Sergio Mendes "Bom Tempo", Universal Music Polska 2010
Muzyka miła dla ucha, skoczna i napawająca optymizmem. Gdy takie krążki wychodzą spod ręki Sergio Mendesa wiadomo jedno, bez względu na pogodę za oknem, u nas na pewno zaświeci słońce. I to jakie, gorące, brazylijskie słoneczko. Takie też na "Bon Tempo" dominują rytmy, podlane wrzącym latino i mieszanką współczesnych dźwięków, od house’u, po rap i jazz. Abyśmy nie padli na zawał serca, artysta co jakiś czas proponuje nam wolniejsze kllimaty i wtedy do głosu dochodzi piękna bossa nova. Nieźle się to wszystko komponuje, fajnie brzmi sekcja dęciaków, za którą odpowiedzialność wziął trębacz Scott Mayo. Przegląd gości, których doświadczony, prawie pięćdziesięcioma latami zawodowego grania Mendes zaprosił do nagrania płyty – wypada okazale: Gracinha Leoporace, Seu Jorge, Nayanna Holley czy Katie Hampton. Na mnie wielkie wrażenie zrobiło pojawienie się Miltona Nascimento, który prezentuje nie tylko swoje możliwości, ale i nową kompozycję. A jeśli o nie chodzi, to też, do wyboru do koloru, kramik brazylijskiego muzyka jest kolorowy i zachęcający: Gilberto Gil, Antonio Carlos Jobim, Joao Donato, Carlinhos Brown, Jorge Benjor i... Stevie Wonder. Muzyka taneczna, melodie chwytliwe dla ucha, proste to wszystko, nie wymagające za dużo od słuchacza, w sam raz na letnią zabawę.
Olga Spasojewska
Marcin Oleś & Bartłomiej Brat Oleś "Other voices other scenes", Fenommedia 2010
No to mnie Olesie zaskoczyli! W dziesiątą rocznicę swojego grania muzycy przygotowali dla swoich fanów nie lada prezent. Nie otrzymaliśmy składanki – co było by przecież najłatwiejszym rozwiązaniem, ani odświętnego wydania live. "Other voices, other scenes" to dwupłytowe wydanie z zapisem muzyki tworzonej przez Marcina i Bartka dla teatru i filmu. Od razu dodam, krążki stanowią dla mnie wielkie zaskoczenie. Klimaty są tu mało jazzowe, z wieloma odnośnikami do współczesnej muzyki poważnej, folku, muzyki world, fascynacją dalekim Wschodem, a także ambientem i popem. Z tego zbioru różnych smakołyków bracia, niczym francuscy mistrzowie kuchni, pichcą niezłe danie – i co więcej, dwuczęściowe – coś dla prawdziwych żarłoków! Na jubileuszowym projekcie znajdziemy muzykę ze spektakli i filmów: "Samsara disco", "Szafę", "Otello", "Norę", "Lincza", "Nie do pary", "Futro", "Przewodnik", "Tartak". Co więcej, bracia prezentują się grając także na innych instrumentach niż te, z którymi ich kojarzymy. I tak Marcin Oleś swój kontrabas dzieli z grą na fortepianie, akordeonie, gitarze akustycznej, a Bartłomiej Brat Oleś oprócz perkusji obsługuje także tablę, marimbę i fortepian. Obok nich usłyszymy także: Łukasza Czekała na skrzypcach, Jakuba Urbańczyka na tubie i Jakuba Pucha i Jarosława Spałka na trąbkach. W efekcie otrzymujemy dwie płyty w niewielki stopniu przystające do siebie, ale nikt mi nie powie, że nie wciągające!
Mieczysław Burski
Marcin Oleś Oddjob "Clint", ACT 2010
Ciekawe, jak taki miłośnik modern jazzu jak Clint Eastwood przyjąłby album Oddjob – pomyślałem po pierwszym przesłuchaniu płyty skandynawskiego zespołu. Per R. Johansson na saksofonie i klarnecie, Daniel Karlsson na klawiszach, Peter Forss na basie i gitarze, Janne Robertson na perkusji i najważniejsza postać – urodzony w Szwecji chorwacki trębacz Goran Kajfes. To on pełni rolę ojca założyciela zarówno zespołu, jak i osoby, która postanowiła oddać muzyczny hołd dokonaniom wielkiego aktora i reżysera. Przecież muzyka związana z najbardziej znanym rewolwerowcem od zawsze żyła też swoim życiem. Nie ma się temu co dziwić, świetnie uzupełniająca obrazy, nadawała im dramaturgii i po prostu – wchodziła do głowy. Ale jeśli tworzyli ją tacy mistrzowie jak Ennio Morricone, czy Lalo Schifrin, to jest to chyba całkiem zrozumiałe, prawda? "Clint" z jazzem granym czy słuchanym przez Eastwooda ma niewiele wspólnego, jest to krążek na wskroś elektroniczny, oparty na powtarzających się liniach melodycznych, bogaty w odnośniki, mocno rozbudowujący ascetyczne często tematy utworów. Sporo tu nu-jazzowych odnośników, rockowej motoryki, długie są momenty klimatów ambientowych i drum&bassowych. Ciekawy projekt, który może zainteresować szeroką grupę słuchaczy.
Mieczysław Burski
Rigmor Gustafsson "Calling You", ACT 2010
Przyznam szczerze, do tej pory krążki wydawane przez Rigmor Gustafsson niezbyt mnie przekonywały. Ot, jazzująca pani, śpiewająca raczej w jednej tonacji, nie wychodząca poza dobry, europejski, naznaczony skandynawskim chłodem wokal. I to w dodatku ten bardziej ukołysany, łagodny i nie raz mdły. A teraz, cóż za zdziwienie, "Calling You" ma wszystko to by wyróżnić się wśród licznych jazzowych, wokalnych płyt. A to przede wszystkim zasługa radio.string.quartet.vienna (r.s.q.v.), który przygotował aranżacje i kompozycje. Dzięki temu płyta jest bardzo zróżnicowana, a muzycy dbają o to, by każdy utwór nabrał cech wyjątkowych i pociągających. Raz brzmią jak kwartet muzyki poważnej, innym razem sięgają po awangardę, od czasu do czasu brzmią z folka, by w następnym kawałku, zaciągnąć swingiem,bluesem bądź country. Krążek z pazurem, muzycy potrafią wyciągnąć głos Rigmor w tak wysokie rejony, o które bym ją nie podejrzewał. Dzięki temu "Calling You" niezbyt nada się na kołysankę, mimo że znajdziemy tu ballady, dlatego, że utwory są w większości szorstkie i towarzyszy im mocne pociąganie strun. Płyta do podsłuchania dla nie jednej jazzowej damy.
Olga Spasojewska