Dlaczego? Gdyż znajdziemy na nim pięciu muzyków, którzy z rozbawieniem patrzą na awangardowe poszukiwania wielu kolegów po fachu i po prostu grają jazz, taki jak Bóg przykazał. Gwiazdorska ekipa z Nicholasem Paytonem i Cyrusem Chestnutem na czele bawi się improwizacją, wchodzi w znakomite dialogi, prezentuje genialne solówki. "Eye Of The Beholder" (wyd. Criss Cross Jazz) to przepełnione luzem nagranie, piękne, harmonijne, dobrze skonstruowane kompozycje. Najbardziej zaskakujące jest to, że wśród tylu gwiazd i ich popisów, zapomnieć można, że jest to płyta Tima Warfielda. Nie należy on może do pierwszej ligi saksofonistów amerykańskich, choć rzeczywiście, ciężko odmówić mu zarówno doświadczenia - w końcu koncertował i nagrywał z takimi tuzami jak choćby: Donald Byrd, Marcus Miller, Christian McBride, czy Dizzy Gillespie i był wielokrotnie wyróżniany przez opiniotwórcze pisma i - co możemy sprawdzić na krążku (już siódmym autorskim) potrafi jedną solówką przenieść grę całego zespołu na inne tory. "Eye Of The Beholder" to dowód na to, że choć kucharzy było pięciu, to danie okazało się wyśmienite! Nie będę jednak ukrywał, że dla mnie to właśnie Payton jest tym, który w największym stopniu wpływa na klimat płyty - jego gra to mistrzostwo, to trębacz, który łączy pokolenia - gra z wykorzystaniem współczesnych środków, lecz z wiekim poszanowaniem tradycji.
Bardzo zdziwił mnie ten krążek. Wojciech Jachna, Paweł Urowski, Jacek Cichocki i Mateusz Krawczyk na "The Right Moment" (wyd. Requiem) są daleko, daleko od awangardowych trendów (taki choćby Jachna, na niedawno wydanym krążku "Night Talks", wraz z Ksawerym Wójcińskim nie trzyma się żadnych zasad). Czy to jest jednak minus? Bynajmniej! Mamy tutaj bowiem do czynienia z prawie godzinnym nagraniem, na którym każdy z czwórki muzyków prezentuje całe spektrum możliwości swoich instrumentów, co nie oznacza jednak, że ograniczają się oni do gry solówka za solówkę. Postanowili oni bowiem nagrać krążek niezwykle wyciszony, w którym, co prawda, jest trochę melancholii - w szczególności w momentach gdy reinterpretują twórczość Krzysztofa Komedy, czy nawiązują wprost do myślenia o muzyce, jakie po przystąpieniu do ECM prezentuje Tomasz Stańko, ale bynajmniej nie są to "smętny". Warto wspomnieć, że w numerze "The Cats" do zespołu dołączył saksofonista tenorowy Wojciech Piórkowski, który wchodzi w szczególnie atrakcyjne układy z Jachną - szczególnie tu wyczuwalny jest klimat amerykańskiego jazzu z lat 60 - gdzie połączenie saksu z trąbką nakręcało grę ówczesnych zespołów. "The Right Moment" to kawał dobrego mainstreamu, udane odwrócenie się i zaczerpnięcie z wielkiego źródła zarówno polskich, jak i milesowsko-coltraneowskich inspiracji.
"III" (wyd. Criss Cross Jazz) to trzeci krążek amerykańskiego saksofonisty tenorowego Waltera Smitha III i podobnie, jak "Eye Of The Beholder" Warfielda, jego fundamenty opierają się na jazzie z połowy lat 50 i 60. Ten wspaniały okres, w moim odczuciu, złoty wiek jazzu - został przez Waltera Smitha III i jego zacnych kompanów: Ambrose Akinmusire'a, Jasona Morana, Joe Sandersa i Erica Harlanda potraktowany jako inspiracja i zachęta do wsłuchania się w źródła, z których czerpali nieśmiertelny Miles Davis i John Coltrane i wielu, wielu innych, których muzyka wciąż pozostaje obiektem fascynacji młodszych pokoleń. Balladowość, melodyjność i nie boję się tego napisać, pewnego rodzaju ciepło - przepełnione namiętnością dźwięki ukołyszą zakochanych, a tych samotnych, mogą niebezpiecznie wzruszyć. "III" to jednak żadne tam smoothowe przytulanki czy popowe przygrywki - co to, to nie. Tutaj wyrafinowany, elegancki jazz spotyka się z potrzebami publiczności, by zanucić sobie wpadającą w ucho melodię, przypomnieć ją sobie w zatłoczonej komunikacji, czy przywołać ją podczas kolejnej nużącej godziny w pracy. Bo czym ma być muzyka jak nie relaksem? Walter Smith III dostarcza doskonałej rozrywki - nie prostackiej, gdzie wszystko podane jest na tacy, ale ładnie zapakowanej, wielowarstwowej, do której nie można formułować zastrzeżeń natury estetycznej.
