinskiego, Johna Coltrane’a i Stevie’ego Wondera) przepuszczał zawsze przez własną wrażliwość i dążył do budowania dźwiękowego świat umiejscowionego ponad oczywistymi kontekstami "Mam bardzo dużo pomysłów, słucham rozmaitych rzeczy. Wiele elementów ma wpływ na to co tworzę. I nie zawsze jest to muzyka. Ale gotowy produkt to dla mnie wartość absolutna, uwolniona od jakichkolwiek doraźnych celów" - tłumaczył
Bogata i rozwijająca się wielotorowo twórczość Douglasa to błyskotliwa synteza wielu kierunków jazzu nowoczesnego, z mniejszym lub większym eksperymentalnym sznytem, poddana jednak żelaznej intelektualnej dyscyplinie. "W mojej koncepcji komponowania często czerpię z tej wspaniałej wolności, jaką daje swobodna improwizacja. Jednak zależy mi, by tę wolność zamknąć w określonych ramach kompozycyjnych. W moich utworach muszą być ściśle wyznaczone reguły".
"Earmarks"
Artysta grywał z najwybitniejszymi przedstawicielami nowojorskiej awangardy jazzu (m.in. wspomnianym Zornem i prowadzonymi przez niego grupami, Uri Cainem, Joeyem Baronem, Markiem Feldmanem, Timem Bernem, Jimem Blackiem) i wieloma innymi.
Wśród autorskich formacji trębacza znajdziemy m.in. skłaniające się ku mainstreamowi, wspaniale odświeżający jazzowy kanon składy, flirtujące z muzyką bałkańską Tiny Bell Trio, kamerlistyczne String Group, w którym towarzyszy mu dwóch wiolinistów, czy większe liczebnie, zaawansowane konceptualnie projekty zespalające współczesne kompozytorskie techniki, kolektywną improwizację i elektroakustykę, niekiedy sięgające także po elementy innych dziedzin sztuki.
Ostatnie płyty Douglasa sytuują się bliżej jazzu środka i fusion, często przywołują klimat i rozwijają pomysły Milesa Davisa z lat 60. i 70. Choć nie budzą takich emocji, jak najbardziej poszukujące realizacje z przełomu wieków, jawią się jako wzór inteligentnego, choć relatywnie tradycyjnego jazzu.
Łukasz Iwasiński