Yo La Tengo są z Hoboken, miejscowości oddzielonej do Nowego Jorku  rzeką Hudson. Muzycznie również funkcjonują na uboczu i trudno zaliczyć  ich do jakiejś grupy, fali, nurtu. Yo La Tengo (hiszp. mam ją) zalicza  się do pierwszego szeregu gwiazd amerykańskiej wytwórni Matador Records,  która z kolei stoi w pierwszym szeregu niezależnych wydawców. Kultowy,  25-letni już zespół i kultowa 20-letnia firma. Jakość gwarantowana.  12 płyt i 40 gatunków muzycznych patrzy na państwa. 
  
 Zespół wydaje ostatnio (od 1997) płyty co trzy lata - po niedocenionym,  delikatnym "Summer Sun" (2003) i solidnym, wszechstronnym "I Am  Not Afraid And I Will Beat Your Ass" (2006) w tym roku dali już o  sobie znać płytą z coverami "Fuckbook" wydaną pod nazwą Condo  Fucks. Z typowym dla siebie luzem i poczuciem humoru wyegzorcyzmowali  na niej swoje garażowe, rockowe, zgrzytliwe zainteresowania - ten składnik  występuje zatem na „Popular Songs” w mniejszej dawce. Ostro i transowo  jest w najlepszym na płycie, otwierającym "Here To Fall" (boskie  smyczki pożyczone od Isaaca Hayesa), w podobnym do starego hitu "Sugarcube"  przebojowym "Nothing To Hide". Później wyrazisty riff dominuje  w całym "More Stars Than There Are in Heaven" - ten zbudowany na  kilku(-nastu?) ścieżkach gitary dziewięciominutowy shoegaze jest  ozdobą płyty. I jeszcze typowy dla Yo La Tengo 16-minutowy trans ("And  The Glitter Is Gone") z kaskadami gitarowych sprzężeń. Na szczęście  to ostatni utwór, więc nietrudno go ominąć. Te dwie kobyły dzieli  jeszcze trzeci, również beztrosko przeciągnięty obiekt muzyczny  - minimalistyczny, ambientowy "The Fireside". To przeciwieństwo  zamykacza, ale również przegrywa wobec bogatej piosenkowej oferty  pierwszej części płyty. 
 
 Numery od 1 do 9 to tytułowe piosenki pop. Lżejsze z nich, mniej przesterowane,  potwierdzają talent Amerykanów i do świetnych melodii, i do ciekawych  aranżacji. Cudne harmonie wokalne towarzyszą zarówno wesołemu, motownowemu "Periodically Double Or Triple", jak i kolejnemu przebojowi - śpiewanemu  w duecie przez małżeństwo Irę Kaplana i Georgię Hubley "If It's  True". Oprócz zwykłych dla trio z Hoboken instrumentów mamy tu  smyczki i organy (na wierzchu) oraz pianino. I niczego nie jest za dużo.  Cała płyta brzmi zresztą jak audycja amerykańskiego radia z lat  70., na szczęście krąży nad tą audycją duch zabawy. Zespół gra  rzeczy kojarzące się z filmem drogi - jak senne, zamglone "By Two's"  (śpiewa Georgia), kruche i delikatne "I'm On My Way” (James), countrowe "When It's Dark" (znów Georgia). Cała płyta rozgrywa się na  opozycji lekko, kameralnie - luzacko, gitarowo. Oba oblicza Yo La Tengo  są jasne, pogodne... a niebo jest przy tym niebieskie. 
  
 25 listopada Yo La Tengo wystąpią w Katowicach w ramach festiwalu  Ars Cameralis. Będzie to ich pierwszy koncert w Polsce.
 Jacek Świąder