X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Stacey Kent

Ostatnia aktualizacja: 25.06.2008 11:30
Amerykańska wokalistka jazzowa Stacey Kent w maju odwiedziła Polskę. Tuż przed warszawskim koncertem opowiedziała nam m.in. o nowej płycie, a także o współpracy z Kazuo Ishiguro oraz wytwórnią Blue Note.
fot. EMI Music Poland

Aleksandra Bigda: Dziś mam przyjemność rozmawiać ze Stacey Kent - amerykańską, może też troszkę brytyjską wokalistką jazzową. Stacey, przybywasz do Polski z najnowszym albumem, "Breakfast On The Morning Tram", który ukazał się w 2007. Co sama nazwałabyś największą nowością tego krążka?

Stacey Kent: Ciekawe, że zawahałaś się między określeniem amerykańska a brytyjska. Myślę, że to ciekawy aspekt, jeśli chodzi o ten album, bo jestem Amerykanką śpiewającą standardy z Great American Songbook, a mimo to ten album ma bardzo europejski posmak. Głównie dlatego, że razem z moim mężem, saksofonistą i producentem Jimem Tomlinsonem, współpracowaliśmy nad czterema z dwunastu piosenek z wybitnym brytyjskim pisarzem Kazuo Ishiguro. I myślę, że właśnie ta współpraca ukształtowała główny ładunek emocjonalny tej płyty. Poza tym to jest mój najbardziej osobisty i emocjonalny album, krążek, z którego jestem najbardziej dumna. A pomysł na "Breakfast On The Morning Tram" jest metaforą rzeczy, które przeżywamy każdego dnia. To radości, smutki, które też motywują nas do tworzenia muzyki.

A.B.: W tekście dołączonym do płyty jest cytat, w którym mówisz, że na tej płycie chcesz pokazać więcej siebie niż na jakimkolwiek wcześniejszym albumie. Czy to ma związek z tym, że są tutaj piosenki z tekstami Kazuo Ishiguro i że eksponujesz bardziej piosenki napisane specjalnie dla ciebie? Jesteś znana z miłości i świetnego interpretowania standardów, więc czy ten osobisty wydźwięk płyty ma związek z tekstami Kazuo?

S.K.: Tak, myślę, że tak. Myślę, że chodzi tu o to, jak naturalny i świetnie zsynchronizowany był proces pracy nad tym albumem. Nie szukaliśmy niczego nowego, nie poszukiwaliśmy nowego tekściarza - on się po prostu pojawił. I okazało się, że we trójkę mamy podobne wyobrażenie o świecie i muzyce. Ale myślę, że moje osobiste odkrywanie nie przejawia się tylko w piosenkach Kazuo Ishiguro i Jima Tomlinsona. Upłynęło sporo czasu od mojej ostatniej płyty i wydaje mi się, że dorosłam, czuję się bardziej dojrzała i gotowa do lepszego wyrażania samej siebie. Nie chcę przez to powiedzieć, że wcześniej nie byłam szczera, bo myślę, że jestem bardzo wybredna, jeśli chodzi o wybór standardów, które chcę zaśpiewać. Zawsze szukam muzyki, która jest dla mnie jednocześnie indywidualną poezją.

A.B.: Jesteś wybredna, jeśli chodzi o wybór piosenek np. spośród standardów jazzowych. Studiowałaś języki, literaturę. Co jest tą pierwszą rzeczą, jaka interesuje cię w wybranej piosence. Tekst czy muzyka, a może mieszanka obu?

S.K.: Pytasz o najważniejszą rzecz. I masz rację, faktycznie nie tylko studiowałam języki i literaturę, ale jeszcze pochodzę z rodziny o dużej tradycji literackiej, gdzie mieliśmy zwyczaj czytania książek na głos. Moja mama zaczynała, a my jako dzieci kończyliśmy. W domu gry słowne i historie zawsze były ważne. Dzięki temu zdałam sobie sprawę bardzo wcześnie, zanim jeszcze zostałam muzykiem, że przeczytana książka lub opowiadana historia staje się moją historią, widzianą z mojego punktu widzenia. I faktycznie przy wyborze piosenek patrzę najpierw na tekst. Nie chodzi o to, że nie zwracam uwagi na rytm i muzykę, bo to całość musi ci się spodobać. Ale chyba słowa są tym, co jako pierwsze przyciąga mnie do piosenki. Nie musisz przeżywać każdej z tych piosenek dosłownie, w poezji jest wiele miejsca na interpretacje. Za każdym razem gdy śpiewam piosenkę, wierzę, że to moja historia. Nie jestem aktorką, jestem wokalistką, ale przez pięć minut trwania utworu staję się częścią tej historii, tak jak słuchacze. Szukam dla siebie w piosence punktu odniesienia i myślę, że studia z literatury porównawczej w dużej mierze pomagają mi w zrozumieniu danej historii.

