Powrót po latach Lali Puny jest nie tylko zaskakujący, ale też niepotrzebny. Markus Acherzarówno w swoim głównym przedsięwzięciu o nazwie The Notwist, jak i w tym przybocznym projekcie, dostarczył nam już sporą ilość wzruszeń i pozytywnych emocji. Sentymentalizm to często silne uczucie, ale nie można bazować tylko i wyłącznie na nim, decydując się na wskrzeszenie idei, która przez 6 lat zdążyła mocno się zestarzeć. Nie chodzi nawet o to, że stare krążki Lali Puny nie wytrzymały próby czasu, bo to ciągle zdają się być albumy bardzo przyjemne i, co chyba najważniejsze, przyjazne słuchaczowi: absolutnie nienachalne, nieinwazyjne, praktycznie dla wszystkich. To muzyka elektroniczna, jaką tworzył we wszystkich swoich zespołach Acher, w dobie rozbijania się łokciami w stricte mainstreamowym nurcie różnych odłamów tzn. nowych brzmień, stała się trochę bezbarwna i właściwie tylko "Neon Golden" broni się dzielnie, choć nie bezproblemowo.
Być może nie wszyscy pamiętają, ale oprócz wspomnianego już swoistego egalitaryzmu płyt Lali Puny, ich mocną stroną były też proporcje. Doskonałe wyważenie między żywym, klubowym klimatem, a leniwymi, nastrojowymi epizodami, co najlepiej wyszło Acherowi i spółce na "Faking The Books". "Our Inventions" w całości praktycznie nawiązuje tylko do tej pościelowej natury Lali Puny. Na najnowszy krążek Niemców składają się bowiem tylko statyczne, geriatryczne, strasznie monotonne piosenki. Esencja popołudniowego easy-listeningu, idealna muzyka tła do rozmów przy kawie, definicyjny przykład eleganckiej nudy. Na "Our Inventions" nie ma żadnego punktu zaczepienia, żadnego momentu, kiedy można by unieść brew w geście jakiegokolwiek zainteresowania słyszanymi melodiami. Nawet Valerie Trebeljahr ze swoim przesadnie wyciszonym, beznamiętnym wokalem idealnie wpisuje się w bezbarwność całego krążka. "Remember" daje się zapamiętać tylko dlatego, że było pierwszym, premierowym utworem Lali Puny, który ujrzał światło dzienne po wielu latach. "Everything Is Always" wprowadza na tę płytę trochę ożywienia swoim szybszym bitem, ale ciągle – jest to poruszenie, na jakie pozwolić może sobie sędziwa staruszka, przyspieszając kroku, chcąc zdążyć na tramwaj z przystanku po drugiej stronie ulicy. Wyrok jest jednoznaczny: "Our Inventions" rozczarowuje dość porządnie.
Wszędobylska monotonia powrotnego albumu Lali Puny to jedno. Zupełnie osobną kwestię stanowi zaś trasa koncertowa grupy, promująca czwartą płyę. To właśnie w tym miejscu można skorzystać ze sporych pokładów sentymentalizmu i pozytywnych wspomnień, jakimi darzymy Achera i jego projekty. Polski epizod tej trasy będzie miał miejsce na tegorocznym OFF Festiwalu. Zapowiada się fajny koncert, o ile muzycy Lali Puny, mądrze rozłożą akcenty między swoimi utworami, stawiając jednak głównie na materiał sprzed lat. To na pewno słuchaczy nie zanudzi. A wiem, co mówię, bo już raz miałam okazję świetnie bawić się na koncercie Lali Puny. Tylko było to w 2004 roku...
Kasia Wolanin