Jak ustalili fani artysty, David Bowie przejeżdżał przez Polskę w latach 70. kilka razy. Pierwszy raz w 1973 roku zatrzymał się na stacji Warszawa Gdańska w drodze z Moskwy do Berlina. Wtedy jednak nie wysiadł nawet z pociągu. W kwietniu 1976 roku, korzystając z tygodniowej przerwy między koncertami w Szwajcarii i Finlandii, pojawił się w Warszawie, tym razem przejazdem w drugą stronę - do stolicy ZSRR.
W książce "Open Up And Bleed" - biografii Iggy’ego Popa - Paul Trynka pisze o podróży dwójki przyjaciół przez Polskę: "Iggy i Bowie widzieli przez okna pociągu wciąż świeże ślady wojenne – miasta podziurawione przez pociski i bomby, robotników wyładowujących węgiel w paskudną pogodę (deszcz ze śniegiem) przy pomocy łopat z wagonów towarowych".
W Warszawie pociąg miał kilkugodzinny postój, więc Bowie postanowił zrobić sobie spacer w kierunku Żoliborza, konkretnie Placu Komuny Paryskiej (dziś: Placu Wilsona). W znajdującym się tam sklepie kupił kilka winyli, w tym płytę ludowego zespołu "Śląsk", zawierającą m.in. kompozycję Stanisława Hadyny "Helokanie". To częściowo na niej oparta jest melodia "Warszawy" Bowiego.
Ze szczątkowych wrażeń Bowiego z wizyty w Warszawie, on i producent płyty "Low" Tony Visconti oraz współautor kompozycji, Brian Eno, stworzyli cały dźwiękowy świat. A przynajmniej zbudowali za pomocą muzyki wyimaginowane miasto.
Dlaczego Bowie jeden ze swoich najlepszych utworów zatytułował imieniem miejsca, o którym nie miał pojęcia i które wydawało mu się kompletnie egzotyczne? Więcej czasu spędził przecież zarówno w Berlinie (do którego przeprowadził się niedługo później), jak i Moskwie. Jak przypominają badacze twórczości Bowiego, artysta przybył do Warszawy niedługo po opuszczeniu Los Angeles. Z miasta snów i profesjonalnego spełnienia znalazł się w mieście, które było uosobieniem koszmaru historii - miejscu zrównanym w czasie wojny z ziemią, którego ludność zginęła w obozach śmierci i w czasie nieudanych powstań. Ponura atmosfera Warszawy pasowała do nastroju drugiej części wydanego w styczniu 1977 roku albumu "Low", na której znalazła się kompozycja.
Kultowa kompozycja Thin White Duke'a (jeden z licznych pseudonimów Anglika) to pieśń niezwykle tajemnicza. Poczynając od jej słów. Język, w którym śpiewa chór w piosence Bowiego, brzmi jak nieokreślona mieszanina słowiańszczyzny i języków romańskich. Współpracownicy Bowiego nazwali zaprezentowaną im przez muzyka płytę "Śląska" "chłopięcym chórem z Bałkan". Słowa w "Warszawie" nie mają żadnego przekazu - to po prostu serie niezwykle muzycznych głosek: Sula vie dilejo / Solo vie milejo / Cheli venco deho.
"Warszawa" obrosła wśród fanów art-rocka prawdziwym kultem. Utwór zainspirował m.in. pierwszą nazwę zespołu Joy Division. Grupa początkowo nosiła nazwę "Warsaw" (tak zatytułowana była też jedna z wczesnych punkowych piosenek manchesterskiego kwartetu). Pieśń Bowiego i Eno zinterpretował też m.in. minimalistyczny kompozytor Philip Glass. Inspiracje surrealistyczną dźwiękową wizją zawartą w "Warszawie" można wyczuć również w późnej twórczości Scotta Walkera.
(kow)