A.B.: Na płycie są też trzy piosenki francuskie, a raczej piosenki po francusku. Dlaczego? Jaki jest twój związek z francuską kulturą i językiem? O czym opowiadają te piosenki?

S.K.: One pasują wprost idealnie do tej płyty, gdyż nawiązują do głównych wątków albumu. Na przykład "Samba Saravah", bardzo przejmująca historia z filmu "Kobieta i mężczyzna". Szkoda, że nie mam więcej czasu, by opowiedzieć, dlaczego ta piosenka jest na płycie, ale króciutko przytoczę pierwszą linijkę tekstu: "To, czego pragniemy, to być szczęśliwym" i to jest po prostu podstawą wszystkiego, co robimy w życiu. Tytułowa piosenka, "Breakfast On The Morning Tram" to dokładnie ten sam motyw. Więc te francuskie piosenki tematycznie po prostu należą do płyty.
Ale jest też bardziej osobisty powód. Mój dziadek był Rosjaninem, jako młody mężczyzna opuścił Rosję. Nie miał jednak wystarczającej ilości pieniędzy, by dostać się bezpośrednio do Ameryki, rodzina zostawiła go całkiem samego w Europie, dokładnie w Holandii, skąd przedostał się do Francji. Mimo bardzo trudnych warunków zakochał się w tym kraju i jego kulturze. Kiedy byłam dzieckiem, widać było, że mam żyłkę do języków i to właśnie dziadek pokazał mi francuską i rosyjską poezję, nauczył mnie francuskiego. Dorastałam, rozmawiając z nim wyłącznie po francusku o literaturze, poezji. Dzięki niemu znam właśnie Serge'a Gainsbourga, mieliśmy własny tajemniczy świat. Potem zaczęłam studiować francuski i literaturę, tak, więc francuski od zawsze był w moim życiu. Jeśli tylko udaje mi się znaleźć odpowiednią piosenkę po francusku, chętnie umieszczam ją na płycie.

[----- Podzial strony -----]


fot. EMI Music Poland

A.B.: Czujesz dużą różnicę między śpiewaniem standardów jazzowych, jako utworów wcześniej wykonywanych przez innego artystę a piosenek napisanych specjalnie dla ciebie?

S.K.: To ciekawe, bo w pewnym sensie nie ma różnicy, bo kiedy już wybierzesz piosenkę, wydobędziesz z niej to coś dla siebie, to nie ma różnicy. Więc mogę śpiewać dajmy na to "It’s A Wonderful World" z takim samym ładunkiem emocjonalnym jak jedną z piosenek napisanych dla mnie przez Kazuo i Jima. Jest między tymi kompozycjami swego rodzaju płynność. Ale kiedy zaczynam pracę ze standardem, potrzebuję czasu, by go oswoić. Weźmy na przykład "It’s A Wonderful World" - ta piosenka nie była nagrywana bardzo wiele razy, ale tak całkowicie należy do Louisa Armstronga i jest tak prosta i czysta, i mówi znów o radościach i smutkach, jakie wszyscy mamy w życiu. Kiedy Jim, który jest producentem płyty, powiedział mi, że to coś idealnego da mnie, bo opowiada historię mojego życia i że muszę ją zaśpiewać, potrzebowałam czasu, by wsłuchać się w tę piosenkę nie jako w utwór Louisa, ale by usłyszeć tam siebie. Zaaranżowaliśmy ja bardzo prosto i oszczędnie. Kiedy śpiewasz standard wcześniej wykonywany przez wielu, nie należy panikować i na siłę starać się go uczynić swoim. W zamian lepiej jest podejść do tego delikatnie i pozwolić piosence samej się bronić. W gruncie rzeczy jestem opowiadaczem historii i nie chcę zmieniać świata dookoła mnie. W momencie kiedy śpiewam, świat jest po trosze mój, bo ukazuję mój sposób postrzegania tego, co mnie otacza. Myślę, że to nasze podejście do utworów, nie naciskanie, ale raczej wsłuchanie się w nie pomaga nam lepiej przyswoić je jako nasze.
 
