X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Everything Is Made In China

Ostatnia aktualizacja: 07.03.2009 10:02
Dla nas indie nie zaczęło się od Franza Ferdinanda. Nie przepadamy za ich muzyką i ciężko nam zrozumieć ten fenomen. Pytani o FF reagujemy alergicznie, ale oficjalnie przepraszamy wszystkich, że nie potrafimy nagrywać takich piosenek jak oni.

Dotychczas mówiło się o nich jako o ciekawym zespole z Rosji, który zaprezentował się z bardzo dobrej strony na zeszłorocznym Open’erze. W ubiegłym tygodniu przyjechali do Polski na sześć koncertów, by dać się bliżej poznać szerszej publiczności. Koncert w Poznaniu nazwali najlepszym, jaki zagrali, a miejsca, w których grali, były pełne. Trasa potwierdza, że Everything Is Made In China to świetny koncertowy zespół, który w najbliższych latach może narobić zamieszania. Przy okazji jednego z koncertów zadaliśmy im kilka pytań. Poznajcie bliżej nadzieję rosyjskiej muzyki.

Tymoteusz Kubik: Jak z waszej perspektywy wygląda życie w Moskwie?

Filipp Premiak: Żyje się naprawdę fajnie. Moskwa to moje ulubione miejsce. To prawdziwa metropolia, miasto, które nigdy nie śpi. Uwielbiam moskiewski rozmach - wielkie budowle, wielkie przestrzenie, odległości, szerokie ulice… Jest masa bogatych ludzi, dużo ekskluzywnych sklepów i klubów, więc dla młodego człowieka życie w Moskwie może być rajem.

T.K.: Jak zatem wygląda rosyjska scena muzyczna?


Maksim Fiedorow: Moskwa jest muzycznym centrum Rosji. Scena indie jest mocno zróżnicowana, są kapele, które grają bardzo różne gatunki, są zespoły grające new rave, emo czy coś na wzór grunge'u. Drugi ważny ośrodek to Sankt Petersburg. Gdyby przyjrzeć się bliżej, to w zasadzie w każdym dużym mieście dzieje się coś ciekawego, z mniejszymi już jest problem...

Aleksiej Zotow: Ciekawy jest przypadek Rostowa, zespoły z tego miasta mają swoje charakterystyczne, nieco grunge’owe brzmienie, ale nie brakuje też postrockowców…

T.K.: Co więc odróżnia was od innych rosyjskich gitarowych zespołów? Dlaczego to wy się wybiliście, a nie inny zespół?

Filipp: To nie jest nasza zasługa, to sukces naszej menedżerki (śmiech). Wszyscy widzą tylko trzy osoby na scenie, ale równie ważna jest właśnie Agata - nasz menedżer. Ilya Kolesnikov zajmuje się oprawą graficzną, instalacjami wideo na koncertach i to on zaprojektował okładkę "4".  Valentin jest naszym inżynierem dźwięku i wreszcie Anton, który prowadzi samochód i zajmuje się logistyką naszych podróży. Poza tym mamy wielu przyjaciół, w których wierzymy, a oni wierzą w nas. Ciężko nam ocenić, czy odnieśliśmy sukces. Jesteśmy w środku tego wszystkiego i z tej pozycji niemożliwe jest racjonalne wyjaśnienie, dlaczego nasze losy potoczyły się tak, a nie inaczej...


Zaczęliśmy grać w 2005 roku i nie koncertowaliśmy przez blisko dwa lata. Nigdy nie planowaliśmy tego, co dzieje się teraz. Graliśmy próby, próbowaliśmy sił w wielu gatunkach, zaczynaliśmy od post rocka. Pierwotnie Maks nie śpiewał. Przełom przyszedł rok temu, kiedy nasza przyjaciółka - studentka filmówki - poprosiła nas o nagranie dźwięków do jej dyplomu. Później nagraliśmy pierwszą EP-kę, ale nie planowaliśmy pokazywać jej szerszej publiczności. Mimo to znaleźli się ludzie, którym spodobała się nasza muzyka i wrzucili ją do internetu. Dopiero po bardzo dobrym przyjęciu EP-ki poczuliśmy potrzebę zagrania koncertu. Wtedy zorientowaliśmy się, że jest dużo ludzi, którzy chcą nas słuchać. Pierwszy koncert zagraliśmy sami, nie supportowaliśmy nikogo, ani tym bardziej nikt nie supportował nas, ludzie przyszli tylko po to, żeby słuchać naszej muzyki. Po tym pierwszym koncercie zorientowaliśmy się, że może z tego wyniknąć coś poważnego. Zmieniliśmy swoje podejście do muzyki. Zaczęliśmy robić wszystko na poważnie. Wszystko albo nic! Więc zdecydowaliśmy się jak najszybciej nagrać debiutancki album, najlepiej za granicą. Po powrocie z Kanady wrzuciliśmy trzy piosenki do sieci. Odzew był zaskakujący, ludzie mówili: "nie mogę uwierzyć, że oni są Rosjanami".

T.K.: Nikt wam nie zarzuca, że wszystkie wasze teksty są po angielsku?

