Iiro Rantala, Leszek Możdżer, Michael Wollny – i to w jednym czasie, w jednym miejscu skupieni na jednym celu. Trzech wybitnych pianistów i mega interesujący program – to jest to, to jest właśnie krążek „Jazz at Berlin Philharmonic VII - Piano Night” (wyd. ACT).
Jazz at Berlin Philharmonic VII - Piano Night
Nagrany podczas koncertu w sali filharmonii w Berlinie 31 maja 2016 album to prezentacja trzech wielkich, budzących powszechny podziw i niezwykle płodnych jazzmanów w sile swoich umiejętności i kreatywności. Takich nagrań nie ma wiele, tak dobrego materiału na trzy fortepiany nie słyszałem jeszcze nigdy. Z miejsca „Jazz at Berlin Philharmonic VII - Piano Night” mogę uznać za jedną z najlepszych płyt jazzowych nagranych na świecie w tym roku. Jest to też murowany kandydat do numeru jeden wśród płyt na których gra polski muzyk. Zatopmy się więc choćby w takim kawałku jak „Freedom” – jaki tu powiew wolności, jakie nawiązanie do poprzednich tematów, gdzieś przebrzmiewa chopinowskie rozmuzykowanie, gdzieś wychodzi funkowy rytm – wszystko to spaja miłość do muzycznej wolności. Taki jest ten album – hymn ku twórczej wolności.
Wiadomo, o Możdżerze napisano i powiedziano już wiele. Na tyle dużo, że mógłby już tylko pójść w komercyjne produkcje i nie przejmować się niczym. Swoich zagorzałych fanów już ma. Ten jednak wciąż kombinuje, stając się ojcem coraz to ciekawszych i nieraz wprost zadziwiających dzieł. Zaraz bowiem po tym, jak przesłuchałem jego krążek nagrany dla ACT, a już wchodzę w kompletnie inny świat, świat baroku, tamtejszej stylistyki i miłości do improwizacji. Wiele już było nagrań jazzowych Bacha, jednak krążek stworzony wraz z Holland Baroque – „Earth Particles” to projekt wykraczający poza tę stylistykę, o wiele bardziej ambitny.
To próba łączenia dwóch światów – muzyki dawnej i muzyki współczesnej. Możdzer po raz kolejny okazuje się muzykiem niezwykle chłonnym, twórczym, gotowym uczyć się nowych rzeczy. Oczywiście – mamy tu stylistyczne nawiązania do gigantów tej epoki: Bacha, Handela, Telemanna, Vivaldiego – ale wszystko to jest przetworzone przez XXI wieczne umysły, które chociaż potrafią docenić przeszłość, to starają się stworzyć z tego materiału coś nowego. Gdzieś, co prawda, przebrzmiewają tu też doświadczenia Arvo Parta i Alfreda Schnittkego, ale umówmy się - Leszek Możdżer zwietrzył swoją szansę na stylistyczną odmianę i ją wykorzystał.
Mieczysław Burski