Artyści posuwają się coraz dalej, na potrzeby promocji łamią kolejne tabu. Coraz mocniej się odkrywają, starają się za wszelką cenę budzić kontrowersje. Byle media pisały. Anita Lipnicka pozostaje w opozycji do tego trendu, dyskretnie stojąc gdzieś z boku. Jej nowa płyta również będzie gdzieś na uboczu, z dala od głównego nurtu muzyki pop.
Zaraz, zaraz, jak to na uboczu? Przecież otwarcie zaatakowała Chylińską. Pewnie wielu z Was pomyślało o tym czytając powyższe słowa. I niby jest w tym sporo racji, Anita Lipnicka bardzo negatywnie wypowiedziała się przecież o nowym wizerunku Agnieszki Chylińskiej, o jej nowym pomyśle na muzykę. Tylko, że Lipnicka nie napisała na swoim blogu, że Chylińska jest "be" i najgorsza. Nie napisała o tym na żadnym Twitterze czy innym dobrodziejstwie Internetu. Ona zwyczajnie odpowiedziała na zadane w wywiadzie pytanie. Wpadła w kontrowersje trochę przypadkiem, odrobinę wbrew sobie. I to gdzieś tam widać i słychać w późniejszych wywiadach udzielonych przez Anitę.
Lipnicka nagrywa coraz lżejsze płyty. Jakby przed sobą samą chciała uwypuklić kontrast własnej osobowości. Bo na każdym kroku podkreśla, że w życiu jest coraz odważniejsza, coraz twardsza. Dominującą na płytach nagranych z Johnem Porterem gitarę akustyczną, Anita zamieniła na fortepian. "Hard Land of Wonder" zawiera oczywiście sporo dźwięków gitary, jednak nie wysuwa się ona na pierwszy plan. Za to wykorzystanie sześciostrunowego instrumentu za każdym razem wydaje się bardzo uzasadnione. Jak choćby w "Glass of Water", gdzie gitara pięknie współgra z harmonijką.
Sporo na tej płycie atmosfery niepokoju. To muzyka, która koresponduje z twórczością Tori Amos z okresu "Boys for Pele". Bardzo amosowy jest już pierwszy utwór "Car Door". Piosenka zaczyna się od dźwięków od ascetycznych dźwięków fortepianu, by w miarę rozwoju stopniowo ustąpić miejsca smykom i delikatnej perkusji. Za sprawą "Car Door" Anita wprowadza nas do swojego nowego, intymnego świata, w którym pozostaniemy do samego końca. Piosenka tytułowa, odrobinę mroczny "The Chase" - właściwie w tym miejscu można zestawić dowolne kompozycje. Nowe dzieło Anity Lipnickiej prezentuje się nadzwyczaj równo, najlepiej smakuje w całości.
"Hard Land of Wonder" to bardzo ładna, a nawet śliczna płyta. Pastelowa, rozmyta, kojąca. Dźwięki dobiegające słuchacza współgrają z kroplami deszczu uderzającymi o parapet. W którymś momencie oniryczne piosenki doprowadzają do błogostanu, w którym delikatnie odpływamy. I to jedyny - acz dosyć istotny zarzut - pod adresem tego krążka. W całej nastrojowości "Hard Land of Wonder" jest trochę nużąca. W okolicach pięknej kołysanki „Noisy Head” wystarczy chwila nieuwagi, by zwyczajnie zasnąć. I właśnie dlatego nowa płyta Lipnickiej jest tylko bardzo ładna, ale raczej nie piękna.
Maciej Kancerek