Jeden z najwybitniejszych polskich dyrygentów myśli o napisaniu książkę dla młodych dyrygentów. - Trzeba mieć brzmienie w rękach, poczucie przedtaktu, rozluźnienie ręki, zrozumienie dla wokalistyki i posunięcia smyczka - mówił w dwójkowej audycji "Słowa po zmroku", Kazimierz Kord. - Wielu młodych ludzi nie posiada tych umiejętności. Coraz powszechniejszy staje się wśród nich brak solidnego wykształcenie muzycznego.
I chyba wie, o czym mówi. Naukę dyrygentury w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej rozpoczął bowiem dopiero przed trzydziestką, po ukończeniu studiów pianistycznych w Leningradzie, u słynnego pedagoga Władimira Nilsena. - Genialnie słyszał i rozumiał muzykę, nie tylko fortepianową. Od niego nauczyłem się prawdziwej muzykalności - wspomina. - Bez opieki takiego mistrza nie sposób zostać wybitnym artystą.
Polskie, a potem światowe środowisko muzyczne szybko doceniło ogromny potencjał młodego Korda. Dwa lata po ukończeniu studiów powierzono mu funkcję dyrektora, stojącego wówczas nad przepaścią, Teatru Muzycznego w Krakowie. Dyrygent postawił wtedy na geniusz, choć nie swój. Po miesiącach starań udało mu się namówić do współpracy samego Tadeusza Kantora. Ponoć decydujący okazał się argument: - to musi się podobać...
I podobało się. "Don Kichot" Masseneta w reżyserii Kantora oraz pod muzyczną opieką Korda okazał się przebojem i uratował krakowską operę przed zamknięciem. Szybko pojawiły się propozcyje z całego świata, w tym z najbardziej prestiżowej Metropolitan Opera, z którą polski dyrygent związany był przez całe dekady. Z rozrzewnieniem wspomina czasy, gdy władzę w teatrach sprawowali genialni śpiewacy i nie ukrywa swojego krytycznego stosunku wobec współczesnej dominacji reżyserów. - "Nowoczesne" inscenizacje nie trafiają do słuchaczy, bo często nie mają żadnego związku z partyturą - twierdzi. - Nie można snuć na scenie opowieści, które nijak mają się do emocji oraz treści zawartych w muzyce.
Czy to wspomnienia z okresu, gdy pełnił funkcję dyrektora warszawskiej Opery Narodowej (2005-2006)? Wiele uwagi poświęca wciąż Kazimierz Kord Filharmonii Narodowej, z którą związany był niemal przez ćwierćwiecze (1977-2001). - Pierwsze dziesięć lat zajęło mi nauczenie zespołu grania równo i bez fałszów. Dlatego przeciwny jestem współczesnych, kilkuletnim kontraktom - wspomina. - Orkiestra jest tak dobra jak w poniedziałek.
Kordowi po raz kolejny udało się doprowadzić do wyśmienitej formy instytucję chyląca się ku upadkowi. W drugie stulecie swojej działalności warszawska orkiestra weszła jako jeden z najlepszych zespołów symfonicznych w Polsce. Zresztą Kord odbył z nią wiele tournées po Europie, USA, Australii oraz Chinach i Japonii.
Aby wysłuchać całego wywiady z Kazimierzem Kordem, wystarczy kliknąć ikonę dźwięku "Złote ręce Kazimierza Korda" w oknie "Posłuchaj" po prawej stronie.