Na krążku "Jazz from Poland vol.1" znajdziemy kompozycje Krzysztofa Komedy, Zbigniewa Seiferta, Janusza Muniaka i Macieja Sikały – kompozycje, które na swoją modłę przerabiają i przetwarzają oprócz lidera: Krzysztof Dys przy fortepianie, Jakub Mielcarek przy kontrabasie i Przemysław Jarosz za perkusją. Potrafią oni w oryginalny i niezwykle emocjonalny sposób czerpać z tych dzieł, które wcale nie są tak znane, jakby można było sądzić. Co prawda, sporo płyt wychodzi z nowymi interpretacjami Komedy, ale to, co robi z jego „muzyczną myślą” zespół Macieja Fortuny, to rzeczywiście wyższa szkoła jazdy. Najbardziej imponuje mi lider, który w urozmaicony sposób, jednak nienarzucających się słuchaczowi, potrafi poprowadzić zespół w rejony, które pociągają, intrygują, przekonują. Młodzi muzycy delektują się tymi dziełami, bez kompleksów, choć z szacunkiem podchodzą do dorobku starszych pokoleń. Ta nić miejmy nadzieję zauroczy też innych młodzieniaszków – tak żeby i oni pamiętali, że jazz w Polsce nie nastał z momentem, gdy chwycili za swojego instrumenty.
Flecistka, kompozytorka, wokalistka – Ewelina Serafin od pięciu lat jest liderką kwartetu w składzie: Nikola Kołodziejczyk/Dariusz Dobroszczyk – instrumenty klawiszowe, Jakub Mielcarek – kontrabas, Łukasz Kurek/Michał Heller – perkusja. Materiał na jej debiutancki krążek „Antitype” powstał w studiu Leszka Możdżera - ten nie dość, że go wyprodukował, to jeszcze pojawił się gościnnie w utworze „Space in my mind”. Wcześniej zaprosił Serafin do zaprezentowania swojej solówki w utworze „Are You Experienced” na albumie „POLSKA” tria z Danielssonem i Fresco.
„Antitype” to dowód, że Serafin umie wykorzystywać swój instrument do nadania muzyce odpowiedniego znaczenia, wciągnięcia słuchacza, opowiedzenia mu pewnej historii. Jej kwartet zna się na tym, by wytworzyć graniczącą z mistycyzmem atmosferę („Darkint”), rozbujać („Killer 008” czy „Saramajew”), rozmarzyć („Longing od Souls”). Zaskoczeniem było dla mnie to, że lidera w romantycznym „Ballad od the sad city” odłożyła swój instrument na stronę i zaprezentowała się jako dojrzała wokalistka. Udany debiut, widać dopracowanie szczegółów, charakterystyczne dla pracy perfekcjonisty Możdżera. Pani Ewelina ma szansę zwrócić uwagę jazzfanów, że flet to nie tylko klasyka, czy folk, ale też znakomity „środek improwizacyjny”.
Maciej Grzywacz zawsze miał nosa do doboru partnerów do swoich zespołów. Na jego wcześniejszych płytach mogliśmy słyszeć takie tuzy, jak choćby: Clarence Penn, Yasushi Nakamura czy Avishai Cohen. Teraz, na szóstym albumie – „Connected” nie jest gorzej, naszego gitarowego mistrza otacza trzech skandynawskich kolegów. Na szczególne brawa zasługuje gra znakomitego duńskiego saksofonisty Jakoba Dinesena, który nie dość, że czaruje od pierwszej do ostatniej nuty, to również doskonale odnajduje się na „parkiecie dźwiękowym” przygotowanym do jego i Grzywacza popisów - przez sekcję rytmiczną złożoną z kontrabasisty Daniela Francka oraz perkusisty Hakona Mjaseta Johansena. „Connected” to jednym słowem majstersztyk – wspaniały pokaz tego, jak powinien brzmieć nowoczesny jazz – dynamiczny, cieszący pojedynczymi dźwiękami, ciekawymi duetami, mocnymi solówkami. Grzywacz zaś świetnie czuje się w skandynawskich klimatach, co wcale nie oznacza „smętów”.
