X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

The Blood Lines

Ostatnia aktualizacja: 28.08.2008 16:40
"Graliśmy koncerty promocyjne w Stanach, które spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem, ale dopiero w Chinach było niesamowicie".

Z Paulem Rossem, Barrettem Rossem, S.J. Kardashem i Maygen Kardash z zespołu The Blood Lines rozmawiała Anna Romanowicz.

Anna Romanowicz: Jak wrażenia po koncercie na Ness Creek?

Paul Ross: To był występ na świeżym powietrzu. Dostaliśmy niezłe miejsce i zagraliśmy przed nową publicznością. I było fajowo.

S.J. Kardash: Ness Creek jest super, bo odbywa się w kompletnej głuszy, 2,5 godziny drogi od Saskatoon. Jak wysiadasz z samochodu, masz całkowitą ciszę, poza ludźmi szeleszczącymi w krzakach.

P.R.: Te pary…

A.R.: Na waszym pierwszym krążku słychać silne wpływy lat 70., niektóre piosenki czerpią nawet z lat 60. Co was inspiruje?

Maygen Kardash: Ja i mój brat dorastaliśmy, słuchając The Beatles. Obie rodziny mają podobne inspiracje. A co was najbardziej inspiruje, Rossowie?

P.R.: Yyyy… muzyka futurystyczna, muzyka przyszłości.

S.J.K.: Myślę, że nasza muzyka brzmi tak, a nie inaczej również ze względu na sposób nagrywania. Nagrywaliśmy wszystko razem, co jest nieco archaiczną metodą, ale dało nam rodzaj dźwięku, który kochamy i który chcieliśmy osiągnąć.

P.R.: Również nasze instrumenty pochodzą z lat 60. i 70.

A.R.: Jakie na przykład? Poza gitarami.
 
P.R.: Maygen gra na klawiszach z lat 70., Barrett na bębnach, które należały do naszego taty, S.J. i ja gramy na instrumentach z lat 60. i 70. Myślę też, że nasz ojciec, który też był muzykiem, miał na nas wpływ. Słuchał Neila Younga, Beatlesów, Boba Dylana i tak dalej. Sporo muzyki nowofalowej z lat 80.

M.K.: Ludzie mówią, że brzmimy jak Fleetwood Mac, co dla nas jest zaszczytem.

S.J.K.: I trochę jak Human League z lat 80.

A.R.: Wydaje mi się, że porównywano was do The Dresden Dolls. Keyboard tak brzmi od czasu do czasu.

M.K.: To zabawne, jak ludzie mówią, że mój syntezator brzmi jak to czy tamto z lat 80., bo ja zupełnie przeskoczyłam lata 80.

S.J.K.: Co jest bez sensu, bo twój syntezator pochodzi właśnie z lat 80.

[----- Podzial strony -----]

A.R.: Jak się poznaliście?

M.K.: S.J. i ja chcieliśmy założyć nowy zespół. Mieliśmy być tylko my dwoje, ale okazało się, że brzmi bardzo podobnie do The White Stripes, bo ja grałam kiepsko na bębnach, a S.J. grał na basie, więc pomyśleliśmy, że powinniśmy znaleźć jakichś ludzi do zespołu. Ale tak naprawdę S.J. grał już z absolutnie każdym. Spotkałam Barretta na imprezie, na której byłam kelnerką, a on nagłośnieniowcem. Opowiadałam, że gram na perkusji, a on na to: "To może powinnaś pojamować z moim bratem?". Więc ustaliliśmy datę i okazało się, że znajomi mówili S.J.-owi, że Paul Ross byłby dla niego idealnym partnerem do jamowania. Ja grałam na perkusji, Barrett na klawiszach, a oni na gitarach. I natychmiast zaskoczyło zarówno na poziomie muzycznym, jak i osobowościowym. Oczywiście już nie grywam na bębnach, bo Barrett jest ode mnie lepszy, a ja, mam nadzieję, jestem lepsza na klawiszach, bo grałam od czwartego roku życia.

A.R.: Już wtedy chciałaś występować?

M.K.: Tak, od zawsze wiedziałam, że będę występować, ale nie wiedziałam jeszcze, w jakiej dziedzinie. Na początku myślałam o aktorstwie, ale okazało się, że jestem kiepska. Więc bardzo się cieszę, że mogę grać w zespole.

A.R.: Jak zainteresowaliście się muzyką? Rossowie, mówiliście, że wasz tata był muzykiem.

P.R.:
Tak, nasz tata był bębniarzem przez 25 lat w różnych zespołach w Moose Jaw i Humbolt i w kółko coś puszczał, nie zważając, czy podobało się to naszej mamie, czy nie. Puszczał coś bez przerwy i wkurzał wszystkich poza nami, jak przypuszczam. Zakorzenił w nas przykładanie wagi do tekstów i wokalu.

S.J.: Ja brałem lekcje gry na pianinie, kiedy byłem naprawdę mały. To dlatego, że chciałem grać na gitarze – rodzice kazali mi najpierw nauczyć się gry na pianinie, co było całkiem dobre, bo załapałem całą tę teorię i tak dalej. Potem grałem w zespole szkolnym i zacząłem grać bluesa i jeździć w trasy po Kanadzie.

A.R.: Ile miałeś wtedy lat?

S.J.K.: Jedenaście. Grywałem z kolesiem o imieniu Jordan Cook przez jakieś 8-9 lat. Występowaliśmy w Szwajcarii i na Montreal Jazz Festival. W ten sposób zdobyłem sporo doświadczenia i potem zacząłem grać z zespołem Junior Pantherz. A w 2006 zaczęliśmy grać razem.
[----- Podzial strony -----]

A.R.: Graliście trasy koncertowe w Ameryce, tak?

