Niezorientowanym przypomnę, że Nina to ta słodka (zazwyczaj) blondynka (zazwyczaj), stojąca na czele The Cardigans, jednego z najzdolniejszych szwedzkich ensembli, który pechowo trafił na wielki filmowy przebój, a potem mało kto chciał dalej im wierzyć.
Kiedy The Cardigans zawieszają działalność (ostatnio na bliżej nieokreślony termin, co spowodowane jest znaczącym spadkiem zainteresowania ich twórczością), Nina zamyka się wraz ze swym mężem w domowym studio, a efektem ich majstrowania są stylowe, pełne wdzięku miniatury, sygnowane nazwą A Camp. Nie inaczej jest i na "Colonii".
Nie usłyszymy tu nic, czego nie poznalibyśmy już wcześniej. "Colonia" to przede wszystkim wypad w słodkie lata 60., kiedy to pop był po prostu popem, a sprzedaż płyt była wprost proporcjonalna do jakości kompozycji, a tzw. czynniki pozamuzyczne (nowy biust, nowy chłopak, nowy nałóg) pozostawały bez jakiegokolwiek znaczenia. Płyta operuje więc przede wszystkim nostalgią za czasami, kiedy wszystko było prostsze i jaśniejsze. Stąd też tak dużo nawiązań do twórczości żeńskich zespołów z tamtego okresu (by wspomnieć parokrotnie przywoływany rytmiczny motyw przewodni z "Be My Baby", klasyka The Ronnettes) czy też orkiestracyjnych aranżacji, z którymi kojarzony mistrz muzyki rozrywkowej sprzed 40 lat – Scott Walker (piękna, może aż nazbyt konserwatywna produkcja "Chinatown", przełamana gitarowym, słodko-gorzkim motywem). A żeby nie było, że Nina to tylko nieszczęśliwie zakochana nudziara, w "My America" zaklina wiosnę, przywołując jednocześnie radosnego ducha The Beach Boys.
Choć całość jest niezwykle równa, to dwie kompozycje wybijają się przede wszystkim. Singlowe "Stronger Than Jesus" doskonale brzmi w radiu poranną porą: ma wyraźnie zarysowaną strukturę, świetnie wymyśloną linię melodyczną zwrotki, niepostrzeżenie przekształconą w refren, którego nośność wieczorem już tylko irytuje, bo spędziliśmy z nim cały dzień. W "Love Has Left The Room" wyraźnie słyszalny jest duch błyskotliwej estetyki Phila Spectora. To oczywiście nie koniec niespodzianek: "Bear On The Bear" mogłoby z powodzeniem znaleźć się na ostatniej płycie The Sparklehorse, stanowiąc jeden z najmocniejszych jej momentów. A "Golden Teeth And Silver Medals" jest rozpisanym na mieszany duet (za męską część odpowiada Nicolai Dungen, który w Szwecji ma status artysty kultowego) zapisem zwyczajnej, niczym niezmąconej codzienności.
"Colonia" to też i bardzo kobieca płyta. Kobiecość jest tu synonimem delikatności, lekkości, oderwania. Persson nie dysponuje fantastycznymi warunkami wokalnymi, nie stawia więc na wirtuozerię, ale na intymność i wyciszenie. Z rozbrajającą szczerością przyznaje, że kiedy facet ją zostawi, to chce jej się wyć, choć zaraz potem ma ochotę nieszczęśnika zniszczyć. A przede wszystkim: wyraźnie słychać, że wykonywanie zgromadzonych na "Colonii" kompozycji sprawia Ninie przyjemność. Ta bezpretensjonalność urzeka i stanowi największy atut krążka.
Maciek Tomaszewski