New Bone od samego początku mocno trzymał się w mainstreamie i nie pozwalał sobie na skoki w bok ani flirtowanie z awangardą czy też elektroniką, nie mówiąc już o fusion, world music czy funku. Za to tych niezwykle utalentowanych młodych chłopaków cenię. Teraz – najnowszym krążkiem „Teatr Witkacego od-JAZZ-dowo” – przypominają o czymś, co dla większości miłośników krajowego jazzu jest białą plamą w historii działalności zespołu – czyli jego poświęcenia dla teatru. Chodzi konkretnie o Teatr Witkacego w Krakowie, który w zeszłym roku świętował 30-lecie istnienia i jednocześnie 130. urodziny swojego patrona. Aby uświetnić ten szczęśliwy czas, zespół wydał płytę zawierającą materiał z muzyką Jerzego Chruścińskiego. Ta niecodzienna płyta zawiera najciekawsze motywy z takich spektakli jak: m.in. „Na niby – naprawdę”, „Czarownice z Salem”, „Dr Faustus” czy „Bal w Operze”. Zaaranżowane przez New Bone błyszczą nowym, mocnym, intensywnym i niezwykle przyciągającym uwagę światłem. Od czasu do czasu polscy jazzmani zerkają w stronę teatru, jeszcze rzadziej ze zrozumiałych przyczyn w kierunku kina niemego – szkoda, że takie krążki jak New Bone nie znajdują większej konkurencji. Chłopaki stawiają bardzo wysoko poprzeczkę. Może kiedyś usłyszmy ich wspólny krążek z Olem Walickim, który również świetnie odnajduje się na teatralnych deskach?
Czym chce nas zaskoczyć Piotr Budniak, perkusista w największym stopniu kojarzony z zespołem LemON? Przede wszystkim ciekawym zespołem, złożonym z młodych, zdolnych graczy, którzy na krajowym podwórku już sporo namieszali, a i za granicą potrafili się przebić. Paweł Południa - trąbka, Wojciech Lichtański - saksofon altowy, Szymon Mika - gitara, Kajetan Borowski - fortepian, Alan Wykpisz - kontrabas – to ludzie, którzy osiągali sukcesy na takich festiwalach, jak: Jazz Hoeilaart, EuropaFest, Jazz Nad Odrą, Jazz Juniors, Bielska Zadymka Jazzowa, Krokus Jazz Festiwal. Mają więc doświadczanie, mają ogranie, no i mają lidera i człowieka, który pisze naprawdę niezłą muzykę. Muzykę, o której mówi, że ma ją w sercu. Co usłyszymy na krążki „Simple Stories About Hope And Worries”? Zaprawa i podstawa to dobry, stary mainstream, a do tego dodawane kolejne smaki, trochę ethno, trochę muzyki world i z gatunku praise & worship. „Ps 131” – cichy i spokojny utwór – głos (gościnnie Michał Sobierajski) i fortepian, do nich dochodzą kolejne instrumenty. Wciąż mam ten kawałek w głowie.
Przyznam, że trochę zaskakuje mnie wybór drogi artystycznej, który dokonał Piotr Schmidt. Zdecydował się on, wbrew temu co robi wielu jego rówieśników odnajdujących się w mainstreamie, zmieniających go ewolucyjnie, na elektryczną wersję muzyki improwizowanej. Jego kolejna płyta "Tear The Roof Off" – po dobrze przyjętym debiucie sprzed trzech lat "Silver Protect", to budowanie wzajemnych relacji muzycznych w zespole na bazie jazzu wypełnionego elektroniką, funkiem, soulem i rytmami rodem z R&B. Piotr Schmidt wybrał tę ścieżkę świadomie, stara się znaleźć swoją lukę na krajowym podwórku i wraz z pianistą Tomaszem Burą wypełnia krążek własnymi kompozycjami. Dużo tu melodyjności, dbania o możliwie bogate rozbudowanie dźwięków, balladowości. Lider dba też o to, by prowadzić zespół linią swojego instrumentu – dla miłośników współczesnej jazzowej trąbki – Schmidt ma do zaprezentowania bogaty repertuar. Nie oznacza to jednak, że niepodzielnie dominuje nad resztą zespołu – z dużej swobody korzysta przede wszystkim pianista i biorący gościnnie udział w nagraniu wibrafonista Bartek Pieszka. Na trzy numery zaproszony został też brytyjski gitarzysta Alex Hutchings, który pokazuje pełnię swoich umiejętności w rozbudowanym "You And The Night And The City". "Tear The Roof Off" – to jednym słowem erupcja młodzieżowego, przepełnionego elektryczną energią spojrzenia na to, czym jest jazz w XXI wieku.
