Już dziś, 6 maja, we wrocławskim klubie Gumowa Róża polscy artyści pod wodzą Janka Samołyka złożą piosenkowy hołd The Go-Betweens. Okazją do tego jest piąta rocznica śmierci Granta McLennana współzałożyciela i współlidera grupy działającej w latach 1977–1990 i 2000–2006. W opracowaniach na temat formacji znajdziemy dziś takie sformułowania jak "kwintesencja kultowego zespołu", "kochani przez krytyków, niedocenieni przez branżę", "wielka inspiracja Belle & Sebastian", "australijscy Lennon i McCartney" i wiele innych. Wszystko to prawda, lecz dla wiernego fana The Go-Betweens pozostaną czymś więcej niż tylko pogrzebaną przedwcześnie legendą "niezalu".
Jedno z największych miast Australii, Brisbane, do połowy lat siedemdziesiątych było jednocześnie najnudniejszą aglomeracją kraju. McLennan wyznał, że ilekroć do portu zawijał statek, miał ochotę wsiąść na niego i odpłynąć na zawsze. Jego późniejszy partner z zespołu, Robert Forster, wspomina z kolei lokalną scenę muzyczną, jako przesiąkniętą bezrefleksyjnym kultem Led Zeppelin i rocka progresywnego. Dla nastolatków zaczytanych w powieściach Hemingwaya czy Joyce’a, pasjonujących się europejskim kinem i przede wszystkim zasłuchanych w importowanych albumach amerykańskich gwiazd awangardowego rocka (jak The Velvet Underground czy The Modern Lovers) trudno o mniej stymulującą atmosferę. Szczęśliwie, na horyzoncie pojawiła się miejscowa grupa pod nazwą The Saints, a jej debiutancki singiel „(I’m) Stranded” okazał się czymś w rodzaju bomby z opóźnionym zapłonem dla punk rocka i nowej fali na Antypodach. Także McLennan i Forster założyli zespół – raczkujący The Go-Betweens wzbudzali salwy śmiechu u hardrockowo zorientowanej publiczności, ale ich wizja muzyki pokrywała się z kursem, jaki objęły pierwsze niezależne wytwórnie w Wielkiej Brytanii pod koniec lat siedemdziesiątych. Autorski, minimalistyczny, poparty etosem "zrób to sam" post-punk grupy spodobał się szefom sensacyjnej wytwórni Postcard ze Szkocji – z singlem wydanym w tak stylowym labelu The Go-Betweens wchodzili w nową dekadę w roli zupełnie profesjonalnego zespołu.
Prawdziwym bodźcem dla duetu, do którego w międzyczasie dołączyła perkusistka Lindy Morrison, był pobyt w Londynie, dokąd The Go-Betweens podążyli śladami Nicka Cave’a i jego Birthday Party wiosną 1982 roku. Zanurzeni w artystycznym światku wytwórni Rough Trade, napisali dziesięć piosenek – jak dotąd zdecydowanie swoich najlepszych kompozycji. Ich brzmienie, mimo że wciąż oparte na metalicznym brzmieniu gitary i nieodgadnionych rytmach Morrison, było popowe jak nigdy dotąd. Jednocześnie „Before Hollywood” – bo tak zatytułowano album – kojarzy się przez pryzmat egzaltowanego, histerycznego niemal śpiewu Forstera i beznadziejnego romantyzmu melodii McLennana. Schemat ten powtarzał się z każdym kolejnym albumem grupy: coraz wyraźniejsze kompromisy i dygnięcia w stronę mainstreamu rekompensował dojrzewający styl duetu, rozkwitający w poetyckich tekstach utworów i drobnych ekscentryzmach, odróżniających proste piosenki The Go-Betweens od setek innych, prostych piosenek. Na szóstym albumie zespołu, wydanym w 1988 roku "16 Lovers Lane", wizja muzyki przystępnej i jednocześnie głębokiej, została spełniona w sposób doskonały – przy użyciu dziesięciu akustycznych, radiowych utworów McLennan i Forster stworzyli wyrafinowaną narrację, będącą tyleż uniwersalnym, co dojrzałym kompendium romantycznych relacji między dwojgiem ludzi. Innymi słowy – to jeden z najlepszych albumów o miłości, jakie nagrano.
Cóż jednak z tego, kiedy, ku rozczarowaniu McLennana i Forstera, słupki sprzedaży po raz kolejny nie wystrzeliły w górę. The Go-Betweens potrzebowali przerwy – pod koniec 1989 roku Grant i Robert poinformowali resztę członków o rozwiązaniu grupy. Wytrzymali bez siebie dziesięć lat i osiem albumów solowych (równo po cztery od każdego z nich). Kultowy zespół indie-popu lat osiemdziesiątych powracał – jak wiele innych sław tamtych czasów – wraz z nadejściem nowego dziesięciolecia, w roku 2000. Poza zestawieniem personalnym, The Go-Betweens w wersji drugiej odróżnia od pierwszego wcielenia grupy przede wszystkim brak presji, napięcia emanującego z kluczowych piosenek zespołu – "Cattle & Cane", "The House Jack Kerouac Built" lub "Was There Anything I Could Do?". Pięć lat działalności Australijczyków w latach zerowych to okres ich małej stabilizacji, zaznaczony trzema solidnymi, choć pozbawionymi fajerwerków longplayami.
6 maja 2006 roku Grant McLennan zmarł w swoim domu w Brisbane. Miał 48 lat. Przyczyną niespodziewanej śmierci był atak serca. Ponieważ w takich sytuacjach muzyka przemawia najlepiej, poniżej przedstawiam spis jego najlepszych kompozycji w formie alfabetu – wyłączywszy literki "K", "V', "X" i "Z", które, ku mojemu zdziwieniu, nie występują w obfitym, oficjalnym dorobku autorskim McLennana.
Posłuchaj najlepszych piosenek The Go-Betweens w opini Kuby Ambrożewskiego.