B.R.: Byliśmy w Teksasie i Nowym Jorku na osobnych wyprawach.

M.K.: Graliśmy koncerty promocyjne w Stanach, które spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem, ale dopiero w Chinach było niesamowicie. Puszczali nas w radio, więc ludzie znali niektóre piosenki i słowa. A pojechać z Kanady, gdzie trzeba godzinami jechać samochodem do najbliższego miasta, aż do Chin, gdzie ludzie znają teksty naszych piosenek, mimo że nie mówią po angielsku, to było po prostu niesamowite. Dla mnie grać przed tyloma nowymi twarzami i widzieć radość, że mogą nam zrobić zdjęcie... tak, to było niezwykłe. Chciałabym to powtórzyć.

B.R.: Nieźle dostają bzika, chociaż w normalnym życiu zachowują ogromny dystans.

S.J.K.: Mają tam najlepsze kluby z mnóstwem świateł i luster. Świetnie się bawiliśmy na karaoke z ludźmi, których tam poznaliśmy i naszym menedżerem Garcią. Garcia - międzynarodowy człowiek tajemnica. Ja się fantastycznie bawiłem w Chinach. Graliśmy przed genialną publicznością.

B.R.: Dobrze było móc pojechać i pomóc w przełamywaniu barier. Niewiele zespołów jeździ do Chin, bo koszmarnie ciężko się tam dostać. A bez zespołu byłoby to niemożliwe, bardzo ciężko o wizę. 

M.K.: Chcę jeszcze powiedzieć dwie rzeczy o Chinach. Po pierwsze, nie ma tam nic do jedzenia, jeśli jesteś wegetarianinem. A po drugie, dowiedziałam się, że Paul nie ma sobie równych w karaoke. Zna linie melodyczne i teksty do wszystkich piosenek, nawet na ekran nie patrzy.

P.R.: Nie mów mojej żonie, bo będzie chciała to zobaczyć.

A.R.: Najlepszy koncert?

S.J.K.: Dla mnie definitywnie China Beijing Pop Festival jest nie do pobicia.

A.R.: Z powodu przyjęcia?

S.J.K.: Tak, i samego bycia w Chinach. Poza tym na pewno wyróżnialiśmy się z tłumu.

B.R.: Większość z nas ma ponad metr osiemdziesiąt.

M.K.: A ja jestem dużo wyższa, tylko się garbię. Mam ponad dwa metry.

[----- Podzial strony -----]

A.R.: Pewnie robili sobie z tobą zdjęcia, ponieważ jesteś wysoką blondynką?

M.K.: Zgadza się. Lubię, jak mi robią zdjęcia, więc nie narzekałam.

A.R.: Koncert, który najlepiej pamiętacie bez względu na powód.

M.K.: Dla mnie to była trasa z zespołem The Dears, dla nas legenda. Wyruszyli wielkim vanem, bo nasze zimy są po prostu absurdalne. I przy –50 ich samochód z jakiegoś powodu nie chciał zapalić. Więc wszyscy musieliśmy jechać razem do Calgary, a oni mieli tylko swoje instrumenty, zero innego sprzętu.

B.R.: Bez odsłuchu…

M.K.: I to było niezwykłe, bo złapali kontakt z publicznością, jakiego nawet nie widziałam. Zrobiło się bardzo swojsko, widownia fantastyczna. Kochali nas za to, kim jesteśmy, bez żadnych chwytów reklamowych.

S.J.K.: Śmiesznie było z Thunder Bay, kiedy graliśmy w Apollo i nie wiem czemu, upuściłem mój bas, a on się odbił od ziemi jak piłka i walnął mnie w twarz. Musiałem pojechać do szpitala i się pozszywać.

P.R.: Najczęściej pamiętamy najlepiej ostatni koncert, bo jest najświeższy. Pierwszy raz w Nowym Jorku pamiętam najlepiej. Niesamowicie było zagrać w New York City.

M.K.: A jak graliśmy trzeci raz w New York City, stałam przy barze i podszedł do mnie jakiś koleś i pyta: "Ty jesteś Maygen z The Blood Lines?". Ja na to: "Tak jest!". A on: "Musiałem przyjechać! Jestem waszym wielkim fanem i jechałem dwa stany, żeby was zobaczyć!".

A.R.: Najpierw była płyta, a potem koncerty, czy może grywaliście wcześniej razem?

S.J.K.: Było tak, że założyliśmy zespół w marcu 2006. Zagraliśmy jeden koncert przed nagraniem albumu i drugi w trakcie nagrywania. A potem od razu pojechaliśmy do Nowego Jorku, co dla nas było... mocne. To 36 godzin jazdy. Więc pojechaliśmy w trasę od razu po nagraniu płyty.

B.R.: A nasz samochód zepsuł się w pierwszej godzinie jazdy.

A.R.: A wasz nowy album? Zachowacie stylistykę, coś zmienicie?

S.J.K.: Nasz nowy album będzie trochę inny. Nie nagrywamy z miejsca, bo chcemy mieć pewność, że dopracowujemy każdy detal. Idzie nam całkiem nieźle. Mamy już 12 podstawowych ścieżek, zaczynamy wokale i dogrywamy pierwsze gitary. Jesteśmy bardzo podekscytowani.

M.K.: No i znamy się teraz dużo lepiej. Wtedy dopiero co się poznaliśmy. Teraz zachowujemy się dużo swobodniej.

B.R.: Lepiej nam się gra ze sobą.

A.R.: Bardzo wam dziękuję i mam nadzieję zobaczyć was kiedyś w Polsce.

S.J.K.: Dzięki!