15 czerwca, godzina 19:00, Sala Kongresowa to dane, które od początku marca elektryzują wszystkich polskich fanów The Beatles. Tego dnia bowiem po raz pierwszy na piastowskiej ziemi wystąpi członek legendarnych The Fab Four. Choć Ringo Starr do The Beatles dołączył jako ostatni, raczej nie komponował piosenek, a nawet zdarzyło mu się być zastąpionym na koncertach grupy to nie ulega wątpliwości, iż jest on jednym z najważniejszych muzyków w historii świata, a na pewno jego najpopularniejszym perkusistą.
Do Polski mógł przyjechać już w 1966 roku. Wtedy to, jednym z pomysłów władz PRL na zagłuszenie kościelnych obchodów 1000-lecia chrztu Polski, było ściągnięcie pod Jasną Górę świecących światowe tryumfy Beatlesów. Decydenci w ostateczności wystraszyli się ewentualnych zamieszek wywołanych występem wzbudzających wtedy skrajne emocje liverpoolczyków.
Dziś organizatorzy koncertu Ringo Starra nie muszą się obawiać zniszczenia Sali Kongresowej przez wywijających marynarkami fanów big bitu. Co najwyżej, powinni być przygotowani na mokre od łez wzruszenia chusteczki i dyskretne wybuchy tłumionego przez lata entuzjazmu. Jakie będą newralgiczne momenty warszawskiego występu Starra?
Z pewnością będzie nim mocne otwarcie. Koncerty europejskiej trasy swojego zespołu All Starr Band, Ringo rozpoczyna bowiem jedną ze swoich pierwszych, a zarazem najlepszych piosenek. Napisana do spółki z Georgem Harrisonem, mocno beatlesowska w swym klimacie kompozycja „It Don’t Come Easy” w 1971 roku utarła nieco nosa wszystkim, którzy uważali Starra z najmniej utalentowanego członka The Fab Four. Ringo nawołujący do otwarcia swoich serc i rozwiązywania swoich problemów miłością od początku wysoko ustawia poprzeczkę swojemu show.
Jej podniesienie powinno nastąpić nieco po kwadransie występu, wtedy to bowiem gitarzysta Jego Upierścienionej Mości wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi zagra wstęp do pierwszego wielkiego przeboju w dziejach The Beatles czyli kompozycji „I Want To Hold Your Hand”. W 1963 roku prosta piosenka o trzymaniu się za ręce była nie tyle iskrą, co bombą atomową zrzuconą przez brytyjski przemysł muzyczny na amerykańskich melomanów. Jej popromienne skutki z pewnością da się zaobserwować również w imprezowej sali Pałacu Kultury.
By po tak ostrym emocjonalnie momencie nie dać spaść koncertowej temperaturze Ringo dość szybko ma w zwyczaju sięganie po kolejnego nostalgicznego asa w swej tali. Tym razem nie musi już zastępować swych kolegów z frontu The Beatles, albowiem piosenkę „Yellow Submarine” Starr w oryginale dominuje swym melancholijnym głosem. Powstanie utworu jego główny kompozytor Paul McCartney wspominał tymi słowami: „Leżałem na łóżku i myślałem o piosence dla Ringo, wymyśliłem więc melodię niezbyt trudną wokalnie..” i w swej „nietrudności” genialną – dopowiadamy my. Jeśli nie wcześniej to właśnie przy tym utworze mury Sali Kongresowej po raz pierwszy powinny rozbrzmieć gromkim wspólnym śpiewem. Przynajmniej na refrenach....
Jak na doświadczonego showmana przystało, najmocniejsze akcenty Ringo zostawił sobie na koniec. Tuż po swym drugim największych przeboju w solowej karierze, czyli utworze „Photograph” artysta w ramach bisu (tak przynajmniej było 11 czerwca na koncercie w Oslo) wykonuje dwa majestatyczne hymny z repertuaru najwspanialszego duetu w dziejach piosenkopisarstwa. Napisana przez Lennona i McCartneya piosenka „With a Little Help From My Friends” została podarowana Starrowi do zaśpiewania przy sesji do albumu „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”. Niepewny swoich umiejętności wokalnych perkusista nalegał, żeby pierwsze jej wersy przerobić na „Co zrobisz, gdy będę fałszował. Czy wstaniesz i ciśniesz we mnie pomidorem?”. Na pomidory w Kongresowej Ringo nie ma raczej co liczyć, za to na wspólny singalong, jak najbardziej. Całość koncertu zwieńczy wielki protestsong Johna Lennona „Give Peace A Chance”, którym pokojowo nastawiony do świata Ringo od kilku lat kończy swoje koncerty.
Przypomnienie pacyfistycznej idei Lennona, nadrobienie dziejowej niesprawiedliwości związanej z brakiem The Beatles w annałach polskiej kroniki koncertowej, to nie jedyne zadania, które Ringo wypełni podczas swojej wizyty w Warszawie. Tuż przed koncertem artysta otworzy Aleję George'a Harrisona. Będzie to druga stołeczna ulica mająca za patrona Beatlesa. Przypomnijmy, iż swój kawałek asfaltu w Warszawie ma już John Lennon.