Latem 2005 r. w leśnej stanicy położonej nad jednym z jezior w okolicy Torunia, czterech warszawskich muzyków szykowało się do skoku. Wprawdzie przepaść między polskimi zespołami, a tym co się działo w muzyce alternatywnej na Wyspach i za Oceanem przez ostatnie lata sukcesywnie była zasypywana, ciągle jednak o najciekawszych rodzimych wydawnictwach krytycy pisali: "dobre jak na Polskę". W przypadku drugiej płyty The Car Is On Fire miało być inaczej.
Grupa, złożona z muzycznych erudytów, od samego początku swojego istnienia, stawiała sobie za cel nawiązanie dialogu z zespołami, którymi zachwycał się opiniotwórczy, amerykański portal Pitchfork.com. Jako jednym z nielicznych reprezentantów nadwiślańskiego "niezal – światka" kwartetowi udało im się pozyskać potężnego sojusznika – wielką wytwórnie płytową EMI.
- Dobrze pamiętam długie negocjacje z EMI – mówił w trójkowej audycji "Historia Pewnej Płyty" – gitarzysta grupy Jacek Szabrański. – Bardzo walczyliśmy o niezależność. Tłumaczyliśmy im, że przyjdzie zaraz do Polski wielka fala gitarowego grania i mają teraz możliwość podpisania kontraktu z najlepszym możliwym zespołem, żeby być gotowym na tę zmianę – wspominał muzyk.
The Car Is On Fire
Popularnym TCIOFom udało się wynegocjować pełną artystyczną wolność i choć ich debiutancka płyta, pomimo entuzjastycznych recenzji, okazała się komercyjną wpadką, wytwórnia nie traciła cierpliwości.
- Bilans nie był dobry, jeśli chodzi o finanse po pierwszej płycie, ale wierzyliśmy, że ten zespół będzie się rozwijał. Od samego początku chcieliśmy inwestować w chłopaków z nadzieją, że wkrótce zacznie się to zwracać – wspominał w audycji Robert Jagodziński opiekun artystyczny zespołu w EMI.
Oczekiwania te zostały skonfrontowane się z rzeczywistością w listopadzie 2006 roku, kiedy to album "Lake & Flames" ujrzał światło dzienne. Krytycy niemalże jednogłośnie uznali płytę za arcydzieło. Wyrafinowany brzmieniowo i aranżacyjnie album był potwierdzeniem olbrzymiego talentu The Car Is On Fire do tworzenia przebojowych piosenek, łączących w sobie najszlachetniejsze wpływy ze świata popu i indie rocka.
Mimo to sukces albumu nagrodzonego Fryderykiem za najlepszą alternatywną płytę roku oraz trójkową "Szczotą" przyznawaną przez redaktorów audycji "Offensywa", nie znalazł wielkiego odbicia w sklepowej sprzedaży i koncertowych frekwencjach.
- Wielkie rozczarowanie! - śmiał się Jacek Szabrański - Zdarzały się przykre momenty. Jechaliśmy do takiego Gorzowa Wielkopolskiego, zmęczeni półroczną pracą w studio, w poczuciu, że nagraliśmy genialną płytę i okazywało się, że na koncert przyszło 20 osób w tym zespół Kawałek Kulki, który patrzy na nas spode łba, jakby chciał powiedzieć co wy tu chłopcy pokazujecie...
Aby wysłuchać pełnej historii powstania albumu The Car Is On Fire - "Lake & Flames", w której nie brakowało romantycznych opowieści o tworzeniu na łonie przyrody i rękoczynach w studio nagraniowym wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj".
Piosenka "Can't cook (Who cares)" była pierwszym singlem z płyty "Lake & Flames"