- O sesji nagraniowej trzeciego albumu Primal Scream krążą legendy, ale ta barwna opowieść o ciemnych stronach rock'n'rolla nie interesowałaby dziś nikogo, gdyby nie powstała wówczas płyta wybitna, a taką "Screamadelica" jest ponad wszelką wątpliwość. To już nie indie rock, ale muzyka totalna - mieniąca się wszystkimi kolorami tęczy, wykorzystująca brzmienia i tradycje muzyczne tak odległe jak house czy gospel. Recenzenci oszaleli na punkcie "Screamadeliki" (płyta otrzymała pierwszą Mercury Music Prize), fani również, ale zespół nie był wówczas gotowy na to, by prezentować cały ten materiał na żywo. Robią to teraz, po 20 latach - czytamy na stronie organizatorów Off Festival.
Z okazji rocznicowego wznowienia płyty "Screamadelica" (we wrześniu 2011 minęło 20 lat od wydania krążka), Marcin Nowicki przypomina, jak rock'n'roll odnalazł się w świecie acid-house'u i pigułek ecstasy. Ostatnie wakacje dekady lat 80. Ogłoszone zostaje Drugie Lato Miłości. Setki tysięcy młodych ludzi znajdują nieziemską przyjemność w euforycznym tańcu. Nowa elektronika nazywana popularnie acid-housem osiąga na Wyspach Brytyjskich kulminację popularności. Dwa sezony później muzyka klubowa, dotychczas kojarzona głównie z singlami, doczeka się dwóch niezwykłych albumów. W 1991 roku "The White Room" The KLF i "Blue Lines" Massive Attack z miejsca wprowadzą muzykę taneczną na salony. Co więcej - na "Achtung Baby" acid-house nada futurystycznego charakteru piosenkom konserwatywnych U2! Jednak to trzeci album Primal Scream stanie się symbolem tego przewrotu.
Pierwsze dwa albumy formacji Bobbiego Gillespiego sprzedawały się raczej kiepsko. Wypełnione były urokliwym acz wtórnym gitarowym popem. Punkt zwrotny nastąpił, gdy szef wytwórni Creation, Alan McGee, zaprosił zespół do nieco innego świata. Świata muzyki house, ale także nieodłącznego dla tamtej kultury narkotyku ecstasy. Grupa zatrudniła do współpracy mistrzów konsolety: DJ Andrew Weatheralla czy wpływowy duet The Orb. Jeszcze w lutym 1990 ukazuje się rewolucyjny singiel "Loaded" – jedna ze starszych piosenek Primals zmieniona przez Weatheralla w parkietowy szlagier i zarazem hedonistyczny manifest. Po serii znakomitych małych płyt, we wrześniu 1991 na półki trafia album z ikonicznym słoneczkiem na okładce. To wciąż kompozycje napisane przez muzyków Primal Scream. Tyle że zrealizowane w jakże nowatorski sposób – house i dub, ale także gospel i ...klasyczny rock’n’roll z otwierającego całość "Movin’ on Up" - wszystkie elementy układają się w ponadczasową taneczną imprezę. Pełną brzmień dobranych na tyle selektywnie, że słuchając "Screamadeliki" dwadzieścia lat później mamy wrażenie obcowania z materiałem wydanym wczoraj. Płyta zebrała ekstatyczne recenzje prasowe i z miejsca wbiła się do pierwszej dziesiątki brytyjskiego notowania sprzedaży. Wygrała także pierwszą edycję prestiżowej Mercury Music Prize.
Rocznicowa reedycja zremasterowana została przy współpracy z Kevinem Shieldsem (My Bloody Valentine). Nabyć możemy podstawowy program wzbogacony o drugi dysk z doskonałą epką "Dixie Narco". Zamknięta w wielkim owalnym termoplastiku edycja kolekcjonerska kryje natomiast dwa winyle, cztery płyty CD, DVD z obszernymi materiałami wideo i reprodukcję koszulki z oryginalnej trasy koncertowej. To kompletne archiwum jednego z najdoskonalszych wydawnictw lat dziewięćdziesiątych. Perfekcyjnego połączenia muzyki klubowej z rock’n’rollową formułą.
Marcin Nowicki