Filipp: Zawsze chcieliśmy być międzynarodowi. Nawet nasza nazwa jest tak skonstruowana. Każda osoba na świecie wie, co oznacza MADE IN CHINA, niewiele mniej osób wie, co to znaczy słowo everything.

Maksim: Natomiast jeśli chodzi o angielskie teksty, to jest dla mnie najbardziej naturalny język wyrażania się, ten język niesie cię, gdy śpiewasz…

T.K.: Gdzieś w prasie natknąłem się jednak na stwierdzenie, że słowa piosenek są dla was nieważne.

Maksim: Brednia. Teksty są bardzo ważne, jednak nie one decydują o naszej muzyce. Najpierw zawsze jest muzyka, dopiero później piszę słowa. Fakt, liczy się napięcie i emocje, jakie chcemy przekazać, a słowa po prostu stanowią uzupełnienie.

T.K.: Czy przypadkiem fakt, że nagraliście debiut w Kanadzie, nie jest jedyną rzeczą, która was wyróżnia?

Maksim: Naszego sukcesu nie da się wyjaśnić, tak samo jak tego, że Mogwai jest bardziej popularny od Godspeed You! Black Emperor. My gramy swoją muzykę. Mamy swoje środki wyrazu, jednak każdy ma prawo spełniać się w innych gatunkach, mieć swoją koncepcję. Każdy jest inny i lubi co innego, więc w dużej mierze to, że jesteśmy na takim etapie, jest kwestią szczęścia albo... czegoś z kosmosu.

Filip: Bardzo możliwe. Rozmawialiśmy z wieloma poważnymi studiami nagraniowymi, z producentami o światowej renomie. Jednak zdecydowaliśmy sieę właśnie na to konkretne miejsce z powodu inżyniera dźwięku, który dał nam poczucie prawdziwego zainteresowania naszą muzyką - tym, żeby brzmiała jak najlepiej. Uwierzyliśmy, że on zrobi to najlepiej. Jednak miejsce nie ma znaczenia - nam chodziło o jakość dźwięku, jaką mogliśmy uzyskać w tym konkretnym studiu. Brzmienie, jakie uzyskaliśmy, było bogate i pełne. Takie, jakiego chcieliśmy. Jesteśmy zadowoleni z debiutu, ale teraz patrzymy w przyszłość. Drugi album będzie dla nas wielkim krokiem naprzód. Nagramy go zupełnie inaczej. Na "4" zaufaliśmy producentowi i podążaliśmy za jego wskazówkami. Nowa płyta będzie od początku do końca nasza.

T.K.: Wasz zespół powstał w 2005 roku, kiedy rock złapał ożywczy łyk świeżego powietrza - ponad rok po najbardziej spektakularnym sukcesie Franza Ferdinanda, gdy w całej Europie nastolatki masowo zakładały zespoły i nadawały im nazwy koniecznie zaczynające się przedimkiem "the". Gracie nieco inną muzykę niż FF czy Arctic Monkeys, ale czy wy też powstaliście na tej fali?

Filipp: Dla nas indie nie zaczęło się od Franza Ferdinanda. Nie przepadamy za ich muzyką i ciężko nam zrozumieć ten fenomen. Przynajmniej w Rosji nie zrobili tak oszałamiającej kariery. Dla nas indie zapoczątkowały zespoły Death Cab For Cutie, Broken Social Scene i Do Make Say Think. To były w pełni niezależne zespoły - bez kontraktów, wszystko robili sami i to, co osiągnęli, zawdzięczają swojej żmudnej pracy. To jest esencja indie. Kiedy widzisz, jak Broken Social Scene wnoszą i znoszą po koncercie cały swój sprzęt, kiedy widzisz, jak basista Do Make Say Think sam niesie swoje wielkie combo do samochodu, wtedy czujesz, co znaczy indie.

Maksim: Oczywiście nie tylko to według nas definiuje indie, ale jest to jedna z najważniejszych rzeczy. Z drugiej strony to piękne móc zarabiać, robiąc to, co się kocha.

T.K.: Więc uznajecie siebie za zespół, który wypłynął dzięki tej samej fali czy nie?

Filipp: Tak, ale nie uważamy Franza Ferdinanda za flagowy zespół nurtu indie! Pytani o FF reagujemy alergicznie, ale oficjalnie przepraszamy wszystkich, że nie potrafimy nagrywać takich piosenek jak oni.

T.K.: Jednak macie coś z tej brytyjskości.

Aleksiej: Dorastaliśmy w latach 90., kiedy trwał britpopowy boom. Uwielbiamy Radiohead, The Verve, Blur, a nawet Led Zeppelin. Mamy tez dużo z kanadyjskiego post rockowego brzmienia, ale uwielbiamy też Smashing Pumpkins. Kochamy "Adore".

T.K.: Czy to kolektywnie wasz ulubiony album?

Maksim: Dla mnie najważniejszy jest "Kid A" Radiohead. Jest zachwycający.

Aleksiej: Ja też lubię Radiohead, ale ważniejsze są dla mnie wspomniany "Adore”" i "You Forgot It In People"  - Broken Social Scene.

Filipp: A ja uwielbiam Franza Ferdinanda (śmiech).