Wytwórnia DUX od czasu do czasu rzuca na rynek albumy z jazzem. Często są to zapisy łączonych projektów muzyki imrpowizowanej z klasyczną, nieraz stanowią one wyraz poszukiwań jazzmanów nowych źródeł inspiracji, jak miało to miejsce choćby w zeszłym roku, przy okazji krążka "Maciejewski Variations", którego autorzy bazowali na twórczości niedocenionego XX-wiecznego kompozytora Romana Maciejewskiego. Pop, muzyka symfoniczna i jazz – w tym realizuje się pianista i kompozytor Marek Walarowski, którego album „Seven Stairs to Hell” warty jest wypatrzenia przez miłośników tego ostatniego gatunku w katalogu DUX. Sukcesy odniesione przez niego choćby podczas Międzynarodowego Konkursu Pianistów Jazzowych w Kaliszu i Międzynarodowego Konkursu Improwizacji Jazzowej w Katowicach zobowiązują. Walarowski prowadzi na krążku swobodny dialog między fortepianem, gitarą basową i perkusją – stonowany, choć nie pozbawiony emocji, wciągający, choć nie wyrywający z zadumy, nostalgiczny, ale i zachęcający do kiwania głową. Bez zbędnych fajerwerków, bez ekscentrycznych wstawek. Walarowski bynajmniej nie potrzebuje świateł fleszy, by zachęcać do zapoznania się z owocem swojej pracy.
Na koniec krążek, który choć klimatem daleki jest od jazzu, to jednak może przyciągnąć także tych fanów muzyki improwizowanej, którzy doceniają emocjonalny, mocny, zdecydowany wokal. Monika Urlik przed laty zaprezentowała swoje umiejętności widzom The Voice of Poland i chociaż wiele w tym konkursie nie zwojowała, to można jej było wróżyć karierę muzyczną. Dlatego też na jej krążek „Nie wie nikt” warto zwrócić tym większą uwagę. Idąc w kierunku soulu, r’n’b, elektroniki i klasyki i podlewając to wszystkie dubstepowym sosem – młoda wokalistka dba o to, by zarówno teksty jej piosenek, jak i towarzysząca im muzyka, nie uciekały w banał, nie ociekały kiczem, co jest niestety domeną wielu zbliżonych krajowych projektów. Monika Urlik dysponuje wielkim talentem wokalnym, umie grać na emocjach słuchaczy i raczy ich utworami, o których wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że są pozbawione smaku. „Nie wie nikt” to poważny krok, powiedzenie „sprawdzam” – czas pokaże, jak wokalistka będzie się dalej rozwijać, czy nie spłyci swojego przekazu, by dotrzeć do szerszego odbiorcy, czy źli doradcy nie podszepną jej pójście na łatwiznę. Miejmy nadzieję, że na kolejnych krążkach pojawią się takie teksty, jak choćby ten:
Niedane nam było stanąć twarzą w twarz
Dać sobie szanse na miłość, która by mogła trwać
Dlaczego się skończyło,
Dlaczego właśnie w nas dojrzewała przez chwilę
W zamian nie dając szans, szansy na tę miłość
Mieczysław Burski