Powiem szczerze, wiele razy byłem zdziwiony słuchając „Horse&Power” (wyd. Universal Music Polska). Chociaż od początku przyłączyłem się do głosów broniących witalności, odwagi i ekspresyjności jakie Pink Freud wniósł na nasze jazzowe podwórko, to podejrzewałem, że ich elektro-punk szybko zgaśnie i po kilku płytach będą już tylko gonić swój własny ogon. Zespół Modzelewskiego nie traci jednak rozmachu, już nie spieszą się jak wcześniej. Jego członkowie zauważyli zapewne, że liczba pomysłów, które mają do zaproponowania starczy jeszcze na sporą liczbę krążków. Zaczęli więc korzystać z wielu różnorodnych inspiracji, także tych związanych z innymi kulturami, nie mówiąc już o innych gatunkach. Grają ciszej, w większym skupieniu. Ciężko przy tym nie zwrócić uwagę na fantastyczny, twórczy duet, który stanowią dziś Tomasz Duda na saksofonie barytonowym i trębacz Adam Milwia-Baron. Z tego ostatniego ojciec, saksofonista Piotr Baron musi być naprawdę dumny. Radosny to jazz, wielobarwny. Warto słuchać Freudów.
Grzech Piotrowski
Grzech Piotrowski przyzwyczaił nas do tego, że lubi łączyć elektronikę z jazzem i zasłużenie porównywany jest to Nilsa Pettera Molvaera. Tym razem na „World Orchestra” (wyd. Alchemik Records) pokazuje swoje kolejne oblicze. Na wydawnictwie tym spełnia swoje marzenia o tworzeniu muzyki na duży zespół. Ma do dyspozycji ponad dziesięciu artystów z kilku krajów, reprezentujących różne tradycje, kultury i spojrzenia na muzykę. Piotrowskiemu właśnie o to chodziło. Chce nam bowiem pokazać, że przy dobrej woli, muzycznym talencie i wzajemnym zrozumieniu da się to wszystko poskładać. Co otrzymujemy? Muzykę na dobry soundtrack, kolorową, wielobarwną i egzotyczną. To propozycja w mniejszym stopniu przypadnie fanom jazzu, a bardziej poszukiwaczom ciekawych, nieskrępowanych dźwięków.
Pomimo tego, że Sing Sing Penelope zbierają raczej pozytywne recenzje za swoje „This Is The Music vol. 1” (wyd. Fonografika) ciężko mi do tego krążka podejść równie entuzjastycznie. Po prostu, nie ma czym się podniecać Panowie i Panie. Świetny perkusista Rafał Gorzycki i spółka (przede wszystkim trębacz Wojciech Jachna) tworzą cichutką muzykę, mocno elektroniczną, czasami, niestety, kiczowatą, jak choćby śpiewy i odgłosy w „Mini song”. Pomysł na krążek jest jeden – tajemniczość. Tyle, że ja śpię drodzy Panowie. A od początku, do ostatniego dźwięku na płycie nie dzieje się tak naprawdę zbyt wiele. W moim odczuciu, jeśli muzycy będą szli dalej w tym kierunku, ich twórczość przestanie mieć choćby z najbardziej awangardowym jazzem nic wspólnego, a „żywe” instrumenty całkowicie zastąpi laptop.
A-Kineton
Bardzo rzadko czepiam się okładek, w końcu nie po to, tak naprawdę człowiek płaci kilkadziesiąt złotych. Najważniejsza jest przecież muza, czyż nie? Ale A-Kineton (wyd. Fonografika) może wziąć udział w konkursie na największe bezguście, jest szansa, że osiągnie na tym polu sukces. Ale jeśli chodzi o sam zespół Patera, Wojtczaka, Wojtczaka, Urowskiego i wspomnianego już wcześniej Gorzyckiego będzie to moja jedyna uszczypliwość. A-Kineton stanowi przedłużenie projektu „Dziki Jazz” z 2009 roku. Mieliśmy wtedy do czynienia z rejestracją udanego spotkania muzyków, którzy realizują się na co dzień w: Contemporary Noise Sextet, Sing Sing Penelope, Ecstasy Project, Irek Wojtczak Outlook. Chłopaki wiedzą jak oczarować słuchacza nieskrępowaną muzyką, potrafią wiele wydobyć ze swoich instrumentów, tworzą muzykę bez limitów, ograniczeń, stawiania sobie sztucznych barier.
Na naszym krajowym podwórku niezwykle rzadko wychodzą tego typu produkcje jak "Six Philosophical Games" (wyd. Fonografika). Olbrzym i Kurdupel, czyli grający na gitarze elektrycznej Marcin Bożek i saksofonista tenorowy Tomek Gadecki nie za bardzo przejmuje się tym, czy ich muzyka jest dla jazzfanów „słuchalna”, czy też nie. Dlatego ich gra brzmi naturalnie, spontanicznie, bez kalkulacji. Albo się coś takiego kocha albo nie. Mnie ich twórczość niezbyt rusza. Ktoś powie, że nie jestem gotowy na takie podejście do improwizacji. Odpowiem, że o wiele „mocniejsze” rzeczy słyszałem. Dodatkowo „zabawy filozoficzne”, które proponują nam muzycy są nazbyt pretensjonalne, by potraktować je jako przejaw poczucia humoru i dystansu do samych siebie. Niestety Olbrzym i Kurdupel stosują zbyt często te same chwyty, co muzycy, którzy już dawno realizują się w czubie awangardy. Brak tej grze lekkości, skupienia. Kolejne numery zamiast wzbudzać zainteresowanie, powodują zniecierpliwienie i zniechęcenie.
Mieczysław Burski