Jeśli przyjrzymy się ostatnim krążkom, które zdobią karierę Herbiego Hancocka, ze szczególnym uwzględnieniem ostatniego –"River" – uhonorowanego Grammy, zauważymy, że ten wielki pianista, jeden z gigantów jazzu, ma już z tym gatunkiem coraz mniej wspólnego. "Imagine Project" jest tego koronnym dowodem, dlatego ostrzegam, fani jazzu, fusion, czy nawet funk – jazzu, spod znaku "Head Hunters", możecie poczuć się oszukani, umieszczeniem tego albumu w swojej ulubionej kategorii. Ta płytka to pop pomieszany z muzyką world z różnych stron świata. Hancock wykorzystując status gwiazdy, od lat dobrze poruszający się w różnych środowiskach i klimatach, zaprosił do współpracy wielkich popkultury m.in: P!NK, Seal, India.Arie, Jeff Beck, John Legend, Dave Matthews, a także sporo etno – popowych wykonawców. Dość rzec, że dla swojego starego kompana, wielkiego Wayna Sortera znalazł miejsce tylko w jednym kawałku, pod względem czysto artystycznym zdecydowanie najlepszym, w którym udziela się także grająca na sitarze Anoushka Shankar. Żeby wszystko ładnie wygładzić, wystylizować i polakierować, a później dobrze sprzedać, zaproszeni goście śpiewają ograne hiciory w rodzaju "Imagine", "The Times They Are a Changin" czy "Exodus". Szczerze przyznam, że po czysto popowym "Possibilities", techno – elektronicznym Future Shock", czy dyskotekowym "Feet Don't Fail Me Now" myślałem, że nic gorszego w wydaniu Herbiego mnie nie spotka. Och, jak bardzo się myliłem.
Mieczysław Burski
Christian Scott -Yesterday You Said Tomorrow, Universal Music Polska 2010
Umiejętne połączenie trzech często wykluczających się jazzowych światów. Współczesnego, rozłożonego gdzieś pomiędzy popem a kończącego się na awangardzie, wspomnienia Gigantów Jazzu lat 60., i tego, z początku wieku, z okresu powolnego kształtowania się tego gatunku. Christian Scott, młody, 26 letni trębacz rodem z Nowego Orleanu, mocno stąpa po ziemi. Tworzy muzykę bardzo dojrzałą, nauczył się już kontrolować swoje emocje, nie folguje chwili, ma swój cel i wie jak do niego dojść. Imponuje uporem i precyzją wyrazu. Jest przedstawicielem nowoczesnego jazzu XXI wieku, który nie musi uciekać się w elektronikę, by mówić głosem współczesnej młodzieży. Minusem jest to, że swoją muzykę oddaje w jasyr modnych wolnościowych ideologii, o czym rozpisuje się na swojej najnowszej płycie "Yesterday You Said Tomorrow". Dla niego, jak i dla wielu afroamerykańskich artystów, w USA nie zaszły żadne zmiany i wciąż rasizm i niewolnictwo to tematy numer 1. Dlatego też każdy z tytułów utworów to metaforyczne słowo - klucz do wykrzyczenia prawdy o ciężkim losie czarnych obywateli Stanów Zjednoczonych. Na szczęście, jest to płyta instrumentalna, dlatego spokojnie możemy przejść obok tego bagażu ideologicznego i zachwycać się świetną muzyką.
Olga Spasojewska
Nigel Kennedy Quintet "Shhh!", EMI 2010
Okazuje się, że obok Stańki i Urbaniaka największym promotorem polskiej muzyki jazzowej jest Nigel Kennedy, który umie wykorzystywać swoją sławę i rozwinięte kontakty w świecie muzyczno – medialnym. Dzieląc swoje zainteresowania pomiędzy klasykę, jazz i rock skrzypek spaja na "Shhh!" swoje fascynacje w jedną całość. Kennedy jest showmanem i bawi się muzyką, swobodnie wybiera sobie idiomy i puszcza do nas oczko, dając do zrozumienia, że na wiele go stać. A to prawda, w szczególności, gdy towarzyszą mu takie tuzy jak: Wyleżoł, Grzegorski, Kowalewski i Dzidzic. Dla każdego z nich lider znalazł miejsce w składzie i potrafi wykorzystać ich umiejętności dając im trochę przestrzeni, by pochwalili się swoim talentem. Słychać, że krążek oparty jest na umiłowaniu do gitary przełomu lat 60 i 70. Hendrix i McLaughlin odnaleźli by się wspólnie z Nigelem na scenie. Prawdziwą perełką jest bluesowy, zachrypły, zapity głos Boya George’a w jedynym z kawałków. Mocne rockowo – jazzowe granie, trochę balladowych motywów, sporo popisówek. Kennedy ma sporą grupę fanów w naszym kraju, którzy niekoniecznie uważają muzykę improwizowaną za swojego konika, ale widzą w Angliku przedstawiciela szeroko rozumianej alternatywy. I to do nich adresowane jest "Shhh!".
Mieczysław Burski
Dino Saluzzi & Anja Lechner "El Encuentro", ECM 2010
Dwóch braci Saluzzich plus, po raz kolejny, zaproszona do współpracy wiolonczelistka Anja Lechner i akompaniament Metropole Orchestra pod dyrekcją Jules Buckley, który jak mało kto potrafi wspierać muzyków spoza nurtu muzyki poważnej. Akordeon, saksofon i smutny, przejmujący dźwięk wiolonczeli na tle lekkich, zwiewnych partii skrzypek. Intrygujące połączenie folku Ameryki Południowej, tanga, jazzu i muzyki poważnej. "El Encuentro" to muzyka nieśpieszna, piękna w swej monotonności i przejmująca w momentach, które wyrywają nas z półsnu. Spokojne, opanowane frazy saksofonu Felixa Saluzziego, od lat współpracującego ze swoim sławny, dziś 75. letnim bratem, pięknie łączą się z emocjonalnym, ekspresyjnym stylem gry Lechner. Duet Dino i Anji funkcjonuje bez zarzutu i widać, że muzycy ci nawzajem się inspirują i uzupełniają. Nas cieszy zaś to, że ich wspólne płyty "Kultrum" i "Ojos Negros" to prawdziwe arcydzieła. "El Encuentro" to projekt, przy którym Astorowi Piazzolli łzy leciałyby zapewne ciurkiem. Tęsknota, wspomnienia, marzenia. Muzyka Saluzziego jest niczym czytanie swojego pamiętnika z lat wczesnej młodości.
Olga Spasojewska