Wielu Polaków po raz pierwszy ujrzało theremin ("kredens z antenką" jak określił to pewien internauta) w sierpniu 2005 roku podczas rocznicowego koncertu Jeana-Michela Jarre'a w Stoczni Gdańskiej. Żywy symbol popularyzacji i komercjalizacji muzyki elektronicznej nie od dziś znany jest ze swojego zamiłowania do muzycznych gadżetów. Ale theremin to, w kolekcji Jarre'a, jedyna "zabawka" pamiętająca czasy Włodzimierza Iljicza Lenina. Co niezwykłe, pierwszy elektroniczny instrument brzmiał świeżo jeszcze w 1976 roku (na epokowej płycie "Oxygene"), a w zasadzie po dziś dzień nie stracił swojej unikalnej magii.
Theremin słyszeliśmy najprawdopobniej wszyscy - chociażby w "Urzeczonej" Alfreda Hitchcocka, "Dniu, w którym zatrzymała się ziemia" Roberta Wise'a albo czołówce... "Scoobiego Doo". Rewolucyjny wynalazek radzieckiego naukowca stał się w kulturze popularnej lat 50. i 60. symbolem (po pewnym czasie traktowanym raczej z przymrużeniam oka) grozy i niesamowitości. Co ciekawe, pierwszym kompozytorem filmowym, który wykorzystała theremin, był nie kto inny jak Dymitr Szostakowicz ("Odna" z 1931 roku).
Szostakowicz miał łatwy dostęp do nowego instrumentu, który narodził się właśnie w Związku Radzieckim. Jego twórca - Lew Theremin - był z wykształcenia inżynierem i muzykiem, a z przekonania - komunistą. Zresztą jego opowiedzenie się po stronie bolszewików mogło być podyktowane konformizmem. Szalony wynalazca szybko stał się bowiem osobistym protegowanym Lenina i zaczął urzeczywistniać "światową rewolucję w muzyce", zyskując przydomek "drugiego Trockiego". Wkrótce po pierwszej publicznej prezentacji thereminu w 1921 roku sam wódz rewolucji skusił się, by zagrać na nim kilka melodii. Do naszych czasów zachował się jednak tylko film z muzykującym wynalazcą.
Zasada działania theremina jest banalnie prosta. To po prostu dwie czułe na ruch anteny: jedna odpowiadająca za wysokość, druga za głośność dźwięku. W istocie radziecki wynalazca wykorzystał usterki w pracy starszego o kilka lat fortepianu elektrycznego, zwanego Audion Piano.
Taką genialną prostotą odznaczała się większość wynalazków Lwa Theremina. Nie dokonując faktycznych technologicznych przełomów, opracował on m.in. pierwszą elektroniczną wiolonczelę, maszynę perkusyjną, elektryczny system alarmowy (ostatecznie zainstalowany nie na Kremlu, lecz w Banku Państwowym ZSRR) oraz zasilane radiowo urządzenie podsłuchowe. To ostatnie mogło mu zresztą pomóc w pracy agenta GRU na terenie Stanów Zjednoczonych.
Szpiegując po drugiej stronie Atlantyku, Theremin zdołał także wypromować swój największy muzyczny wynalazek, czym zyskał międzynarodową sławę. W 1928 roku "kredens z antenką" został przezeń opatentowany i sprzedany firmie RCA. Wynalazca nie zdążył jednak zbić majątku: po powrocie na łono ojczyzny został aresztowany i osadzony w specjalnym ośrodku, gdzie zdążył jeszcze skonstruować pierwszy bezzałogowy, sterowany radiowo samolot...
Po 90 latach theremin brzmi i wygląda bardziej "antycznie" niż "futurystycznie". A budzi raczej sentymentalny uśmiech niż poczucie tajemniczości czy grozy. Mimo to chętnie sięgają po niego kolejne pokolenia awangardowych i całkiem mainstreamowych muzyków, a także japońskie dzieci i... koty.