Zacznę od wyznania: gdy These New Puritans grali na zeszłorocznym OFFie, po którymś z wymęczonych przez Barnetta utworów wymknąłem się z gmachu Mysłowickiego Centrum Kultury. Wątpliwości nie mam też po wysłuchaniu drugiego albumu Brytyjczyków. Zespołów grających jakby muzycy rąk nie mieli nam nie brakuje, dlatego wykonawczą amatorszczyznę proponuję ścigać z urzędu. Purytan trzeba jednak oszczędzić, za "Hidden" im się należy.
Młodzi, dekadenccy zdążyli w ciągu ostatnich kilku lat wygenerować i narzucić kilka ważnych trendów. Co na to These New Puritans? Zaprosili na wspólną trasę The XX. Eklektyczna młodzież z Sheffield wymyśliła granie nowych czasów trochę inaczej niż londyńscy nadwrażliwcy, ale podobnie, bo zainwestowała w towar najbardziej obecnie lukratywny. Otwartość. Dziś najlepsi to ci najbardziej elastyczni. Wygrywasz, jeśli nie boisz się przekraczać granic, a to, Purytanie robią naprawdę spektakularnie. To już nawet nie jest zwykłe wychodzenie poza taneczne rytmy odsyłające klasyczny post punk na współczesne parkiety i pokazy mody. Nie o zabawę konwencją tutaj chodzi, bo "Hidden", album naprawdę imponujący, to zupełne złamanie ram, w których grupa do tej pory się odnajdywała.
Ta płyta, to w kontrze do debiutu brak jakichkolwiek radiowych fajerwerków, choć przecież na poziomie albumu jako spójnej całości dzieje się tutaj niepodzielnie więcej. To materiał skrojony pod muzycznych erudytów, obsesyjnie dążący do brzmieniowej i konceptualnej perfekcji. I to słychać, nawet jeśli pierwsze założenie zgodne z remodernistycznym manifestem kwartetu ("anti-experimental, anti-distortion, anti-avant garde") było takie, żeby nagrać płytę instynktowną. Inna sprawa, że TNP kombinowanie mają we krwi, dlatego pogoni za sensem, tytułowym "Ukrytym" podporządkowany jest ten album. Rozbuchany, dziwny i nieobliczalny, gdzie dubstepowym wygibasom towarzyszą japońskie bębny ("We want war"), ludyczne melodie łączą się z amerykańskim hip hopem ("Fire-Power"), a bajroniczne pojękiwania Barnetta wchodzą w dialog z przesterowanymi jak u Nosaj Thing dziecięcymi chórami ("Orion"). Pełna retroawangarda, plus kult detalu. Ostrzenie noży, katedralne głębie, dzwonienie łańcuchami, industrialna ornamentyka – labirynt strachów. Fakt, nadużywanie ekspresji i ryzykanckie przerysowanie jest najprostszą drogą, do ukrócenia młodzieńczej megalomanii, ale These New Puritans zdają się być wyjątkiem. Debiut promowali wystylizowani na rzymskie centurie więc kolejne paranoiczne misterium w niczym im nie zaszkodzi. Szczególnie tak przerażająco sugestywne.