Ten urodzony w 1964 roku w Warwick, Rhode Island (a od 1989 mieszkający w Chicago) amerykański saksofonista i klarnecista należy już do pokolenia korzystającego z dobrodziejstwa (które dla wielu okazuje się przekleństwem) informacyjnego przesytu, nie powinna więc dziwić jego wszechstronność. Ponadto Vandermark zawsze podkreślał, że wychowany został w duchu otwartości: "Wyrastałem w domu, w którym istniało wielkie zainteresowanie sztuką, a w szczególności muzyką. Już w bardzo młodym wieku zabierany byłem na koncerty, a różnego rodzaju muzyka stale była obecna w naszym domu - klasyka, blues, tradycyjny rhythm & blues, jazz. Właściwie nie mogę sobie przypomnieć momentu, kiedy nie byłbym otaczany przez muzykę". Rzeczą zupełnie naturalną jest więc fakt, iż angażuje się w wiele różnorodnych projektów. Trudno jednak mówić w przypadku jego dokonań o powierzchowności czy nadprodukcji – to artysta świadomy, konsekwentny, odpowiedzialny, a jednocześnie wciąż żądny wyzwań. Choć chicagowski saksofonista całą muzyczną spuściznę, niezależnie od tego czy wywodzi się z obszaru klasyki, improwizacji czy też popkultury, traktuje na równych prawach, to - w przeciwieństwie do postmodernistycznego, nowojorskiego środowiska skupionego wokół Johna Zorna - nie stara się prowokować programowym eklektyzmem, żonglować przewrotnie konwencjami i stylami. Wszystkie wpływy zupełnie naturalnie i szalenie błyskotliwie przekłada na język jazzu (szeroko jednak rozumianego). To postać w pełni zasługująca na miano jazzowego autorytetu i wizjonera – a we współczesnym, coraz bardziej relatywizującym się, negującym kanony i burzącym hierarchie świecie takich osobowości coraz mniej. Dlatego znalezienie się w którejś z jego niezliczonych formacji często stanowi formę legitymizacji i uwiarygodnienia dla muzyka. Nie będzie też przesady w stwierdzeniu, że na pod koniec minionego wieku to dzięki inicjatywom Vandermarka Chicago wysunęło się na prowadzenie w rywalizacji z Nowym Jorkiem o miano centrum najbardziej twórczych zjawisk w jazzie.
"Musician" documentary
Znamienne, że wśród pierwszych ważnych formacji z jakimi saksofonista współpracował na początku lat 90., był (obok NRG Ensemble) avant-rockowy, ekstremalny projekt The Flying Luttenbachers. Choć estetyka noise rocka we wczesnym okresie twórczości w sposób istotny kształtowała jego patrzenie na muzykę, to niewątpliwie tradycją, która najsilniej, w najbardziej bezpośredni sposób wpłynęła na jego język, była awangarda jazzu lat 60. - Albert Ayler, Ornette Coleman, Eric Dolphy, Joe McPhee. W tym okresie wykrystalizował się Ken Vandermark Quartet, a w 1996 roku najbardziej reprezentacyjna po dziś dzień grupa artysty – Vandermark 5. Formacja ta na przestrzeni lat ewoluowała (zmieniał się także skład) - od utrzymanego w nieco Colemanowskim stylu albumu "Single Piece Flow" i mocarną ekspresję, wciąż przemycającą wątki szorstkiego rocka na "Target or Flag" z 1998 oraz rok młodszym „Simpatico”, po wydane już w nowym wieku, silniej osadzone w kanonie jazzu, z czasem nabierające coraz większego wyrafinowania i malarskości płyty (powstające niemal co roku). Bardziej żywiołowe oblicze free jazzu prezentowało w tamtym czasie DKV Trio, tworzone przez Vandermarka oraz fenomenalnego perkusistę Hamida Drake'a i basistę Kenta Kesslera. Poza regularnie grającymi grupami, które można śmiało określić mianem „working bandów” realizował Vandermark mniej lub bardziej efemeryczne projekty – od stosunkowo przystępnego, napędzanego niekiedy niemal funk-rockową motoryką Spaceways Incorporated (grupa wykonuje m.in. repertuar oparty na kompozycjach Sun Ra i Funkadelic, czerpie także z bardziej popularnych obszarów czarnej muzyki), po wyzwolone improwizowane szarże z różnymi partnerami.