Trzy kwadranse z zespołem Tatvamasi i ich krążkiem "The House Of Words" (wyd. Requiem) to dobrze spędzony czas. Nie jest to bowie kolejna jazzowa płytka, której autorzy starają się podążać utartymi ścieżkami - za dużo tu indywidualności, niepokornych dusz, by można było nakazać im ograniczać się w swojej ekspresyjności. Nie jest to też na siłę budowanie czegoś całkowicie nowego - bynajmniej, mamy tu pokaźne dozy sarkazmu, zabawy kiczem, sporo autoironii. I dobrze, jest to pewnego rodzaju lek na czasami zbytnie nadufanie, szczególnie młodych, jeszcze nieopierzonych graczy, którzy naśladując starszych kolegów starają się przedstawiać siebie jako zasępionych myślicieli. Saksofonista tenorowy, trębacz Jan Michalec, gitarzysta Grzegorz Lesiak, basista Łukasz Downar i perkusista Krzysztof Redas mają kilka założeń na budowanie swojego muzycznego ja, i słychać, że w miarę konsekwentnie się ich trzymają. Pisząc w skrócie - album ten to połączenie improwizacji - mocno opartej na agresywnym, rozbujanym saksofonie i "wtrącającej" się trąbce, a także mocnej, nieraz przepełnionej wściekłośnią, gitarze elektrycznej i raczej statycznej sekcji rytmicznej. "The House Of Words" to też sporo wpadajacych w ucho melodii, z których część nawiązuje do naszego słowiańskiego folku. A te wszystkie elementy groteski, grymasy i "strojenia min" wprost nawiązują do yassu. Skoro bowiem krążek ten jest rekalmowany jako: "Sprzeczności, skręcone melodie, namiętność improwizacji, radość eksperymentowania, zabawa dźwiękiem słów niewypowiedzianych. Drobiazgi rozrzucane I zbierane. <Cisnęliśmy czasem w próżnię na pohybel zegarmistrzom>" - to ciężko od jego autorów od jego oczekiwać powagi.
Tęsknota za wolnością i walka o niepodległość – to główne motywy jakie stoją za najnowszą płytą sygnowaną przez znakomitego pianistę i kompozytora Andrzeja Jagodzińskiego. Krążek „W hołdzie wolności” (wyd. Agencja Muzyczna Polskiego Radia) to zapis koncertu, który odbył się 25 czerwca 2015 roku w studiu koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego z okazji 15-lecia Instytutu Pamięci Narodowej. Wypełniony jest on tematami znanych utworów od czasów legionów Piłsudskiego, aż do czasów współczesnych, które odwołują się do wartości patriotycznych, umiłowania Ojczyzny. Zostały one poddane improwizowanej „obróbce” tria pianisty, w skład którego wchodzą także perkusista Czesław Bartkowski i kontrabasista Adam Cegielski. Aby podołać zadaniu zespół został wsparty przez wokalistki Annę Stankiewicz i Agnieszkę Wilczyńską oraz gitarzystę Janusza Strobla i trębacza Roberta Majewskiego. A że w muzyce nikt tak nie wyraził polskości jak Fryderyk Chopin, więc nie ma się co dziwić, że i krążek ten rozpoczyna jedno z jego dzieł, w tym przypadku Preludium e-moll. Po nim zaś następują takie utwory, jak: „Deszcz, jesienny deszcz” Mariana Matuszkiewicza, „Biały krzyż” zespołu „Czerwone Gitary”, hołd złożony żołnierzom AK i powojennego podziemia antykomunistycznego – jednym z nich był ojciec Krzysztofa Klenczona, oraz utwór filmowy „Nim wstanie dzień” Krzysztofa Komedy, „Dęby” i „Mury” – nieformalny hymn „Solidarności” – Jacka Kaczmarskiego i wreszcie „Nie pytaj o Polskę” Grzegorza Ciechowskiego.„W hołdzie wolności” to perfekcyjnie opowiedziana historia o trudnej polskiej historii - o uporczywym dążeniu do zrzucenia kajdanów. Ok, mało jazzowa, ale umiejętnie wplatająca ten gatunek w szerszy, wybitnej jakości projekt. To kultura przez duże "K"!
Mieczysław Burski