A.B.: Wspomniałaś swojego męża Jima. Pracujecie razem już od 15 lat. Powiedz nam coś więcej o innych członkach zespołu. Jak wam się wspólnie gra?

S.K.:
To najlepszy zespół, jaki miałam do tej pory, a grałam z wieloma różnymi grupami. Stojąc razem z Jimem na czele zespołu, uważamy, że to, co się naprawdę bardzo liczy, to chemia między członkami grupy. Cały czas powtarzam, że na świecie jest mnóstwo świetnych muzyków, ale ważne, by znaleźć ludzi, z którymi naprawdę się rozumiecie i dogadujecie. Teraz w skład zespołu wchodzi Graham Harvey na fortepianie, który nie tylko świetnie gra, ale jest też bardzo otwarty i serdeczny, Dave Chamberlain na kontrabasie i Matt Skelton na perkusji, który jest najbarwniejszym perkusistą i uwielbia grać do piosenek z wokalem, sam śpiewa, kiedy gra, i jest idealnym akompaniatorem dla wokalisty. John Parricelli gra w podobny sposób na gitarze. To grupa ludzi, razem z Jimem oczywiście, która się po prostu lubi i lubi razem grać. Obserwuję nas podczas trasy koncertowej, kiedy te wcześniej nagrane piosenki nie tylko z nami jeżdżą, ale też cały czas się rozwijają. To naprawę wspaniałe uczucie widzieć, jaką frajdę sprawia tym ludziom wspólne granie, dlatego uwielbiam ten zespół.

A.B.: Wiem, ze to twój debiut w produkcji nagrań z Blue Note. Powiedz coś więcej o tej współpracy.

S.K.: To najlepsza rzecz, jaka mogła mi się trafić, bo uważam, że Blue Note to wspaniała marka, legendarna wytwórnia. Ale to nie tylko legenda i nie tylko to, że są ważni w tym przemyśle, ale co najważniejsze, są artystami i głosy się dla nich naprawdę liczą. Więc kiedy się z nimi spotkałam, a spotykałam się z wieloma wytwórniami w poszukiwaniu nowego miejsca, kiedy zdecydowałam się pozostawić pierwszą wytwórnię. Miałam wrażenie, że mnie oceniają i zastanawiają się, co z tego wszystkiego może wyjść, myślałam, że to może trochę cyniczne. Ale okazuje się, że nie było w tym nigdy ani odrobiny cynizmu. Dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy przyszli do mnie w Paryżu, kiedy otwierałam tam parę lat temu Paris Jazz Festival, i po prostu powiedzieli mi, że uwielbiają to, co tam robię i chcą, bym to robiła z Blue Note. Po prostu zaprosili mnie do współpracy. I kiedy przedstawiliśmy im pomysły na ten album, powiedzieli: „To jest świetne, do roboty”. Tutaj koniecznie muszę wspomnieć jedną wspaniałą rzecz. Mieliśmy nagrać płytę w zeszłym roku, kiedy podpisaliśmy kontrakt. Byliśmy tuż po trasie koncertowej i potrzebowaliśmy czasu, by spokojnie opracować materiał, zazwyczaj robimy to w górach, ja i Jim. Potrzebowaliśmy kilku miesięcy, by dać im płytę, której naprawdę oczekiwali. I wiesz, co było najlepsze? To, że się zgodzili. Kiedy wróciliśmy, przyjęli płytę bardzo dobrze i cała współpraca układa się świetnie. A muszę powiedzieć, że w przemyśle muzycznym nie zawsze tak jest, artysta nie zawsze jest zadowolony z wytwórni, ja sama też nie zawsze byłam. I Blue Note pojawiło się w mojej karierze w idealnym momencie. Cieszę się, że ten album, z którego jestem najbardziej dumna, powstawał właśnie u nich.