Tom Jones podczas występu na stadionie Norwich City, który odbył się 5 czerwca br., czyli na dwa dni przed jego 70. urodzinami, zaanonsował wydanie swojej kolejnej studyjnej płyty. Album "Praise & Blame" ukazał się 27 lipca i od razu znalazł się na 2. miejscu brytyjskiej listy Top 100.
Longplay został wyprodukowany przez słynnego Ethana Jonesa, współtwórcę sukcesów m. in. takich wykonawców jak Ryan Admas, Kings of Leon, Ray LaMontagne, Kevin Prosh, Rufus Wainwright, Howard Eliot Payne, Emmylou Harris, Croweded House, Laura Marling. Zawiera covery m. in. Boba Dylana, Johna Lee Hookera, Billego Joe Shavera. W nagraniu materiału wzięli udział tacy znakomici muzycy jak B. J. Cole (gitary), czy Chris Holland (organy Hammonda). Jako gość specjalny na instrumentach klawiszowych zagrał Booker T. Jones, multiinstrumentalista, kompozytor, producent płytowy, lider legendarnego soulowego zespołu z Memphis - Booker T. and the MGs.
Gotowy, nagrany materiał, przesłuchał szef wytwórni płytowej, w której album miał być pierwotnie wydany i wpadł w panikę. Określił płytę jako "chory żart" i nakazał natychmiastowe wstrzymanie projektu. Po wielkiej awanturze Tom Jones zmienił wydawcę i 7 czerwca br. ukazał się singiel z albumu – "Burning Hell" (utwór Johna Lee Hookera), wskakując z miejsca na szczyty różnych list przebojów w Wielkiej Brytanii i USA.
Tom Jones wyznał, że nagranie "Praise & Blame" było spełnieniem jego marzenia, by zmierzyć się ze standardami m. in. Dylana, Hookera, Shavera.
"Jestem niezmiernie dumny z tych nagrań" – powiedział. "To taka naturalna, szczera płyta. Jest to płyta, która sprawia, że myślisz, że zastanawiasz się nad sensem życia […] Chciałem wrócić do korzeni muzyki, do jej źródeł. Dlatego podczas nagrywania materiału śpiewałem na żywo z towarzyszeniem jedynie sekcji rytmicznej – bez dubbingowania głosu, bez jakichkolwiek [studyjnych] sztuczek. Na płycie nie ma również rozbudowanych aranżacji np. z udziałem instrumentów dętych czy smyczkowych. To pomaga w odczytywaniu znaczenia każdego z utworów, ich głębi i duchowości. Pomaga również w chwytaniu na gorąco muzycznych przeżyć." – wyznaje walijski weteran sceny.
Jak widać nie zawsze szefowie wytwórni płytowych mają rację. I całe szczęście.
Tom Jones, „Burning Hell”:
(JM)