W nowym wieku saksofonista stał się swoistym łącznikiem między amerykańskim, a europejskim środowiskiem awangardy jazzowej. Uzupełnił skład tentetu nestora kontynentalnego free – Petera Brotzmanna, znacznie poszerzył współpracę ze skandynawskimi muzykami, m.in. w ramach formacji School Days (już pod koniec lat 90. dołączył do szwedzkiego AALY Trio Matsa Gustafssona). Dały o sobie znać także inklinacje w kierunku bardziej konceptualnych przedsięwzięć – vide transatlantycki, kilkunastoosobowy, wykorzystujący elementy elektroakustyki Territoty Band. W ostatnich latach Vandermark ujawniał jeszcze większą wszechstronność. Poprzez swe projekty realizuje różne koncepcje – od całkowitej improwizacji, po mniej lub bardziej ścisłą kompozycję; od twórczego czerpania z pewnych danych konwencji, rozwiązań, poetyk, po próby wyzwolenia się z nich - "wszystkie projekty, w których biorę udział przebiegają równolegle i łącznie tworzą jedną szeroką muzyczną drogę, którą podążam" - mówi. Trzeba tu wspomnieć o: nawiązującym do jazzowej kameralistyki Jimiego Giuffrego zespole Free Fall, poruszającym się po obszarze niemal zupełnie zrywającego z jazzowym idiomem free improv – CINC, złożonym z trzech stroikowych dęciaków Sonore (z Brotzmannem i Gustafssonem), olśniewającym wyrafinowaniem i potężną energią triu FME (Free Music Ensemble) z najbardziej charyzmatycznym dziś perkusistą, Paalem Nilssenem-Love (z którym Vandermark działa też w kilku innych formacjach oraz w duecie), czy dość zaskakującym, bo czerpiącym z funku i dubu Powerhouse Sound.
Niewątpliwie saksofonista poprzez swe projekty przyczynił się do wypromowania szeregu wybitnych postaci, w tym z genialnej improwizowanej sceny rozwijającej się u naszych sąsiadów, po drugiej stronie Bałtyku. Jednocześnie w niebagatelnym stopniu dzięki jego działaniom do łask wrócili starzy mistrzowie, jak Joe McPhee. Swój związek z tradycją Vandermark podkreśla bardzo często, choćby dedykując poszczególne kompozycje istotnym dla niego muzykom, a niekiedy artystom z innych dziedzin. Jego aktywność jako muzyka i animatora jazzowego środowiska została doceniona już w1999 roku, gdy otrzymał prestiżową nagrodę MacArthura (wśród jej laureatów są m.in.: Anthony Braxton, Steve Lacy, Cecil Taylor, Ornette Coleman czy Max Roach). W następnych latach działalność Vandermarka nabrała jeszcze większego rozmachu i nie ma wątpliwości, że przez długi czas będzie on jednym z liderów światowego jazzu.
Na zakończenie warto odnotować polskie akcenty w jego twórczości. Chicagowski saksofonista wielokrotnie występował nad Wisłą. Nakładem Not Two ukazał się 12-płytowy (sic!) box z rejestracją koncertów Vandermark 5 w krakowskiej Alchemii. Artysta na też na koncie płytę nagraną z towarzyszeniem wyśmienitej sekcji rytmicznej – Marcina i Bartłomieja Olesiów, pt. "Ideas", wydaną w 2005 roku.
(łi)
https:\/\/www.kenvandermark.com/