Pośród dyrektorów, gubernatorów, prawników, prezydentów czy pracowników elektrowni atomowej w Fukushimie, są tak oczywiste postaci ze świata muzycznego show biznesu jak nowa królowa popu Lady Gaga, raperzy Jay Z i Kanye West czy bestsellerowy małolat Justin Bieber. Wśród nominowanych pojawiło się też kilku artystów, których obecność na tej prestiżowej liście polskiemu czytelnikowi może wydać się zaskoczeniem.
Dalekowschodnie tygrysy
Muzycy z największego kontynentu rzadko kiedy przebijają się na europejskich listach przebojów. Bariery kulturowe przy słuchaniu piosnek z tamtego regionu uruchamiają się z reguły wraz z wejściem wysokiego śpiewu Azjatów. Tymczasem jeśli chodzi o wyniki sprzedaży płyt i liczbę fanów, gwiazdy pop z Japonii czy Południowej Korei mogą się śmiało ścigać ze swoimi zachodnimi kolegami po fachu. Stąd obecność na liście Time śpiewającego reżysera z Tajwanu Joy’a Chou. Ten niemłody (32 lata) już wokalista podbił Azję swoimi słodkimi soulowo popowymi piosenkami wykonywanymi oczywiście w rodzimym języku. Obecnie Chou próbuje swoich sił w Ameryce. W ubiegłym roku był nawet nominowany przez MTV w kategorii Nowa Gwiazda. Ciekawostką jest, iż wśród wszystkich bohaterów plebiscytu muzyk ma największą liczbą facebook’owych 'like’ów', na stronie Time'a (ponad 14 tysięcy). Liczbą tą muzyk daleko w tyle pozostawia samą Lady Gagę (ok. 4 tysiące ‘like’ów’ na stronie Time'a).
Innym reprezentantem azjatyckiego rynku muzycznego obecnym na liście Time'a jest południowo-koreański artysta funkcjonujący pod pseudonimem Rain Bi. Ten porównywany do Michaela Jacksona (taniec, rozmach klipów, zbieżność gatunków, uwielbienie fanów) muzyk w swoim kraju jest prawdziwą show biznesową instytucją. Rain Bi nie tylko śpiewa, ale gra w filmach, pozuje jako model, a także projektuje ubrania. Popularność w Stanach zapewniła mu główna rola w hitowym filmie "Ninja Assassin". Muzyk znalazł się na ubiegłorocznej liście Time "100 najbardziej wpływowych ludzi świata". W tym roku zapewne powtórzy ten sukces.
70-letni perkusista
W latach 60. Levon Helm bębnił w kultowej amerykańskiej formacji The Band. Od kilku lat ten witalny, śpiewający pałker rozsławia swoje nazwisko nagrywając płyty z muzyką country. Co więcej otrzymuje za nie najbardziej prestiżowe nagrody amerykańskiego przemysłu muzycznego, Grammy. Jego ubiegłoroczny album "Elctric Dirt" przeszedł do historii jako pierwsza płyta, która zwyciężyła w nowo utworzonej kategorii "Najlepszy album w stylu americana". Helm miał wtedy 70 lat.
Córka Willa Smitha
Dzieci księcia z Bel Air nie muszą zazdrościć sławy tacie, gdyż same mają status dziecięcych supergwiazd. Syn Jaden w wieku 12 lat zagrał główną role w remake’u filmu "Karate Kid". Jeszcze lepiej w show biznesowym świecie radzi sobie jego młodsza siostra Willow, która w odróżnieniu od brata z powodzeniem realizuje karierę wokalistki pop. Jej ubiegłoroczny przebój "Whip My Hair" ma na youtubie prawie 50 milionów odtworzeń. Willow nagrywa dla wytwórni Jaya Z. Z takim protektorem ta zaledwie 10-letnia dziewczynka, ma przed sobą świetlaną przyszłość.
Potentat muzycznego dziennikarstwa internetowego
Jednym z najciekawszych wątków muzycznych na liście Time’a jest obecność szefa najbardziej opiniotwórczego serwisu muzycznego na świecie, Pitchforka, Ryana Schreibera. Miesięcznie jego stronę odwiedzają 2 miliony unikalnych uzytkowników. Dziennie ma ona 350 tysięcy wejść. Najważniejszym elementem serwisu były do niedawna recenzje, jedne z najoryginalniejszych i najbardziej bezkompromisowych w internecie – dziś ważne są także wszelkiego rodzaju multimedia oraz festiwal muzyczny w Chicago. Pitchfork wylansował takich artystów jak Animal Collective czy Arcade Fire. Obecnie jest najważniejszą platformą promującą nowe gwiazdy muzyki niezależnej. Świetna recenzja na Pitchforku oznacza wyprzedaną trasę koncertową i dobrą sprzedaż płyty. Słaba – że twoją muzyką nie zainteresuje się pies z kulawą nogą. Schreiber zakładał swój portal w 1995 roku, jeszcze jako nieśmiały, mający kłopoty z nadwagą emo-nastolatek. Dziś Pitchfork to sporych rozmiarów korporacja, a sam Schreiber przyjaźni się z największymi postaciami amerykańskiej sceny muzycznej. To klasyczne ucieleśnienie amerykańskiego snu „od zera do milionera”. Zła wiadomość dla Polaków jest taka, że nasi artyści pozostają przez serwis (poza projektem Skalpel) właściwie niezauważeni. Dopóki to się nie zmieni, często uprawiane rozważania pt. „czy polski artysta ma szansę na sukces za granicą” pozostają zwykłym gdybaniem.