Tomasz Bednarczyk (aka Milipop), niespełna 23-letni student pedagogiki z Wrocławia, ma już na swoim koncie kilka oficjalnych wydawnictw. Jednak w ubiegłym roku, za sprawą podpisania kontraktu z prestiżową australijską wytwórnią Room40, usłyszeć o nim mogli amatorzy ambientu spod różnych szerokości geograficznych.
Debiutancki krążek spotkał się z przychylnymi recenzjami zachodnich mediów, które młodego Polaka uznały za postać wielce obiecującą, odnosząc jego kompozycje do twórczości takich tuz jak Harold Budd czy William Basinski.
"Painting Sky Together" stanowi naturalną kontynuację dobrze przyjętego, przepełnionego eteryczną melancholią "Summer Feelings". Bednarczyk przetworzone akustyczne brzmienia i melodie wzbogaca nie tylko o trzaski i szmery sfatygowanych płyt winylowych, ale przede wszystkim o dźwięki wycięte prosto z otoczenia. Zapętlone pianino chowa za szelestem przekładanych kartek, odgłosami cieknącej wody, podsłuchanymi rozmowami przypadkowo spotkanych ludzi, czy szumem pobliskiej ulicy. W efekcie nadaje swoim kompozycjom wielopłaszczyznowego wymiaru.
Na nowym krążku Bednarczyk z otwartej przestrzeni wakacyjnej łąki przenosi się na salę małego, dusznego kina z ustawionym pośrodku pustym, białym ekranem. Jednak już pierwsze sekundy openera "Your Whiteness" zdradzają, że tego wieczoru nie zostanie tam wyświetlony żaden znany dotychczas film, a zarówno przedmiotem, jak i podmiotem projekcji będzie sam słuchacz. To jego percepcja plam dźwiękowych ostatecznie zadecyduje o emocjonalnym kształcie dzieła. Kolejnej wskazówki, tym razem co do roli samego muzyka, udziela "Tokio". Okazuje się, że Tomasz nie jest tu zwykłym taperem, przygrywającym na pianinie do niemego obrazu, bliżej mu bowiem do japońskiego benshi. Chowając się za laptopem, nie tylko odpowiada za efekty akustyczne, click’n’cutami prowadzi bowiem całość narracji. Trwający blisko trzy kwadranse seans zamyka utwór zatytułowany zwyczajnie "Movie".
Tomasz Bednarczyk poza umiejętnością komponowania przyjemnych dla ucha, choć bardzo smutnych i uderzających polarnym chłodem melodii, posiada jeszcze jeden bardzo cenny atut – wyczucie, które pozwala mu z jednej strony nie przekombinować z formą, z drugiej zaś, pod dźwiękowym patchworkiem przemycić odpowiednią dawkę emocji. W rezultacie jego kompozycje są dla odbiorcy zarówno czytelne, jak i silnie stymulujące wyobraźnię.
Natalia Kanabus