Nie tylko jurni hip-hopowcy miewają problemy z organami ścigania w związku ze swoimi ulubionymi używkami. Ale też niewielu muzyków srogi amerykański wymiar sprawiedliwości traktuje z taką wyrozumiałością jak Williego Nelsona.
- On był moim ulubionym artystą przez całe życie - wyznał prokurator Kit Bramblett brytyjskiemu "Guardianowi". - Wszyscy wiemy, że trochę popala, ale nie mółbym być dla niego surowy.
W listopadzie 2010 roku Willie Nelson zatrzymany został za posiadanie 170 gramów marihuany. Groziło mu 180 dni odsiadki. Artysta miał jednak wyjątkowe szczęście: prokurator powiatowy, oskarżyciel oraz sędzia okazali się jego starymi fanami. Skończyło się więc na pokryciu kosztów postępowania, karze 100 dolarów oraz wykonaniu piosenki "Blue Eyes Crying" w sali teksańskiego sądu. Ostatnią część kary Nelson "odbędzie", gdy po raz kolejny będzie przebywał w okolicach malowniczej miejscowości Sierra Blanca.